Nasza Loteria NaM - pasek na kartach artykułów

Zły zamieszkał na Żogały

Aldona Minorczyk-Cichy
Przy ul. Żogały w Katowicach dzieją się straszne rzeczy. Ludzie się boją.
Przy ul. Żogały w Katowicach dzieją się straszne rzeczy. Ludzie się boją.
Ulica Żogały w Katowicach - Bogucicach ma 200 metrów długości. Stoi przy niej zaledwie dziesięć familoków. W ciągu ostatnich dwóch lat doszło tam do trzech brutalnych morderstw.

Ulica Żogały w Katowicach - Bogucicach ma 200 metrów długości. Stoi przy niej zaledwie dziesięć familoków. W ciągu ostatnich dwóch lat doszło tam do trzech brutalnych morderstw.

Mieszkańcy zastanawiają się, czy nie poprosić miejscowego proboszcza o odczynienie zła, które się u nich zagnieździło.
– Jakieś egzorcyzmy trzeba tu odprawić. To niemożliwe żeby w tak krótkim czasie tylu ludzi tu zamordowano. Tylko czy to coś da? Przecież co roku ksiądz po kolędzie chodzi i domy święci – zastanawia się Krystyna Kubica.

Pierwsza śmierć

Zły na ulicę Żogały przyszedł już w grudniu 2003 roku. W budynku pod numerem 10 w nocy z soboty na niedzielę trwała sąsiedzka bibka. Zabrakło alkoholu. 31-letnia Mariola L. wyszła z sąsiadem po piwo do sklepu nocnego. W mieszkaniu zostawiła czwórkę dzieci: dwóch chłopców (Krystian – 6 lat i Mateusz – 1 rok) i dwie dziewczynki. Starsza Natalia miała cztery lata, młodsza Anastazja zaledwie trzy miesiące. Gdy ich matka wróciła, maleńka dziewczynka leżała na podłodze przy piecu. Była nieprzytomna. Obok pod stołem leżał zalany w trupa ojciec. Mariola L. natychmiast wezwała pogotowie. Anastazji nie udało się uratować.

Kiedy matka wyszła po piwo niemowlę obudziło się i zaczęło płakać. To doprowadziło ojca do furii. Złapał Anastazję za nóżki. Walił nią o ścianę i meble. Uspokoiła się. Tyle że na dobre. Sekcja zwłok wykazała liczne urazy mózgoczaszki. To one były przyczyną zgonu. Ojciec nie przyznał się do zabójstwa. W chwili popełniania zbrodni miał we krwi 1,84 prom. alkoholu. Przeciwko niemu świadczyła trójka pozostałych dzieci. Zabił Anastazję na ich oczach.

Druga śmierć

W sierpniu Zły zawitał pod „czwórkę”. – Przez kilka tygodni męczył nas dziwny fetor. Nie kojarzyliśmy tego jednak ze zniknięciem sąsiadki. W końcu smród stał się nie do wytrzymania. Wezwaliśmy policję – opowiada sąsiadka.

Policjanci przyjechali. Zajrzeli przez okno, ale nie zauważyli niczego niepokojącego. Stwierdzili, że śmierdzą ziemniaki rozsypane na podłodze. Kilka dni później sąsiedzi urządzili sobie grilla w ogródku. Było gorąco i temperatura spotęgowała odór. Ponownie zadzwonili po funkcjonariuszy.
Policjanci wyważyli drzwi mieszkania na parterze. W wersalce schowane były zwłoki 40-letniej Barbary. Prawdopodobnie 12 sierpnia zamordował ją konkubent. Poderżnął jej gardło, a potem przez trzy dni mieszkał z martwą kobietą.

– Nie zdziwiliśmy się. Tutaj niemal codziennie były awantury. On ciągle ją bił. Widziały to dzieci Basi. Synek nie mógł tego znieść. Mówił mi, że woli iść do domu dziecka, a tego pana nienawidzi. Ale ona zawsze przyjmowała tego wstrętnego typa z powrotem – opowiada sąsiadka zamordowanej.

Spokojnie w domu Basi było tylko wtedy, gdy jej konkubent wyjeżdżał do Niemiec do pracy. Kiedy jednak wracał – bił ją. Nie wytrzymywała tego psychicznie. Coraz więcej piła. I ze strachu i dla towarzystwa. Czasem zgłaszała policji, że mężczyzna się nad nią znęca. Zawsze jednak wycofywała zeznania. W końcu zapłaciła życiem.

Trzecia śmierć

Zły zadomowił się na Żogały. W nocy z 24 na 25 września na ul. Żogały doszło do kolejnej tragedii. 20-letni Michał brutalnie zamordował swoją 70-letnią babcię Klarę Wronek. Był jej jedynym wnukiem. Świata poza nim nie widziała. Sąsiedzi są w szoku.

– Michał zapukał do naszych drzwi i powiedział, że coś się stało babci Klarze. Mówił, że leży na podłodze w kałuży krwi. Twierdził, że pewnie przewróciła się i uderzyła w coś głową. Żona chciała wejść do mieszkania i pomóc kobiecie. Nie wpuścił jej. Od razu wiedzieliśmy, że coś kręci. Zza uchylonych drzwi widać było tylko babcine nogi. Jej wnuczek zamiast ją ratować opowiadał, że właśnie wrócił z Krakowa. Chwalił się, że zdał na studia i od października zaczyna się uczyć – opowiada pan Ryszard sąsiad Wronkowej.

Według ustaleń policyjnych późnym popołudniem Michał W. zjadł obiad, który przygotowała mu babcia. Chciał wyjść na miasto. Zażądał od staruszki 50 zł. Odmówiła mu, bo pieniądze z emerytury już się kończyły, a do następnej wizyty listonosza pozostało jeszcze trochę czasu. Wnuczek wpadł w szał. Złapał młotek i zaczął ją nim bić po głowie. Babcia Klara próbowała zasłaniać się ręką. On był jednak silniejszy. Po chwili leżała na podłodze w kałuży krwi. Znęcał się nad nią, aż przestała się ruszać. Na koniec założył jej na szyi apaszkę i mocno ścisnął. Potem przed sąsiadami udawał, że to był wypadek. Zszokowani brutalnością sprawcy byli nawet policjanci, którzy przybyli na miejsce zbrodni.

– Ktoś zabił moją babcię! – krzyczał kiedy do mieszkania weszli funkcjonariusze. Wmawiał im, że gdy wrócił z Krakowa, zastał babcię leżącą we krwi w przedpokoju. Twierdził, że ze stołu zniknęło 2,5 tys. zł. Podczas przesłuchania przyznał się do zabójstwa.

Babcia Klara w familoku przy ul. Żogały mieszkała od ponad 20 lat. Utrzymywała serdeczne stosunki z sąsiadami, ale nigdy nikogo nie zaprosiła do swojego mieszkania.

Dlaczego zabił?

– To był dusza człowiek. Ale pod jednym względem zachowywała się dziwnie. Nawet jej świętej pamięci przyjaciółka Stokwiszowa nigdy nie była w jej mieszkaniu. Kiedy do babci Klary miał przyjść kontroler z gazowni stała na sieni z kwitkiem, na którym miała spisane numery licznika. Dziwiło nas też, że nigdy o sobie i swojej rodzinie nie opowiadała – mówi Krystyna Kubica, sąsiadka babci Klary.
Wszyscy sąsiedzi dobrze znali Michała. Często ją odwiedzał. Najpierw jako dziecko przyjeżdżał na ul. Żogały z matką, potem już sam na rowerze. Robił babci zakupy. Chodził z nią na targ i do kościoła. Razem się spowiadali i przyjmowali komunię.

– Jesteśmy w szoku. To był taki miły, spokojny chłopiec. Wszystkim mówił dzień dobry. Tylko cały czas ubierał się w czarny garnitur i białą koszulę. Dziwne to było – wspomina Karolina, sąsiadka.
Od wakacji Michał zaczął u babci bywać coraz częściej. Sąsiedzi twierdzą, że prawdopodobnie u niej nocował. Dwa tygodnie przed morderstwem miało w kamienicy miejsce dziwne zdarzenie. W nocy ktoś oblał drzwi babci Klary łatwopalnym płynem i podpalił.

– Rano zauważyłem, że sąsiadka szoruje drzwi. Zauważyłem, że są okopcone. Nie chciała wzywać policji, ale ją namówiłem. Bałem się, że podpalacz wróci i w końcu cały dom pójdzie z dymem – relacjonuje pan Ryszard.

Przeklęta ulica

Przypuszcza, że Michał szantażował babcię i wyciągał od niej pieniądze. Jak ustalili policjanci młody mężczyzna rzeczywiście miał problemy finansowe. Był nałogowym hazardzistą. W związku z tym dorobił się długów. Wierzyciele zaczęli go nachodzić. Prawdopodobnie właśnie dlatego latem przeprowadził się do babci. Tam też go znaleźli i próbowali zastraszyć podpalając drzwi. Katowickie kasyna przestały wpuszczać Michała. Dlatego zaczął jeździć do Krakowa. Kiedy przyznał się policjantom, do zabicia babci, sam poprosił ich o umieszczenie w areszcie. Uznał, że tam będzie bezpieczniejszy niż na wolności, gdzie czyhają na niego wierzyciele.

Gdzie tym razem Zły zaatakuje? Czy na stałe zagościł na ul. Żogały? Mieszkańcy boją się. Trzy brutalne morderstwa w tak krótkim czasie nie mogą ich zdaniem być dziełem przypadku. Twierdzą, że ich ulica jest przeklęta. Czują, że wkrótce znowu wydarzy się coś strasznego...

emisja bez ograniczeń wiekowych
Wideo

Michał Pietrzak - Niedźwiedź włamał się po smalec w Dol. Strążyskiej

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!

Polecane oferty

Materiały promocyjne partnera
Wróć na katowice.naszemiasto.pl Nasze Miasto