MKTG NaM - pasek na kartach artykułów

Tajemnice zabójstwa ministra zabrał do grobu

Grzegorz Zasępa
Jerzy Dziewulski (poseł SLD) Fot.: Władysław Morawski/archiwum
Jerzy Dziewulski (poseł SLD) Fot.: Władysław Morawski/archiwum
Tadeusz M., gangster ze Śląska, podejrzany o zabójstwo ministra Jacka Dębskiego nie żyje. Znaleziono go wiszącego na prześcieradle w celi więzienia na warszawskim Mokotowie.

Tadeusz M., gangster ze Śląska, podejrzany o zabójstwo ministra Jacka Dębskiego nie żyje. Znaleziono go wiszącego na prześcieradle w celi więzienia na warszawskim Mokotowie. Zaledwie dzień wcześniej postawiono mu zarzut zabójstwa ministra sportu Jacka Dębskiego. Kilkanaście godzin później już nie żył

W poniedziałek Tadeusz M. został przewieziony do Warszawy z aresztu śledczego w Mysłowicach.

Martwego Tadeusza M. znalazł wczoraj rano strażnik więzienny. Wisiał na rurce w ubikacji, na której normalnie znajduje się zasłonka. Na szyi miał linę zrobioną z prześcieradła. Wczoraj przez cały dzień trwały oględziny celi. Pracownicy więzienia wykluczają, jakoby ktoś mógł pomóc Tadeuszowi M. w samobójstwie.

- Na prośbę prokuratury komisja penitencjarna zakwalifikowała osadzonego do kategorii niebezpiecznych. Dlatego dostał pojedynczą celę z podwójnymi kratami. Znajdował się pod specjalnym nadzorem - powiedziała nam wczoraj Luiza Sałata, rzecznik prasowy Centralnej Służby Więziennej. - Wcześniej rozmawiał z nim więzienny psycholog. Podejrzany był pogodny, kontaktowy. Nic nie wskazywało, że może targnąć się na życie. Trwa postępowanie wyjaśniające, ale na razie nic nie wskazuje na jakikolwiek udział osób trzecich w całym zdarzeniu. Zdaniem prowadzących postępowanie, wszystko odbywało się zgodnie z przepisami.

W warszawskim więzieniu nie ma monitoringu. Strażnicy zeznali, że w nocy wielokrotnie zaglądali do celi Tadeusza M. Widzieli go podczas porannego apelu, wydali mu śniadanie. Jak mówi Sałata, nie ma stuprocetowego zabezpieczenia przed podobnymi zdarzeniami. Więźniowie z braku odpowiednich narzędzi potrafią sobie przegryźć żyły. - Bardzo dobrze sprawdza się monitoring cel dla niebezpiecznych osadzonych. Ale mają go tylko cztery więzienia w Polsce - dodaje Luiza Sałata.

Przypomnijmy

We wtorek prokuratura Okręgowa w Warszawie postawiła mu zarzut zabójstwa byłego ministra. Jako zabójcę wskazała go Halina G. ps. "Inka" jedyny świadek tragedii z 11 kwietnia ub. roku. Dębski został zastrzelony przed warszawskim klubem nocnym Cosa Nostra. Przebywał tam właśnie w towarzystwie "Inki", która prawdopodobnie wywabiła go na zewnątrz. Halina G. od tego czasu przebywa w areszcie śledczym, jest podejrzana o współudział w tym zabójstwie. Dzięki jej zeznaniom udało się ustalić, że zleceniodawcą morderstwa był Jeremiasz B. ps. Baranina, rezydent gangu pruszkowskiego w Austrii. Powodem miały być długi byłego szefa UKFiS wobec grupy przestępczej.

Kim był Tadeusz M.?

Podejrzany o zabójstwo Jacka Dębskiego miał 44 lata i z wykształcenia był technikiem budowlanym. Miał dwoje dzieci (14 i 2 lata). Policjanci z Chrzanowa, gdzie mieszkał znają go raczej jako awanturnika i drobnego opryszka niż gangstera. Dosyć często jeździli do jego mieszkania, do tzw. awantur domowych. - Jestem zaskoczony, że to ten Tadeusz M. - mówi jeden z policjantów. - To nazwisko jest nam znajome, ale nie przypuszczaliśmy, że w jego karierze może być także zabójstwo.

Na początku lat 90. Tadeusz M. pobił dotkliwie swoją żonę. Podczas przeszukania policja znalazła u niego pistolet. Został za to skazany na pięć lat więzienia. Przesiedział trzy. Potem słuch w Chrzanowie o nim zaginął. Nie mieszkał już z żoną, która się z nim rozwiodła. Po wyjściu z więzienia Tadeusz M. imał się różnych zajęć. W rzeczywistości miał kontakty ze śląskimi grupami przestępczymi. Wymuszał ponoć haracze od handlujących węglem. Sam też robił interesy na węglu. Miał również wykonywać zlecenia dla gangu Krakowiaka i mafii Pruszkowskiej - chodziło o zastraszania i zabójstwa. Znał dobrze Ryszarda Niemczyka, który miał wyznaczyć go do zabicia Dębskiego. W czerwcu 2000 roku razem ze wspólnikiem pobił i porwał biznesmena z Chełma Śląskiego handlującego węglem. To właśnie za to trafił w październiku ubiegłego roku do aresztu w Mysłowicach. - Tadeusz M. był przez ponad rok poszukiwany listem gończym - mówi prokurator Natasza Sober-Bukowska, z Prokuratury Rejonowej w Mysłowicach. - Niedawno skierowaliśmy już akt oskarżenia w tej sprawie. Oficjalnie był Tadeusz M. bezrobotny, zajmował się handlem obnośnym.

Porwany biznesmen nie odnalazł się do dzisiaj. Nie wykluczone, że został zamordowany.

Jak powiedział nam wczoraj kpt. Ryszard Somajluk, zastępca dyrektora aresztu śledczego w Mysłowicach, Tadeusz M. byl zdyscyplinowanym więźniem. - Nigdy nie mieliśmy z nim żadnych kłopotów - mówi Somajluk. - Nie stosowaliśmy wobec niego żadnych kar. Nigdy też nic nie wskazywało na to, by miał jakieś myśli samobójcze.

Opinie

* Śmierć Tadeusza M. Może uniemożliwić pełne wyjaśnienie zabójstwa - uważa minister sprawiedliwości Barbara Piwnik. Według Piwnik, nie ma danych, by M. ktoś w samobójstwie pomógł. Minister zapowiedziała zbadanie wszystkich okoliczności śmierci M. Jej zdaniem, samobójstwa zdarzają się w aresztach także przy pełnym przestrzeganiu procedur - oświadczyła. Dodała jednak, że jeśli nastąpiło zaniedbanie, to wobec odpowiedzialnych zostaną wyciągnięte konsekwencje.

* Za bulwersujące uznał samobójstwo Tadeusza M. minister SWiA Krzysztof Janik. ? Być może zabrał ze sobą do grobu całą tajemnicę dotyczącą tego morderstwa i okoliczności mu towarzyszących. Szkoda, że tak się stało - powiedział.

* To wpadka, zdarzenie nie wystawiające najlepszego świadectwa, jeśli chodzi o kontrolę nad zatrzymanym - uważa szef sejmowej Komisji Sprawiedliwości Grzegorz Kurczuk z SLD. Zastrzegł jednak, że "pomysłowość ludzka nie zna granic" i jeśli ktoś chce popełnić samobójstwo, to zawsze znajdzie jakiś sposób.

* Oburzona brakiem kontroli ze strony służby więziennej nad M. jest policja. Tadeusz M. był w areszcie zakwalifikowany do "grupy N" - czyli niebezpiecznych przestępców. Wobec takich osób powinny być wprowadzone zaostrzone procedury postępowania. M. dużo wiedział na temat powiązań, kontaktów i struktury gangu pruszkowskiego - mówią policjanci i prokuratorzy. - Zabrał ją do grobu - przyznają.

* Funkcjonariusza Centralnego Biura Śledczego są oburzeni tym co stało się w mokotowskim więzieniu. - My łapiemy przestępców, a oni ich wypuszczają, obojętne na zewnątrz muru czy do grobu - twierdzą funkcjonariusze CBŚ.

Rozmowa z Lechem Kaczyńskim, liderem Prawa i Sprawiedliwości, byłym ministrem sprawiedliwości:

Nie wierzę,że to samobójstwo

Jak to się dzieje, że podejrzany o zabójstwo ministra, uznany za więźnia niebezpiecznego popełnia samobójstwo w więzieniu?

Najpierw musiałbym wierzyć, że to było samobójstwo. Według mnie jest to mało prawdopodobne. To był człowiek, który miał bardzo szerokie znajomości, bardzo dużo wiedział. Moim zdaniem ktoś co najmniej pomógł mu w tym samobójstwie. Jeżeli nawet nie bezpośrednio, to przynajmniej pozostawiając w jego celi przedmioty, na których można się powiesić. Zdarzenie to dowodzi, tak samo jak słynna ucieczka "Jędrzeja" z łódzkiego sądu, że są w tym kraju ludzie, i to wysoko postawieni, którym wcale nie zależy na tym, by niektóre sprawy ujrzały światło dzienne. Jeszcze kiedy byłem ministrem wskazywałem na różne próby utrudniania ważnych śledztw. To dlatego np. rozdrobniony został proces członków gangu pruszkowskiego.

Pan ma własną teorię dotyczącą śmierci Jacka Dębskiego? Czy Tadeusz M. był tym, który strzelał?

Niestety, nie mogę powiedzieć wszystkiego, co wiem. Jako były prokurator generalny jestem związany tajemnicą służbową. Na 99 procent Tadeusz M. był zabójcą Jacka Dębskiego. Ale przecież to nie wszystko. On był tylko wykonawcą wyroku. Wszyscy mówią o "Baraninie", jako rezydencie mafii pruszkowskiej. Myślę, że nie doceniają możliwości i szerokich powiązań tego pana.

Gdyby pan był ministrem sprawiedliwości, odwołałby pan kierownictwo więzienia, w którym siedział Tadeusz M.?

To jest poza wszelką dyskusją. Co prawda więźniowie uciekali i pewnie dalej będą uciekać. Ale jest różnica między zwykłym więźniem, a uznanym za niebezpiecznego. On powinien być pod szczególnym nadzorem. Do tego nigdy nie powinno dojść. Poza tym poleciłbym wszcząć zakrojone na szeroką skalę śledztwo, by wyjaśnić to wątpliwe samobójstwo.

Mówi Jerzy Dziewulski, poseł SLD:

Zgasili światło, i żegnaj stary

- Trzeba ustalić, czy ktoś mu nie pomógł. Czy tu nie było innego zlecenia, bo przecież Tadeusz M. działał na zlecenie, miał masę informacji. Trzeba wziąć po uwagę fakt, że on się już podłamał, już się przyznał do zabójstwa. Jerzy Dziewulski zapytany, kto w tej sprawie popełnił błąd, odparł, że należy sprawdzić książkę służby więziennej, w której są zapisy obchodów. - Jeżeli Tadeusza M. znaleziono ok. godz. 9 rano, to trzeba postawić pytanie, kiedy strażnik więzienny był u niego wcześniej. Czy to nie było tak, że o 22 zgaszono światło, i żegnaj stary - powiedział poseł SLD.

od 12 lat
Wideo

Nowy pistolet MPS z Fabryki Broni "Łucznik"

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!

Polecane oferty

Materiały promocyjne partnera
Wróć na katowice.naszemiasto.pl Nasze Miasto