18+

Treść tylko dla pełnoletnich

Kolejna strona może zawierać treści nieodpowiednie dla osób niepełnoletnich. Jeśli chcesz do niej dotrzeć, wybierz niżej odpowiedni przycisk!

Nasza Loteria NaM - pasek na kartach artykułów

Słynna Rybka z Giszowca na złość niedowiarkom i na dowód, że chcieć to móc, działa i ma się dobrze

Justyna Przybytek
Zdjęcia na pamiątkę wizyty Donalda Tuska
Zdjęcia na pamiątkę wizyty Donalda Tuska Lucyna Nenow
Kiedy mówili, że są z „Rybki”, ludzie myśleli, że z… „Łososia” sklepu rybnego w Giszowcu. Dziś już nikt nie ma wątpliwości: mówisz „Rybka”, myślisz spółdzielnia socjalna z Katowic. Pierwsza, która zawiązała się w stolicy aglomeracji śląskiej. Ta sama, w której trzy razy stołował się Donald Tusk. I ta w powodzenie której nikt nie wierzył.

Dziś w Katowicach są już dwie spółdzielnie socjalne. Ta druga jeszcze nie rozpoczęła działalności. – Bardzo im kibicujemy, zresztą byli u nas na wizytach studyjnych, radzili się, jak prowadzić biznes – opowiada Gabriela Szymkowiak, prezeska „Rybki”. A prowadzić przedsiębiorstwo społeczne to niełatwy kawałek chleba. – Uczciwie mówimy, że jest trudno. Kto wie, czy gdybyśmy wiedzieli te dwa lata temu, że będzie tak ciężko, w ogóle coś byśmy zaczynali – dodaje Szymkowiak. Ale wątpliwości, czy warto było, nikt z siedmioosobowej ekipy „Rybki” nie ma. Właśnie mijają ponad dwa lata od jej utworzenia, a 15 miesięcy od uruchomienia kawiarni „Rybka” w katowickim Giszowcu.

Rybka. Spółdzielnia socjalna Rybka
Dwa lata temu cała siódemka (trzy osoby są niepełnosprawne) była bez pracy. Szymkowiak wcześniej współpracowała z firmą kosmetyczną. – Wstawałam o 10. rano, nikt mnie wcześniej nie budził telefonami, miałam spokojne życie – opowiada. Za spokojne. – Brakowało mi jakiegoś działania – wspomina. – Nie przypuszczałam jednak, że będę 24 godziny na zmianę pracowała i myślała o pracy – śmieje się. Kokosów nie zarabiają: mają najniższą krajową. Sporo pieniędzy pochłaniają rachunki za prąd i ogrzanie siedziby i kawiarni w zabytkowym budynku dawnej łaźni.

- Ale człowiek tym żyje, czuje się potrzebny i mimo że ma swoje lata, jest w nas energia na to wszystko – mówi Elżbieta Pniewska, wiceprezes, pracuje obecnie 1/8 etatu.

Po raz pierwszy „Rybka” ujawniła się w grudniu 2010 roku na rynku w katowickim Nikiszowcu. Jej członkowie częstowali ciastkami w kształcie rybek i opowiadali, że są ze Spółdzielni Socjalnej. Obiecywali, że niebawem ciastek będzie jeszcze więcej, bo planują uruchomić śląską kawiarnię. Nie wiedzieli, że na spełnienie obietnic przyjdzie im poczekać ponad rok.

Zabrakło na szyby, więc nauczyli się szklić
Najpierw działali w użyczonych przez MOPS pomieszczeniach. Gdy dostali lokal od miasta, unijnych pieniędzy nie starczyło na remont, sami więc szklili szyby i malowali ściany. I tak przez okrągły rok. – Ludzie się śmiali, że znaleźliśmy sobie fajne hobby: praca po 12 godzin i ani grosza. U mnie w domu też tak mówili – przyznaje Pniewska.

– To był najgorszy nasz okres, bo zakładając spółdzielnię ludzie chcieli mieć pracę i zarobek, a tu ani złotówki. To było deprymujące, a głosy ludzi… odbierali nam marzenia. Wiele osób teoretycznie nam kibicowało, ale nie wierzyli, że z tego cokolwiek można będzie zrobić, że ruszymy – wspomina pani prezes.

A jednak „Rybka” (kawiarnia) ruszyła na złość niedowiarkom i z takim przytupem, że wielu zzieleniało z zazdrości. Jesienią 2011 roku o spółdzielni socjalnej usłyszała cała Polska. A wszystko za sprawą dwóch wizyt w siedzibie "Rybki" przy ul. Radosnej Donalda Tuska. Premier przemierzał wówczas kraj w ramach kampanii wyborczej. A za nim podążała liczna grupa dziennikarzy i fotoreporterów. Gdy w ślad za Tuskiem do „Rybki” zjechali przedstawiciele kilkudziesięciu mediów, członkowie spółdzielni wystawili im grilla do ogrodu, żeby nie zgłodnieli, bo wewnątrz nie było już miejsca.

Tu Tusk jadł smalec i roladę
Obie wizyty odbyły się na wariackich papierach, gdy w starej łaźni w Giszowcu w najlepsze trwał remont. O obu ludzie z „Rybki” dowiadywali się z dnia na dzień. Przed pierwszą Szymkowiak na hasło "premier przyjeżdża" skłoniła właściciela masarni do otwarcia w wolny dzień sklepu. Pożyczali zastawę i obrusy, bo w kawiarni mieli tylko stoły. W markecie Szymkowiak kupiła jeszcze słoninę, a syn Jarek – też członek spółdzielni - piekł w nocy sernik, pani Gabriela topiła smalec.

- I całe szczęście. Pierwsze pytanie premiera przy stole: a smalec macie? - relacjonował Jarek. Trzecia wizyta Tuska wypadła w grudniu. Wówczas oficjalnie przeciął wstęgę w prawie już gotowej kawiarni.

W „Rybce” nawet nie śnili o takie promocji. A okazała się nie dość że ogólnopolska, to jeszcze całkowicie bezpłatna.
- Wszyscy nagle wiedzieli, że jest „Rybka” i szukali jej w Giszowcu. Przychodzili, kiedy kawiarnia jeszcze była nieczynna i pytali, gdzie siedział premier – wspomina Szymkowiak. Miesiąc po ostatniej wizycie, na początku stycznia lokal został oficjalnie otwarty.

To nie korporacja, nawet prezes zakasa rękawy
- Musieliśmy ludzi przekonać, że to nie speluna, bo kiedyś w tym budynku była piwiarnia i matki z dziećmi tu nie zaglądały. Potem przekonali się, że jest spokojnie i zaczęły pojawiać się rodziny z dziećmi – opowiada prezes. W kawiarni serwują ciasta, desery oraz napoje ciepłe i zimne. – Ale ludzie chcą jeść, w końcu słyszeli, że premier jadł tu roladę. Niestety na razie nie możemy mieć tu restauracji, bo kuchnia jest za mała, ale jak tylko wyremontujemy piwnicę, będzie – zarzeka się pani Gabriela.

Tymczasem goście „Rybki” zasmakowali w domowych ciastach pieczonych między innymi przez panie Elę i Basię. – Robimy wszystkie te, które piekło się też w naszych domach – zachwala Pniewska. Króluje sernik. Latem hitem są lody, produkowane z naturalnych składników, które spółdzielnia sprowadza z drugiego końca Polski.

Gastronomia pochłonęła członków spółdzielni, ale planów jest więcej. Od samego początku planowali uruchomić w Giszowcu pracownię sitodruku oraz produkować gadżety związane z tą dzielnicą. Na razie mają jednak ręce pełne roboty, bo oprócz prowadzenia kawiarni, zajmują się cateringiem – a ciasta zdobyły taką renomę, że wędrują po konferencjach, kongresach i spotkaniach biznesowych - i w końcu działalnością kulturalną.

- Tak to sobie od początku założyliśmy, że to nie będzie tylko kawiarnia, a ma się coś dziać – wyjaśnia Szymkowiak. „Coś” brzmi bardzo skromnie. W „Rybce” tymczasem były organizowane wspólnie z TVP Katowice wieczorki śląskie „Mówię I godom”, podczas których dzieci uczyły się gotować śląskie przysmaki, w tym makówki i szpajzle (desery śląskie). Odbywały się też w „Rybce” wykłady dla dorosłych i młodzieży prowadzone przez językoznawców z Uniwersytetu Śląskiego, którzy opowiadali i o gwarze i o pięknej polszczyźnie.

Po ponad dwóch latach działalności, spółdzielni wciąż daleko do zwykłej firmy. – Wszyscy znamy się jak łyse konie i czasem się pokłócimy, ale tu nie ma typowego prezesa, który sprawdza, dogląda i pilnuje. Wszyscy jesteśmy tu równi, to znaczy każdy zakasa rękawy i bierze się do roboty – śmieje się pani Gabriela.

emisja bez ograniczeń wiekowych
Wideo

Strefa Biznesu: Rewolucyjne zmiany w wynagrodzeniach milionów Polaków

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!

Polecane oferty

Materiały promocyjne partnera
Wróć na katowice.naszemiasto.pl Nasze Miasto