Nasza Loteria NaM - pasek na kartach artykułów

ZOMO opowiada bajki

Teresa Semik, (greg), (wit)
Proces zomowców nie zakończył się przed 25. rocznicą pacyfikacji kopalni Wujek. Sąd znów wdał się w szczegóły, które oddaliły wyrokowanie w sprawie śmierci górników.

Proces zomowców nie zakończył się przed 25. rocznicą pacyfikacji kopalni Wujek. Sąd znów wdał się w szczegóły, które oddaliły wyrokowanie w sprawie śmierci górników. Tak jest za każdym razem - gdy proces ma się ku końcowi, pojawiają się nowe wnioski dowodowe dotyczące bliżej nieokreślonych dokumentów. Dla niektórych osób ten proces stał się "sposobem na życie" - pisze Teresa Semik, dziennikarka DZ, która od 1993 roku relacjonuje proces sądowy w sprawie pacyfikacji kopalni Wujek.


Toczące się czternasty rok postępowanie przed katowickim Sądem Okręgowym, ćwierć wieku po dramatycznej obronie kopalni, jest obelgą dla poległych. Powtarzane od lat słowo: niewinni, niewinni, niewinni jest wielką niesprawiedliwością dla rodzin ofiar. "Jak to - niewinni, skoro dziecko w grobie leży?" - pyta Antoni Pełka, ojciec zastrzelonego 19-letniego Andrzeja.

Na początku procesu oskarżeni jeszcze skrywali wstyd i zażenowanie. Dziś okazują przeważnie lekceważenie i butę, kpią ze świadków. I konsekwentnie od 25 lat zachowują zawodową lojalność. Bo oni wiedzą, który z nich strzelał, a który siedzi na ławie oskarżonych w imię solidarności. Zgodnie jednak twierdzą, że nie mają nic wspólnego ze śmiercią górników.

Ta ich postawa ma swój początek w podjętym na nowo w październiku 1991 roku śledztwie. Katowicka prokuratura nie ustaliła wówczas ani kto konkretnie strzelał, ani kto wydał rozkaz, bo mało prawdopodobne jest, by w tej sprawie działano bez rozkazu i bez przyzwolenia.

Nie trzeba też być biegłym, by stwierdzić, że 17 członków plutonu specjalnego ZOMO nie mogło zgodnie strzelać do tłumu górników z posiadanej broni automatycznej PM-63, bo wtedy ofiar byłoby zdecydowanie więcej. Tymczasem w akcie oskarżenia prokurator zarzucił, że strzelali do górników zbiorowo, a właściwie że brali udział w bójce lub pobiciu z użyciem broni palnej, w wyniku czego górnicy ponieśli śmierć. Nie wiadomo do końca, czy zomowcy przyszli do kopalni stoczyć regularną bójkę, czy też tylko z zamiarem pobicia kogoś. "Samo oddanie strzału, rażenie pociskiem może być elementem pobicia" - uważa Sąd Apelacyjny w Katowicach.

Prokuratura nie próbowała złamać zmowy milczenia oskarżonych, nie udało się to także sądowi. Była taka szansa właśnie na początku postępowania karnego, kiedy wszyscy zostali zatrzymani w 1992 roku. Aresztowano tylko trzech.

Nie wiadomo też, dlaczego prokuratura katowicka nie rozpoczęła od pociągnięcia do odpowiedzialności byłych prokuratorów wojskowych, którym dopiero teraz prokuratorzy z Instytutu Pamięci Narodowej zarzucili celowe zacieranie śladów i ukrywanie prawdy tuż po pacyfikacji kopalni. Nie zabezpieczyli broni, pocisków, a łuski spod kopalni mógł wziąć każdy, kto chciał. Czyżby urząd prokuratorski na początku lat 90. kierował się w tej sprawie solidarnością zawodową? Postępowanie przed warszawskim sądem wojskowym przeciwko wojskowym prokuratorom rozpoczęło się dopiero niedawno. Oskarżonym grozi do 3 lat więzienia. Dwóch z nich przyznało się w śledztwie do zarzutów, a trzeci je odrzucił.

Akt oskarżenia od początku krytykowali i pełnomocnicy oskarżycieli posiłkowych, i obrońcy. Zwracano uwagę na jego niekonsekwencję, bo trzech oskarżonych ma zarzut kierowania zbrodnią zabójstwa, ale na ławie oskarżonych nie ma sprawców tej zbrodni, bo pozostali milicjanci przyszli się bić do kopalni.

20 stycznia 1982 roku umorzono śledztwo sterowane przez ówczesną władzę w sprawie odpowiedzialności plutonu specjalnego ZOMO za użycie broni palnej podczas pacyfikacji kopalni Wujek. Prokuratura Garnizonowa w Gliwicach uznała najpierw, że specpluton strzelał, ale nie można zindywidualizować winy poszczególnych funkcjonariuszy, ustalić, który zabił, z jakiego egzemplarza broni. Dyrektywa przyszła z Warszawy: umorzyć, bo nie ma przestępstwa, bo pluton strzelał w obronie życia i zdrowia zagrożonych oddziałów ZOMO.

Przyjęta wówczas linia obrony oskarżonych podtrzymywana jest do dziś. Strzelali "w górę". Nie ma wątpliwości, że sami tego nie wymyślili, że ktoś to z nimi dokładnie omówił, skutecznie wcześniej zacierając ślady. Świadczy o tym rozkaz dwukrotnego przestrzelenia broni tuż po powrocie z kopalni Wujek. Specpluton utrzymuje, że broń na akcję brał w trybie alarmowym, "jak leci", a więc nie wiadomo, kto zabrał jaki egzemplarz. Można odnieść wrażenie, że ta ich wersja zdarzeń przyjmowana jest za pewnik. A przecież ZOMO wyjeżdżało z koszar w Katowicach Piotrowicach pod kopalnię Wujek o porze dużo wcześniej ustalonej, dwukrotnie omawianej. Nie było trybu alarmowego i każdy zapewne brał swój egzemplarz broni. Oskarżeni mają jednak prawo się bronić i opowiadać bajki. Jeden z nich tak uzasadniał w sądzie napisanie nieprawdziwego raportu o zużyciu amunicji: "Powiedziano nam, że te raporty pójdą do Koszalina, to znaczy do kosza".

Wiele zmienił w ocenie wydarzeń na kopalni Wujek Sąd Apelacyjny w Katowicach po drugim uniewinniającym wyroku. Powiedział m.in. to, że stroną atakującą były oddziały ZOMO, a górnicy się tylko bronili, że pluton za szybko sięgnął po broń. Szkoda, że sędziowie apelacyjni nie pochylili się w ten sposób już nad pierwszym uniewinniającym wyrokiem, może wtedy podczas rozpoznawania sprawy po raz drugi ustrzeżono by się wielu błędów.

Proces przed Sądem Okręgowym w Katowicach zaczynał się trzykrotnie. Na dwa uniewinniające wyroki publiczność zawsze reagowała tym samym krzykiem: "Hańba!" Bo choć czas leczy rany, to nie zawsze znieczula też pamięć.


Dlaczego na Śląsku?

Blisko 100 osób spotkało się wczoraj w Bibliotece Śląskiej na promocji książki Jana Dziadula i Marka Kempskiego pt. "Zanim padły strzały". To jedyna publikacja w Polsce, w której próbuje się dociec przyczyn tragicznych zdarzeń początku stanu wojennego w województwie katowickim i pacyfikacji kopalń Wujek oraz Manifest Lipcowy.


Twardziele płakali

Wczoraj w Bieruniu po 25 latach spotkali się górnicy, którzy w grudniu 1981 roku przez dwa tygodnie strajkowali pod ziemią w kopalni Piast. - Mnie najbardziej utkwiła w pamięci Wigilia - mówił Andrzej Oczko, jeden z uczestników wczorajszej uroczystości. - To był niesamowity widok. Patrzyłem na górników, tych twardzieli, którzy płakali dzieląc się opłatkiem. Powiedziałem żonie, że cokolwiek się stanie na dole, chcę, żeby mój syn wiedział, jakim człowiekiem był jego ojciec.

od 16 latprzemoc
Wideo

CBŚP na Pomorzu zlikwidowało ogromną fabrykę „kryształu”

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!

Polecane oferty

Materiały promocyjne partnera
Wróć na slaskie.naszemiasto.pl Nasze Miasto