- Nie wiem, czy rok to długo, czy krótko, by wrócić do codzienności. To jest tak, jakby ktoś nagle przyszedł, wytargał serce i kazał żyć dalej - opisuje Małgorzata Wassermann, córka Zbigniewa.
Przez pierwsze dni po katastrofie żona posła PiS, Halina, nie potrafiła usiąść na dłużej w jednym miejscu. - Chodziłam tak bez celu, odbierałam telefony, płakałam i martwiłam się, że on tam marznie. Nie wiem czemu, ale tak mi się wtedy wydawało, że jest mu zimno - wspomina.
Małgorzata pamięta, że nie rozróżniała dnia i nocy. Sama strasznie cierpiała, ale najbardziej bolał ją widok mamy. - Nienaturalnie się zgarbiła, była jakby skulona. Patrzenie na jej ból było nie do zniesienia.
Ze wsparciem przyszła rodzina, bliscy. Dzwonili, oferowali pomoc. - Teraz wydaje się to dziwne, ale zdarzało się, że to my ich pocieszałyśmy - opowiadają żona i córka.
Kiedyś przyszedł do pani Haliny we śnie. - Stał w bramie w takim blasku. Pobiegłam do niego i mówię mu: Zbysiu, gdzieś ty był? Ja tu płaczę za tobą. Odpowiedział: uspokój się Staruszko (bo tak się do mnie pieszczotliwie zwracał). Byłem na specjalnej misji. Teraz już wrócę do ciebie - mówi żona. Na wspomnienie męża uśmiecha się i spogląda na jego zdjęcie.
- Cieszą mnie sukcesy córek, syna. Jestem dumna z wnuczek. Wydaje mi się jednak, że moje własne szczęście już się skończyło.
- Strasznie był kochany - po chwili na ustach pani Haliny znów pojawia się uśmiech, a w oczach zachwyt. - Zbysia nic już mi nie zwróci, ale muszę i chcę go wspominać. Chcę pani opowiedzieć, jakim wspaniałym był człowiekiem - mówi.
Żona zawsze czekała na piątek. Wtedy do domu wracał jej ukochany mąż. Nigdy nie zawiódł. Nawet gdy w Warszawie miał bardzo dużo pracy, weekend był zarezerwowany dla rodziny. Wracał nawet ostatnim samolotem. - Wchodził do domu i przebierał się w dres. Uwielbiał ćwiczyć w siłowni, którą urządził sobie w piwnicy - mówi Małgorzata.
W domu był inicjatorem wszelkich zajęć, począwszy od jazdy na rowerach, poprzez długie piesze wycieczki z wnuczkami, które niejednokrotnie musiał nosić na rękach. Cechowała go niesamowita radość życia, którą zarażał wszystkich dookoła.
Dbał o dom i ogród. Każdej wiosny razem z wnuczkami sadził kwiaty. Miał bardzo dobry smak. Nawet kiedy żona gotowała, on doprawiał. Znał się na wszystkich rodzajach mięsa, wiedział, jak je przyrządzić. - Teraz jemy tylko kurczaki - żartuje Małgorzata. Tata potrafił w parę chwil stworzyć coś z niczego. Kiedy wpadali niezapowiedziani goście, w parę chwil umiał zastawić stół najróżniejszymi potrawami. Jego specjalnością były gołąbki.
Jak przystało na prawnika i prokuratora, Zbigniew Wassermann umiał trzymać nerwy na wodzy. Rodzina nigdy nie usłyszała z jego ust przekleństwa.
- Kobieta lubi coś roztrząsać, wyolbrzymiać - przyznaje żona. - On zawsze mówił mi: Staruszko, daj spokój. Nie ma czym się martwić - wspomina.
Konto Amazon zagrożone? Pismak przeciwko oszustom
Dołącz do nas na Facebooku!
Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!
Kontakt z redakcją
Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?