W czwartek, 14 marca, ok. godz. 18 młody mężczyzna przechadzał się ul. Mariacką. - Był pod wpływem alkoholu i narkotyków. Najpierw podszedł do witryny i zaczął bić pięściami w szybę - relacjonuje pracownica galerii. - Potem wszedł do środka, ubliżał mi, kazał oddać mu komputer. Wyciągnął nóż i powiedział, że nie będzie mi już tak wesoło, kiedy nie wyjdę stąd cała - opowiada.
Na szczęście dla kobiety do środka weszła stała klientka z mężem. To on właśnie nawiązał rozmowę z awanturnikiem i na chwilę go uspokoił. Kiedy już myślał, że udało mu się polubownie wyprowadzić zbira na zewnątrz, ten kopnął go. Klient szybko wstał i wrócił do galerii. - Zamknęliśmy się i zaczęliśmy dzwonić na zmianę na straż miejską i policję. Na początku wszyscy dyspozytorzy byli zajęci, a gdy klientowi udało się dodzwonić na straż miejską, usłyszeliśmy, że nie ma wolnego patrolu, wszystkie są w terenie - opowiada jeszcze przerażona kobieta. Mężczyzna zdążył już sam odejść, wejść do innego lokalu i wrócić pod drzwi galerii z piwem w ręce.
Straż miejska w końcu zgłoszenie przyjęła. - Nie wiem, ile czasu minęło do przyjazdu patrolu, może 15-20 minut. Na Mariackiej są przecież kamery, strażnicy widzieli co się tu dzieje - ubolewa katowiczanka.
Funkcjonariusze straży miejskiej po przyjeździe na miejsce próbowali mężczyznę wylegitymować, ale nie miał przy sobie żadnych dokumentów. Wzięli więc i odwieźli awanturnika na izbę wytrzeźwień.
- O godz. 18.11 przyjęliśmy zgłoszenie, o godz. 19.09 interwencja zakończyła się - mężczyzna został odwiedziony na izbę wytrzeźwień. To nie jest długi czas interwencji - tłumaczy się Piotr Piętak ze Straży Miejskiej w Katowicach. - Nie mamy, jak strażacy, stanowisk oczekujących. Wszyscy pracują w terenie. W chwili, kiedy odebraliśmy zgłoszenie, nie było akurat żadnego patrolu na ul. Mariackiej. Wszystkie miały inne zajęcia i pierwszy, który zakończył wcześniejsze czynności, natychmiast przyjechał na Mariacką - wyjaśnia.
Dlaczego monitoring na Mariackiej nie zdał egzaminu? - Nie ma odrębnego stanowiska monitorowania Mariackiej. W mieście jest kilkadziesiąt kamer, których obraz przesyłany jest do dyżurujących w Miejskim Centrum Ratownictwa i na policję - mówi Piętak. - Na deptaku od strony skrzyżowania z ul. Mielęckiego jest jedna kamera. Jeśli dyżurujący nie zauważył zdarzenia to znaczy, że akurat tej nie miał włączonej na podglądzie. Miał prawo tego nie widzieć - zaznacza.
Bydgoska policja pokazała filmy z wypadków z tramwajami i autobusami
Dołącz do nas na Facebooku!
Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!
Kontakt z redakcją
Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?