Kolekcjonerzy wakacyjnych wrażeń. Dziennikarze DZ o swoich wakacyjnych wspomnieniach
ALDONA MINORCZYK-CICHY Motto na wakacje - ruszać się, zwiedzać, chłonąć atmosferę, poznawać historię niezwykłych miejsc i ludzi, którzy tam mieszkają. Taką mam naturę - okropnie ciekawską. Nowo poznaną osobę potrafię bezwiednie odpytać z całego życia. No cóż, dziennikarskich nawyków nie tak łatwo się pozbyć. Za to dzięki nim zdarza mi się trafiać tam, gdzie zwykli turyści w życiu by nie weszli i dowiadywać się więcej niż można wyczytać w turystycznych przewodnikach. Urlopowy wróg - bezczynność. Wylegiwanie się na leżaku nawet na najpiękniejszej plaży świata - to nie dla mnie. No chyba że z ulubioną książką w ręku. Ja po tej plaży chętnie pomaszeruję, najlepiej z kijkami i o zachodzie słońca. Zaku-py... brrr, za czyje grzechy? Dyskoteka? W życiu! Grill? Dobrze, o ile zrobi go mój mąż. Karczek z marynaty wychodzi mu świetnie. No chyba że znowu go przypali. A dzieci niech zajmą się sałatką. I lam-pkę wina proszę. Może być czerwone wytrawne. Cudownie było jakieś 10 lat temu i to bynajmniej nie w ciepłych krajach. Razem z mężem wsiedliśmy w pociąg i z plecakami ruszyliśmy na pod-bój Bieszczad. Połoniny, lasy i widoki, fantastyczni ludzie. Tylko te wstrętne węże. Jeden taki miał ze trzy metry, wielkie zęby jadowe i mnie gonił. Wystraszył się chyba wrzasku. Bo naprawdę dałam z siebie wszystko. I proszę nie wierzyć mojemu mężowi! Stara się mnie oczernić twierdząc uparcie, że to był zaskroniec średnich rozmiarów, który polował na żabę, a nie na mnie. Nieprawda! Polowanie na pierogi - kocham je - niestety nieodwzajemnioną miłością. Kiedy próbuje je zrobić sama - nie wychodzą. Niedoścignioną mistrzynią w ich robieniu była babcia Frania. Szukając ich smaku zamawiam je wszędzie, gdzie jadę (o ile są w menu). Najbardziej podobne do oryginału jadłam w restauracji na rynku w Pucku.