Kolekcjonerzy wakacyjnych wrażeń. Dziennikarze DZ o swoich wakacyjnych wspomnieniach
ANNA ŁADUNIUK: Pierwszą samodzielną wyprawę odbyłam w wieku niecałych 4 lat. Działo się to prawie 50 lat temu w małej wsi na Lubelszczyźnie. Pewnego letniego ranka uznałam, że czas zacząć poznawać świat i po prostu wyszłam z domu pełnego ludzi (rodzice, babcia, ciotka z wujkiem i kuzynami). Zdołałam dojść do sąsiedniej wsi i dopiero tam ludzie zainteresowali się samotnym dzieckiem kroczącym poboczem drogi. Pewnie gdyby taka historia zdarzyła się dziś, szukałaby mnie policja, pisano by o nieodpowiedzialnych rodzicach. A ja… do dzisiaj najbardziej lubię samodzielnie poznawać inne kraje. Dlatego wiele razy pakowałam plecak, kupowałam bilet lotniczy i tylko z przewodnikiem w ręku ruszałam w świat. Zwiedziłam w ten sposób m.in. Gruzję i Armenię, Iran, Peru, Indie. Z każdego z tych miejsc przywiozłam jakieś swoje "naj". Bywało różnie. Musiałam zjeść, choć było trudno… świnkę morską. To przysmak w Ameryce Południowej. Wiedziałam o tym specjale i postanowiłam bardzo uważnie śledzić menu, żeby omijać to danie. Udawało się, zanim nie trafiłam do polskiego misjonarza w Peru. Tam właśnie na niedzielny obiad podano mi cuy (to po hiszpańsku świnka morska). Na stół trafiła upieczona w całości, z nóżkami i główką. Ciarki na plecach miałam, kiedy nagle zobaczyłam kobietę, która miała twarz zakrytą tekturową maską. Co jej jest? Chora? Oszpecona? Chwilę potem pojawiła się następna tak samo ubrana pani, a potem kolejne. Wyglądały niesamowicie, a mnie na myśl przyszedł film o człowieku w żelaznej masce. Było to na południu Iranu, nad Zatoką Perską. Kobiety zakładają tam maski zamiast muzułmańskich burek. A najpiękniejsze miejsce, którym się zachwyciłam, znalazłam także w Iranie. To był plac Imama w Isfahanie, ogromny czworokąt otoczony mieniącymi się w słońcu pałacami i meczetami, ze środkiem pokrytym trawą i kwiatami. Dla mnie najpiękniejsze miejsce na ziemi. Kasuje wszystkie "cuda świata" opisywane w przewodnikach.