Nasza Loteria NaM - pasek na kartach artykułów

Z wizytą u Mirka Szołtyska - lidera zespołu Wesołe Trio i wielkiego orędownika śląskiej kultury

Ola Szatan
"Dyscyplina jeszcze nikomu nie zaszkodziła. Wręcz przeciwnie, mobilizuje do wejścia na najwyższy szczyt popularności". To motto, którym w życiu zawodowym od lat kieruje się Mirosław Szołtysek - jeden z ...

"Dyscyplina jeszcze nikomu nie zaszkodziła. Wręcz przeciwnie, mobilizuje do wejścia na najwyższy szczyt popularności". To motto, którym w życiu zawodowym od lat kieruje się Mirosław Szołtysek - jeden z najpopularniejszych śląskich piosenkarzy. Jego występy przyciągają wielotysięczną publiczność. Przyczyna tego sukcesu wydaje się być banalnie prosta: Jeśli chcesz być na topie, to nie możesz odcinać się od swoich korzeni, a wręcz przeciwnie - należy chwalić się swojskością. Także poza śląskim regionem. W przypadku Mirka Szołtyska działa to bez zarzutu.

- Takich czytelnych przykładów jest bardzo wiele - mówi Szołtysek. - Bo jak inaczej wytłumaczyć zainteresowanie śląską muzyką w Dębicy, czyli w okolicach Rzeszowa? Kiedyś przyjechaliśmy tam na koncert w ramach trzydniowego pikniku. Mieliśmy grać jako ostatni zespół. Moją uwagę od razu zwróciły kamienie leżące na scenie. Zapytałem organizatorów, dlaczego tam się znalazły. Przed chwilą zagrał tu zespół rockowy i się nie spodobał - uzyskałem krótką odpowiedź. Pomyślałem, że jeżeli rockowa kapela nie zyskała uznania, to nas na pewno pozabijają. Kwadrans przed rozpoczęciem imprezy przed sceną stanęły dwie karetki pogotowia, dwa radiowozy policyjne i wóz straży pożarnej. Wszyscy czekali na to, co się wydarzy. Tymczasem... wystarczyła nam chwila, by ściągnąć komplet publiczności. Bawiło się około 5 tysięcy osób. Bycie naturalnym na scenie, brak scenariusza, bezpośredni kontakt ze słuchaczami, sprawdza się w każdej sytuacji - opowiada muzyk.

Muzyka dla ludzi

Mirek Szołtysek jest osobą, która urodziła się na scenie. Takie przynajmniej sprawia wrażenie. W domu bywa gościem, wciąż pędzi na koncerty, promocje czy spotkania. Jest wielkim orędownikiem śląskiej kultury i tradycji. Popularność przyniosła mu współpraca z zespołem Duo Trapery (z którym rozstał się w 1999 roku), ale szczyt osiągnął w 2000 roku, kiedy zawiązał swój własny projekt pod nazwą Mirosław Szołtysek i Wesołe Trio. Zespół atrakcyjny wizualnie (na scenie towarzyszą mu śpiewające i tańczące dziewczyny) nie mógł pozostać niezauważony. Sześć solowych płyt sprzedało się jak ciepłe bułeczki. Optymistyczne, taneczne z dużym akcentem położonym na śląską muzykę biesiadną. Jak podkreśla sam piosenkarz - właśnie tego potrzebowali słuchacze. Muzyki napisanej z myślą o rodzinie, pracy, ale i zabawie.

- Zapotrzebowanie na taką muzykę było zawsze. Ale z pewnością nie towarzyszył temu tak zwany szum medialny. Prawdziwym wyznacznikiem rzeczywistej popularności była liczba ludzi, którzy przychodzili na koncerty śląskich wykonawców. Śpiewających gwarą śląską, co należy podkreślić. Czekaliśmy na moment, kiedy ktoś przypatrzy się temu zjawisku i odnajdzie w nim fenomen - opowiada Mirek Szołtysek.

Najszybciej zainteresowało się Radio Piekary, które od dziesięciu lat stawia na śląskość i propaguje regionalną muzykę. Twórczość Szołtyska pojawiała się w tej rozgłośni od początku jej istnienia.

- Był moment, że moje piosenki były grane niemal bez umiaru. Każda nowa piosenka miała swoją premierę. Natomiast od trzech lat współpracuję z Telewizją Katowice, gdzie prowadzę "Śląski koncert życzeń". Jesteśmy zapraszani na największe koncerty organizowane przez telewizję, przede wszystkim w Domu Muzyki i Tańca w Zabrzu. Teraz w związku z jego remontem imprezy zostały przeniesione do Teatru Ziemi Rybnickiej. Ale wiosną wracamy do Zabrza - podkreśla artysta.

Wielka pasja - gołębie

Działalność estradowa zajmuje Mirkowi Szołtyskowi zdecydowanie najwięcej czasu. Jest pracoholikiem i profesjonalistą w każdym calu, co potwierdza jego rodzina: żona i dwie córki. Wszystkie trzy panie z dużą wyrozumiałością podchodzą do profesji Szołtyska. Prowadzenie domu jest na głowie żony, która poza tym pracuje w chorzowskim Urzędzie Miasta. Córki nie przejawiają większego zainteresowania muzyką, ale bardzo kibicują tacie.

Zabiegany piosenkarz z trudem znajduje wolną chwilę na swoją największą pasję - hodowlę gołębi, którą przejął od ojca.

- Nie mam czasu jeździć na wystawy, nie mam żadnych wyników, ale gołębie to moje hobby od lat. Nigdy bym z nich nie zrezygnował. Mam 30 specjalnie wybranych sztuk. Zacząłem je "lotować" w zeszłym roku, ale co to daje, jeśli w weekendy mnie nie ma... Muszę prosić sąsiada, żeby to za mnie zrobił, a to już nie daje takiej uciechy. Potem tylko opowiada mi przez telefon, ile gołębi doleciało. Gołębie to fajna tradycja tutaj na Śląsku, którą zaraziliśmy już całą Polskę, a nawet świat - opowiada.

Kultywowanie tradycji w domu Szołtysków to kwestia zasadnicza. - Tradycji nie można się nauczyć w ciągu jednego dnia. Ona była zawsze obecna w naszym domu. Wiadomo, że z przekazywaniem jej z pokolenia na pokolenie bywa różnie, bo czasy i ludzie się zmieniają, dzieci zakładają swoje rodziny. Ale ważne jest, by człowiek - niezależnie od tego, skąd pochodzi - umiał opowiadać o miejscu, w którym się urodził. Nie ma większego skarbu niż ten. Bez tradycji czułbym się bardzo pusty. Najwięcej nauczyła mnie mama, bo ojciec zajmował się pracą. Było nas pięciu w rodzinie, więc nie było łatwo. Przede wszystkim nauczeni jesteśmy rodzinnego życia, roboty, nieraz bardzo ciężkiej. Umiemy się podzielić tym, co mamy. Nie tylko z rodziną - podkreśla Szołtysek.

Zaczął śpiewać w kościele

Zanim Mirek Szołtysek związał się z muzyką, pracował w hutnictwie. - Przez 20 lat pracowałem w hucie, bo trzeba było z czegoś żyć. Ale nie miałem z tego większej satysfakcji. W 2000 roku moja głowa już tego obciążenia nie wytrzymała i postanowiłem zrezygnować. Musiałem dokonać wyboru, a w tych czasach kiedy nie ma pracy, było to dosyć ryzykowne. Tymczasem o estradzie marzyłem od "bajtla". Jako 9-latek zacząłem śpiewać w kościele, potem byłem lektorem-kantorem i ten urząd piastowałem przez 26 lat. Tak się to wszystko urodziło. W latach 80. zaprzyjaźniłem się z księdzem Jerzym Szymikiem, dzięki któremu udało się zorganizować wiele koncertów - wspomina muzyk.

O swojej przyszłości Szołtysek mówi bardzo chętnie. - Kilka tygodni temu ukazała się moja najnowsza płyta "To, co najlepsze", która jest jednocześnie podsumowaniem mojej dotychczasowej kariery artystycznej. Mam jeszcze dużo muzycznych planów, które chciałbym zrealizować - przekonuje. Znając jego zapał, z pewnością mu się ta sztuka uda.

Fenomen śląskiej piosenki

Przez wiele osób jest krytykowana - głównie z powodu banalnych tekstów i mało skomplikowanej warstwy muzycznej. Ale mylą się ci, którzy sądzą, że śląska piosenka tworzy tak zwany "zaścianek". Przez kilkanaście lat stopniowo budowała swoją pozycję. Najpierw wyłącznie w wersji "live" - na festynach, piknikach, niewielkich koncertach, dopiero z czasem trafiła do mediów. Ludzie spragnieni "własnej" muzyki, pisanej w ich języku, takiej przy której można się doskonale pobawić, bardzo szybko nakręcili koniunkturę. Stopniowo, z roku na rok przybywało zwolenników śląskiej piosenki. Powstawały nowe kapele, które z wiejskich imprez i wesel przeniosły się na "salony". Ku uciesze licznej grupy, śląskie przeboje trafiły do rozgłośni radiowych (zwłaszcza Radio Piekary, kiedyś również Radio TOP) oraz do regionalnej telewizji. Dziś słuchają ich tłumy liczone w tysiącach. I nic nie wskazuje, by to wielkie zainteresowanie miało wkrótce minąć.

- Popularność tworzą media. Jeżeli coś bardzo często pojawia się w telewizji czy radiu, jest sukcesywnie odtwarzane, to musi osiągnąć sukces. Dlatego fascynacja tym gatunkiem może brać się z prostego powodu - ludzie nie mają innej alternatywy. Ich wymagania nie są zbyt wielkie, nie mają potrzeby odnalezienia w muzyce wielkich wartości. Sama robię co tydzień śląskie programy i jestem zasypywana twórczością kolejnych artystów, którzy po prostu chcą zaistnieć - mówi Maria Pańczyk, dziennikarka Radia Katowice, pomysłodawczyni i organizatorka znanego konkursu "Po naszymu, czyli po śląsku".


Śląska Lista Przebojów

To program, który od blisko dwóch lat, w każdy niedzielny poranek, gromadzi liczną publiczność przez ekranami telewizorów. "Śląska Lista Przebojów" (nadawana na antenie TVP Katowice) układana jest przez samych widzów. Pod uwagę brane są wyłącznie piosenki śląskich artystów, oczywiście śpiewane gwarą.

Pierwsza piątka najnowszego notowania listy prezentuje się następująco:

1. Bayery - "Serduszko moje"

2. ED'MANS - "Cztery życzenia"

3. Mirek Szołtysek i Wesołe TRIO - "Cudowny bukiet bzu"

4. Metrum -"Cukiernik"

5. Dwa fyniki -"Geburstag u mojej ciotki"

Notowania Śląskiej Listy Przebojów podajemy na łamach DZ w każdy piątek.

od 7 lat
Wideo

Jak czytać kolory szlaków turystycznych?

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!

Polecane oferty

Materiały promocyjne partnera
Wróć na katowice.naszemiasto.pl Nasze Miasto