Mieczysław Kołodziejczyk - ratownik TOPR-u od 1964 roku - podczas swojego zakończonego wczoraj tygodniowego dyżuru nad Morskim Okiem dwa razy wychodził na lawinisko u brzegów Czarnego Stawu. Systematycznie kontroluje miejsce, gdzie najprawdopodobniej spoczywają ciała sześciu uczestników tragicznej szkolnej wycieczki z Tychów, zabranych przez lawinę 28 stycznia. Na nizinach już niemal upały, ale to nie znaczy, że w górach poszukiwania mogą ruszyć pełną parą.
- Wydaje się, że jest za wcześnie, abyśmy kogoś znaleźli - mówił nam w sobotę Kołodziejczyk, spoglądając z okna schroniska na zaśnieżone żleby. - Tam, w górach, ciągle jest pełna zima.
Na drodze do Morskiego Oka śniegu niewiele i wydaje się, że wiosna zagościła w Tatrach na dobre. Jednak z każdym metrem szlaku z Morskiego Oka w kierunku Czarnego Stawu zimy więcej. Gdy wchodzimy na morenę, musimy uważać, bo jest już bardzo ślisko, a gdy po godzinie obchodzimy Czarny Staw, żeby dostać się na lawinisko, brniemy po łydki w śniegu.
Jesteśmy jednymi z ostatnich, którzy tej wiosny tędy idą. Dowiadujemy się, że następnego dnia szlak od Morskiego Oka do Czarnego Stawu i dalej na Rysy ma zostać zamknięty, bo istnieje obawa, iż śnieg będzie schodził ze zboczy. Od niedzieli nikt z wyjątkiem ekip TOPR-u nie ma prawa wejść na miejsce tragedii.
Ale jeszcze w sobotę na lawinisku kilku ratowników chodziło z długimi na kilka metrów sondami. To goprowcy - specjaliści od lawin - którzy przyjechali na szkolenie z różnych stron Polski. Miejsce, gdzie zeszła lawina (i po 28 stycznia jeszcze kilka następnych, mniejszych) widać wyraźnie ? przed linią brzegową stawu jest spore wybrzuszenie. Czoło lawiny co prawda wpadło do wody, ale tony śniegu zatrzymały się też wcześniej. Zbity, ciężki śnieg na zboczu, do którego z rzadka dociera słońce, nie chce się topić.
- Jest tu na pewno jeszcze 4-5 metrów śniegu - martwili się goprowcy, gdy późnym popołudniem wrócili do Morskiego Oka i witali się z Kołodziejczykiem.
Toprówkę w centrum Zakopanego oraz schronisko przy Morskim Oku często odwiedzają rodziny zaginionych młodych tyszan. Wielu wychodzi w górę, nad brzeg Czarnego Stawu.
- Gdy nie ma pogrzebu, rana się nie zabliźnia - zamyśla się Mieczysław Kołodziejczyk, który w sobotę czekał właśnie na zapowiedzianą wizytę gości z Tychów.
W siedzibie TOPR-u w Zakopanem dyżur pełnił do wczoraj Roman Szatkowski: - Wiem, że z perspektywy Śląska wygląda to inaczej, ale jeszcze za wcześnie na skuteczne poszukiwania. Śniegu sporo, a woda w stawie ciągle zamarznięta.
Roman Kubin - drugi TOPR-owiec - kiwa głową, gdy Szatkowski szacuje, jak długo trzeba czekać. - Tak, do czerwca na pewno - mówi Kubin, który o tyskiej lawinie wie z pewnością więcej niż inni - kierował bowiem tamtą akcją ratowniczą.
Podobne prognozy przedstawia Stanisław Staszel, prokurator z Prokuratury Rejonowej w Zakopanem, który prowadzi śledztwo w sprawie tragedii. - W minionym tygodniu w Zakopanem było bardzo gorąco, sporo śniegu zeszło - mówi nam. - Niestety, tam śnieg jest bardzo zbity. Śledztwo nie zakończy się, dopóki nie zostaną znalezione ciała.
Tragedia z 28 stycznia 2003 roku
W lawinie nad Czarnym Stawem pod Rysami zginęło w sumie osiem osób. Wycieczka składała się z 13 osób ? 11 członków Uczniowskiego Klubu Sportowego, działającego przy I LO w Tychach i 2 opiekunów. W dniu tragedii ratownicy TOPR-u odkopali z lawiny 21-letniego uczestnika wycieczki, który już nie żył oraz dwoje rannych licealistów. Jedna z tych osób ? ciężko ranny chłopak - zmarła później w szpitalu. Ratownikom nie udało się dotąd odszukać sześciu zasypanych: 37-letniego jednego z opiekunów grupy oraz pięciorga licealistów (2 dziewcząt i 3 chłopców).
Ofiara uznana za zmarłą
Pod koniec marca pierwszą z ofiar tragedii w Tatrach Sąd Rejonowy w Tychach uznał za zmarłą. W miarę jak do sądu wpływać będą wnioski o uznanie za zmarłych, sąd będzie rozpatrywał kolejne sprawy. Wnioski takie mogą składać najbliższe osoby zaginionych.
- Brak ciał ma określone konsekwencje prawne, dlatego konieczne stało się skorzystanie z instytucji "postanowienia sądowego" w uznaniu kogoś za zmarłego - mówi Mirosław Nosalik, naczelnik Wydziału Radców Prawnych UM w Tychach. - Sąd, na podstawie okoliczności i zeznań świadków, określa moment zgonu i wydaje orzeczenie. W przypadku tragedii w Tatrach pojawienie się aktów zgonów wyprzedza znalezienie ciał.
Policyjne drony na Podkarpaciu w akcji
Dołącz do nas na Facebooku!
Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!
Kontakt z redakcją
Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?