Nasza Loteria NaM - pasek na kartach artykułów

Wojskowy niewypał

Grzegorz Zasępa
Rysunek: Marek Nycz
Rysunek: Marek Nycz
Niewypał, który robotnicy znaleźli przy ul. Brzozowej w Katowicach był uzbrojony i w każdej chwili groził wybuchem. Po naszej interwencji, wczoraj rano saperzy zabrali pocisk, który przez cały weekend leżał pod oknami ...

Niewypał, który robotnicy znaleźli przy ul. Brzozowej w Katowicach był uzbrojony i w każdej chwili groził wybuchem. Po naszej interwencji, wczoraj rano saperzy zabrali pocisk, który przez cały weekend leżał pod oknami kamienicy. Trwało to tak długo, bo żołnierz, który przyjmował zgłoszenie... zapomniał przekazać informację przełożonemu.

Jak już informowaliśmy, pocisk znaleziono w sobotę rano podczas robót ziemnych. Wygrzebali go z ziemi robotnicy, którzy wymieniali rury wodociągowe. Chociaż natychmiast powiadomili policję, niewypał leżał pod blokiem mieszkalnym przez dwa dni.

72 godziny to teoria

- Ja o całej sprawie dowiedziałem się dopiero dzisiaj rano - powiedział nam wczoraj starszy plutonowy Ireneusz Kwiatkowski z patrolu rozminowania 23. Brygady Obrony Terytorialnej w Gliwicach. - Pracowałem w weekend, byłem uchwytny, mój kolega też miał służbę. Nikt nas nie powiadomił o tym niewybuchu. Teoretycznie mamy 72 godziny na reakcję, w rzeczywistości przyjeżdżamy tak szybko, jak to możliwe. Zawsze mamy dyżury. W razie nagłej sytuacji ściągają nas z domu.

Zapisał i zapomniał

- Jeszcze w sobotę zgłosiliśmy sprawę saperom - mówi komisarz Andrzeja Wawrzonek, zastępca komendanta II Komisariatu Policji w Katowicach. - Tak jak wymaga procedura przez cały czas pilnowaliśmy terenu. Dwóch ludzi czuwało nad tym, by nikt nie zbliżał się do zagrożonego terenu.

Jak to się stało, że groźny niewypał przez dwa dni leżał w centrum miasta? - Wygląda na to, że pomocnik oficera dyżurnego zaniedbał sprawę - mówi podpułkownik Sławomir Konofol, szef szkolenia brygady OT w Gliwicach. - Około godz. 13 w sobotę zapisał w zeszycie zgłoszenie policji, ale nie powiadomił o tym oficera. Gdyby to zrobił, saperzy z pewnością zadziałaliby szybciej. To młody żołnierz, od niedawna w naszej jednostce. Oczywiście wyciągniemy wnioski z tego incydentu. I zrobimy wszystko, by to się nigdy nie powtórzyło.

Pamiątki wojenne

Co roku na Śląsku z ziemi wyciąga się ok. 1000 pocisków podobnych do tego, który wczoraj zabezpieczyli saperzy w Katowicach. Najczęściej znajdują je pracownicy firm budowlanych. - Co ciekawe, im więcej czasu mija od wojny, tym więcej jest niewypałów - twierdzi podpułkownik Sławomir Konofol, szef szkolenia 23. Brygady Obrony Terytorialnej w Gliwicach. - Oczywiście nie rozmnażają się, tylko po prostu coraz więcej grzebie się w ziemi. Buduje się nowe drogi, domy, supermarkety. Tereny, które do tej pory leżały odłogiem stają się miejscami dużych inwestycji. A tego typu pamiątek wojennych jest jeszcze u nas bardzo dużo.

Cały skład amunicji

- Chociaż na Śląsku nie toczyły się jakieś wielkie działania wojenne, nasz teren jest naszpikowany różnego rodzaju niewypałami - twierdzi Tomasz Bajor z Centrum Zarządzania Kryzysowego, który przez 20 lat był saperem. - Miejsca, gdzie przebiegała linia frontu czy były pola minowe zostały w większości oczyszczone zaraz po wojnie. U nas Niemcy przede wszystkim się bronili. Przygotowywali do natarcia Rosjan. Dlatego tworzyli niezliczone ilości składów amunicji, magazynów. Potem uciekli i nikt nie notował, gdzie one się znajdują. Pamiętam, że w latach 70. na terenie Huty Kościuszko w Chorzowie chciano wybudować warsztaty samochodowe. Kiedy zaczęli kopać, okazało się, że w ziemi jest cały skład amunicji moździerzowej i min. Rozbrajaliśmy to chyba przez tydzień. To o wiele bardziej groźne znaleziska, bo pociski są w doskonałym stanie, zakonserwowane i gotowe do użycia.

Gdyby bomba wybuchła...

Ucierpiałby budynek

Saperzy, którzy wczoraj rano zabrali niewypał, stwierdzili, że jest to pocisk artyleryjski z czasów II wojny światowej. Był mocno skorodowany i uzbrojony. - Najgorsze jest to, że zapalnik jest mocno uszkodzony - dodał st. plut. Kwiatkowski. - Przy nieostrożnym obchodzeniu mógł detonować. Co by się wtedy stało? Na pewno ucierpiałby budynek, ale trudno powiedzieć w jakim stopniu. Sprawdziłem cały teren, nie sądzę, by w ziemi znajdowało się coś jeszcze. Niestety nie mogłem użyć wykrywacza metali, bo tędy biegną rury.

Dlaczego policjanci nie zajęli się niewypałem leżącym pod blokiem?

Odpowiada asp. Janusz Jończyk z zespołu prasowego Komendy Wojewódzkiej Policji w Katowicach:

Nasi pirotechnicy wyjeżdżają zazwyczaj do akcji, gdzie podłożono ładunki wybuchowe nowego typu. Gdzie jest podejrzenie, że ktoś podłożył bombę, znaleziono podejrzany pakunek. Wszelkie materiały pochodzenia wojskowego zostawiamy saperom. Szczególnie dotyczy to niewybuchów z czasów wojny. Tym mogą zajmować się tylko żołnierze. Gdy ktoś natknie się na coś, co może być niewypałem, pod żadnym pozorem nie może go na własną rękę wyciągać czy przesuwać. Należy natychmiast wezwać policję. Policjanci zabezpieczą teren i powiadomią odpowiednie służby.

Tylko wczoraj śląscy saperzy zabezpieczali niewypały w czterech różnych miejscach regionu, m. in. w Pszczynie, Żorach (pocisk moździerzowy w ciepłowni) i Katowicach. - Przede wszystkim brakuje nam sprzętu - twierdzi chorąży Tomasz Znojkiewicz, Dowódca patrolu nr 29 w Brygadzie OT w Gliwicach. - Nasze samochody powoli dożywają swoich dni, a o nowych na razie nie ma co marzyć.

Dużym utrudnieniem dla śląskich saperów jest też fakt, że nie mają miejsca, w którym można by detonować niewypały. Na razie wykorzystują poligon w Łambinowicach aż za Opolem. - To dla nas duży kłopot. Tracimy wiele czasu na dojazdy - mówi podpułkownik Sławomir Konofol, z jednostki wojskowej w Gliwicach. - Już kilkakrotnie zwracaliśmy się do wojewody o wyznaczenie odpowiedniego terenu, gdzieś bliżej. Niestety bez rezultatu. W ogóle nie możemy liczyć na wsparcie ze strony samorządów. Zgodnie z przepisami władze np. miejskie powinny nam pomagać w trudniejszych akcjach, w tym np. dawać ludzi do przeszukiwania większego terenu. W rzeczywistości wszystko robimy sami i trwa to wiele godzin.
O tym, że saperów powinno być na Śląsku więcej, jest przekonany Tomasz Bajor z Centrum Zarządzania Kryzysowego Wojewody. - Kiedy pracowałem przy rozminowaniu, na samą aglomerację katowicką były trzy patrole - mówi Bajor. - Wszyscy mówią o sprzęcie, ale tak naprawdę w pracy sapera nadal najważniejsze jest wyczucie i ręce. Zawsze będzie to zawód bardzo niebezpieczny.

emisja bez ograniczeń wiekowych
Wideo

Archeologiczna Wiosna Biskupin (Żnin)

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!

Polecane oferty

Materiały promocyjne partnera
Wróć na katowice.naszemiasto.pl Nasze Miasto