Niespełna dwa lata temu w jednej z cieszących się najgorszą sławą dzielnic Katowic - Załężu otwarto siedzibę Straży Miejskiej. Ludzie mieli nadzieje, że ze strażnikami w sąsiedztwie będzie im się żyło bezpieczniej. Dziś twierdzą, że na nadziei się skończyło.
Wielkie nadzieje, a brama wciąż straszy
Mieszkańcy Załęża zawodu nie ukrywają. - Odkąd wybudowano tu siedzibę straży miejskiej nic się nie zmieniło: bezdomni dalej śpią na ławkach i klatkach schodowych, bójki odbywają się przed samą komendą - mówi 24-letnia Żaneta Mazur, która mieszka w pobliżu komendy straży przy ulicy Żelaznej. Dodaje, że częściej widuje strażników w tramwajach czy sklepach, niż na ulicach.
W Załężu huczy zresztą od plotek o kolejnych napadach, kradzieżach i rozbojach. - Kilkadziesiąt metrów od siedziby straży ktoś dwa tygodnie temu zerwał starszej kobiecie z szyi złoty łańcuszek - usłyszeliśmy od mieszkańców.
- Strażnicy wlepiają mandaty i zakładają blokady. Nie robią nic poza tym. To głupie, że wybudowali tu ten budynek za grube pieniądze. Mogłoby powstać tu coś innego, finanse byłyby lepiej ulokowane - zauważa pan Tomasz, który pracuje w dzielnicy od ośmiu lat. Podobną opinię podziela wielu innych ludzi niezadowolonych z sytuacji panującej w tym miejscu.
Strażników broni Anna Kroma, 76-latka z Załęża. Przyznaje, że strażników w dzielnicy widuje często, ale... - I tak wolę omijać ciemne zakamarki z daleka i wychodzić z domu tylko o rozsądnej porze - mówi.
Nie tylko przy okazji budowy nowej strażnicy mieszkańcy Załęża mieli wielkie nadzieje. Przed laty wielu wierzyło, że inna inwestycja - budowa centrum rozrywki i kina - przyczyni się do rewitalizacji dzielnicy.
Pomylili się. Punkt 44 przy ulicy Gliwickiej, czyli kino, kawiarnie oraz kręgielnia, działają już od kilku lat, tyle że miejsce - m.in. ze względu na ceny - służy głównie przyjezdnym, a nie ludziom z Załęża. Wpadają tu na film albo kawę i wyjeżdżają. Nie zobaczą więc pięknego kościoła św. Józefa, ani wspaniałych, choć zaniedbanych familoków z czerwonej cegły, których w Załężu jest prawdopodobnie tyle, co w Nikiszowcu.
Strażnik nie dozorca, ale kamienica... płótno
Nie zobaczą, bo na Załęże strach się zapuszczać. Żyje główna ulica - Gliwicka. Boczne uliczki, zaułki i bramy, to królestwo drobnych, pijaczków i fanów niecenzuralnej pseudosztuki ulicy, którzy zdaje się, że planują każdy mur w Załężu "ozdobić" swoimi wulgarnymi przemyśleniami o życiu, drużynach piłkarskich albo rówieśnikach.
Mundurowych broni jednak rzecznik Straży Miejskiej w Katowicach Piotr Piętak. Wyjaśnia, że strażnicy patrolują dzienicę całą dobę. - Patrole są wszędzie tam, gdzie jest potrzeba. Strażnik nie jest dozorcą, nikt nie jest w stanie przejść przez całą dzielnicę w ciągu jednego dnia - tłumaczy. Dodaje, że strażnicy interweniują, przede wszystkim gdy otrzymają zgłoszenie od mieszkańców. A mieszkańcy w obecności strażników często milczą.
Kto musi dopłacić do podatków?
Dołącz do nas na Facebooku!
Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!
Kontakt z redakcją
Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?