Aż o 100 proc. wzrosła w ostatnich latach liczba postępowań upadłościowych na Śląsku. Najwięcej upada firm małych, które z największą trudnością wytrzymują opóźnienia w płatnościach, nie mając także pieniędzy na agresywne kampanie reklamowe lub na dostosowanie się do wymogów rynku. Jednak kłopoty mają także znacznie większe przedsiębiorstwa, o dużym zatrudnieniu, których nie stać na restrukturyzację. Fala bankructw przetacza się przez wszystkie branże.
W 2000 roku do sądów gospodarczych wpłynęło 565 wniosków o ogłoszenie bankructwa. W roku ubiegłym było ich 558. Niektóre postępowania toczą się bardzo długo, bo źle prosperującym firmom brakuje pieniędzy nie tylko na spłacenie zobowiązań wobec wierzycieli, ale nawet na przeprowadzenie postępowania upadłościowego. W całym województwie śląskim w 2001 roku ogłoszono 412 upadłości, a 440 przedsiębiorstw postawiono w stan likwidacji.
- Obserwujemy wydłużanie się okresów płatności. Coraz powszechniejszą praktyką jest wymuszanie terminu zapłaty. Praktyki supermarketów w stosunku do dostawców naśladują na przykład firmy budowlane, które na swych podwykonawcach wymuszają kredytowanie robót - twierdzi Jeremi Mordasewicz, ekspert Polskiej Konfederacji Pracodawców Prywatnych.
Jednym z najbardziej spektakularnych wydarzeń gospodarczych ostatnich miesięcy było ogłoszenie upadłości katowickiej Huty Baildon, zatrudniającej prawie tysiąc osób. Długi huty przekraczały pół miliarda złotych i przewyższały wartość jej majątku. Większość pracowników znalazła się na bruku, a tylko jedna piąta załogi jest zatrudniona przy likwidacji zakładu i zabezpieczaniu majątku. Nie znalazł się chętny do kupienia upadłej huty w całości, co dla zakładu było ostatnią szansą na ratunek.
W tym samym czasie splajtowały katowickie Huty Stali spółka z o.o.
W połowie ubiegłego roku upadła Fabryka Silników Elektrycznych Silma z Sosnowca. W październiku splajtowały Zakłady Chemiczne Strem SA w Dąbrowie Górniczej (załoga tego przedsiębiorstwa przez kilka miesięcy nie otrzymywała pensji). Bankrutami stały się też spółki Karbochem i Karbotrans z Bytomia, Dąbrowskie Zakłady Naprawcze z Dąbrowy Górniczej, a także państwowy zakład Prodryn w Sosnowcu. Z kłopotami nie były w stanie poradzić sobie niektóre zakłady pracy chronionej: upadły dwa z nich - w Katowicach oraz w Sosnowcu.
Źle dzieje się też w wielu sprywatyzownych przedsiębiorstwach państwowych, które nie mogą sprostać wymogom rynku. Bankrutem został ogłoszony Zakład Surowców Ogniotrwałych Górka SA w Trzebini. Padł także Mostostal Będzin, a tuż przed nim Fabryka Urządzeń Technicznych Zremb w Orzeszu. Byli pracownicy innego bankruta - Śląskich Zakładów Przemysłu Cukierniczego Hanka w Siemianowicach Śląskich - do dziś nie mogą doczekać się wypłaty zaległych pensji i odpraw.
Fala plajt nie omija także branży budowlanej. Upadki dużych firm pociągnęły za sobą bankructwa małych. Dwa poważne rybnickie przedsiębiorstwa, Zakład Remontowo-Budowlany i Rybnickie Przedsiębiorstwo Budowlano-Inżynieryjne, zatrudniające po kilkuset pracowników, nie utrzymały się na rynku i pociągnęły w stronę bankructwa swych podwykonawców. Następstwem tego była spirala długów, na której stracili wszyscy kontrahenci bankrutów. Kilku przedsiębiorców chciało dogadać się z wierzycielami i ratować postępowaniem układowym, ale także w ich przypadku skończyło się na plajcie.
- Przedsiębiorstwa mają ogromne długi. Jeśli w kasie niewielkiej firmy brakuje 100-200 tys. złotych, to w obecnej sytuacji gospodarczej nie ma ona szans na przetrwanie - ocenia Andrzej Makówka, sędzia Sądu Rejonowego w Rybniku.
Strefa Biznesu: Uwaga na chińskie platformy zakupowe
Dołącz do nas na Facebooku!
Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!
Kontakt z redakcją
Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?