MKTG NaM - pasek na kartach artykułów

Zrobić film kultowy - Rozmowa z Markiem Piwowskim reżyserem "Rejsu"

Rozmawiała: JOANNA MALICKA
MAREK PIWOWSKI. Fot.  ARKADIUSZ ŁAWRYWIANIEC
MAREK PIWOWSKI. Fot. ARKADIUSZ ŁAWRYWIANIEC
- "Kultowy" to słowo-wytrych, słowo-kalka, które przypina się zjawiskom, które wcale kultowe nie są. Ale z "Rejsem" jest inaczej - to chyba jeden z niewielu naprawdę kultowych filmów.

- "Kultowy" to słowo-wytrych, słowo-kalka, które przypina się zjawiskom, które wcale kultowe nie są. Ale z "Rejsem" jest inaczej - to chyba jeden z niewielu naprawdę kultowych filmów. Czym pana zdaniem jest film kultowy?

- Sam szukałem definicji. Natrafiłem kiedyś na zdanie, że "kultowy" utwór to taki, który się w kółko i na okrągło ogląda albo czyta. Sam chciałbym się dowiedzieć, co to znaczy 'kultowy film", żeby zrobić drugi, też kultowy. Trudno mi mówić o "kultowości", bo sposób, w jaki powstawał "Rejs", był zaprzeczeniem zimnego, chłodnego i wykalkulowanego podejścia do kina. Wszystko działo się bardzo emocjonalnie, wszyscy byliśmy dopingowani w różny sposób, ale byliśmy przede wszystkim spontaniczni. Teraz trudno pokratkować wzdłuż i wszerz ten film i wyłapać elementy, które o "kultowości" mogły decydować. Może dialogi? Ale też nie, bo kiedyś studenci w klubie "Stodoła" puścili "Rejs" z japońskim dubbingiem i sala też się śmiała! Może więc był to wygląd ludzi, których udało mi się zebrać...

- A jednak fenomen "Rejsu" jest rzeczą niepodważalną. Mimo że film wyrastał z bardzo konkretnej rzeczywistości i właśnie ją wyśmiewał, dziś jest zabawny dla kolejnych pokoleń, często nie pamiętających już tamtego okresu.

- A może rzeczywistość "Rejsu" jest śmieszna sama przez się? Może film wyrastał nie tylko z tamtej rzeczywistości, ale z tego, co dla nas wtedy było śmieszne? Z drugiej strony - młodzież ogląda dziś ten film, nie zastanawiając się, co oznaczają poszczególne elementy, nie próbując go zrozumieć, nie szukając podtekstów i ukrytych znaczeń. A może kluczem do tego filmu są ludzie, którzy w nim zagrali? Może to, że ci ludzie byli w sposób tak widoczny i ewidentny przeciw establishmentowi? I to nie tylko tamtemu, ale establishmentowi w ogóle. W filmie zagrali przecież ludzie z tzw. marginesu, w którym nie obowiązywały reguły systemu - nie tylko komunistycznego, ale żadnego. Ucieczka w tamtą egzotykę społeczną oznaczała ucieczkę od komunistycznego systemu.

- Czy na spotkaniach z widzami, którzy przychodzą obejrzeć pana film, zdarza się, że coś pana zaskakuje?

- Tak. Bywa, że widzowie zadają mi pytania, na które nie potrafię odpowiedzieć. Zaskakują mnie ludzie, którzy znają "Rejs" lepiej niż ja sam. Zdarza mi się, że przez długi czas programowo nie oglądam "Rejsu", licząc na to, że z obejrzenia go "na świeżo", chłodnym okiem, może coś dla mnie wyniknąć, że czegoś się nauczę.

- "Rejs" został do pana "przyszyty". Czy pan jeszcze go lubi? Czy jest pan z niego zadowolony?

- Sympatię mam, a zadowolenia nie mam. Ten żal bierze się z dysproporcji między tym, co tam działo się tak żywiołowo, spontanicznie i wynikało z zabawy, która rozgrywała się na planie, a tym, co w innych filmach tak strasznie wypracowałem, a co jest gorzej odbierane. To bardzo pouczające. Sztuka wymaga tworzenia w stanie lekkiego "haju". Wtedy wszystko lepiej wychodzi.

- Czuje się pan klasykiem?

- Nie, nie czuję się. Chciałbym. Chociaż nie, to słowo jest zbyt dumne... Pewnie każdy by chciał, żeby to, co robi, było jak najwyżej oceniane. Ale chyba pojęcie "klasyka" nie przystaje do tak głupiego filmu jak "Rejs". On jest przecież taki głupio-śmieszny. Tak jak Himilsbach nie jest klasykiem i nie chciałby być lordem. Kiedyś zapytał mnie, co ma zrobić, bo ktoś zaproponował mu rolę w filmie amerykańskim. Musiałby nauczyć się angielskiego, ale film mógł nie dojść do skutku. Himilsbach obawiał się, że wtedy zostałby z tym angielskim na lodzie "jak wał".

- Himilsbach powiedział kiedyś, że każdemu dziennikarzowi opowiada co innego, bo trudno mówić cały czas to samo. Pan też tworzy własną legendę.

- Mam taką zasadę, żeby nigdy nie odpowiadać na to samo pytanie tak samo dwa razy. Dlatego bardzo mi było ciężko, kiedy wygłaszałem wykłady, ponieważ podejrzewałem, że mówię prawdy, które są znane powszechnie - o filmie, o kompozycji, o strukturze, o reżyserii. A kiedy musiałem drugiej grupie ludzi opowiadać to samo, to czułem się strasznie niekreatywny. Dobrze jest mówić rzeczy, które w danej chwili, pod wpływem po prostu impulsu przychodzą do głowy, nawet jeśli to dotyczy własnego życiorysu.

- Jak w takim razie mogła powstać książka Macieja Łuczaka "Rejs", która ma być z założenia dokumentem, a która w ogromnej części opiera się na pana wspomnieniach i relacjach?

- Ta książka jest dokumentem mojego stanu wewnętrznego i też zawiera jakąś prawdę, tyle że psychologiczną. Maciej Łuczak to bardzo miły człowiek - kulturalny, taktowny. Tyle tylko, że prawnik. Ja mam taki pogląd, że odstępstwa od form gramatycznych stwarzają i określają człowieka mówiącego i stwarzają pewne napięcie. A Łuczak używał precyzyjnego języka i starał się streszczać, formalizować i wygładzać chropowatości moich wypowiedzi. Nawet tam, gdzie używałem takiego języka celowo. Z drugiej strony, Macieja Łuczaka interesowały różnice w relacjach różnych ludzi, dotyczących tych samych wydarzeń. A przecież po trzydziestu latach te różnice są naturalne. Czasem czułem się jak podsądny. Ale i tak bardzo go lubię.

Czy naprawdę ma pan ochotę zrobić "Rejs 2"?

- Mam ochotę i nawet byłem temu bliski, ale mi wybili z głowy. I słusznie - nie chciałbym ścigać sam siebie. Ale producenci pchają mnie w tym kierunku i nie interesuje ich to, że film będzie wtórny. Myślę, że krytycy słusznie porównaliby "Rejs 2" do "Rejsu" i zbesztaliby ten drugi. Nigdy nie uda się zrobić dobrego filmu, który zamiast czerpać z rzeczywistości, z pomysłów, z głowy, czerpałby tylko z poprzedniego filmu, i to dla celów wyłącznie kasowych.
- Dziękuję za spotkanie.

emisja bez ograniczeń wiekowych
Wideo

Zofia Zborowska i Andrzej Wrona znów zostali rodzicami

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!

Polecane oferty

Materiały promocyjne partnera
Wróć na katowice.naszemiasto.pl Nasze Miasto