Wybuch górniczego zapalnika dotkliwie poranił chłopców z Mysłowic, którzy znaleźli niebezpieczny przedmiot
w domu i bawili się nim... w obecności dorosłych. Myśleliśmy, że to część od telewizora - żali się 13-letni Piotrek, któremu wczoraj wybuch spłonki wielkości baterii poranił niegroźnie twarz i rękę.
Jego bratu, siedmioletniemu Mateuszowi, który trzymał zapalnik w ręce, eksplozja wyrwała dziurę w przedramieniu oraz poważnie poraniła uda i brzuch. Wczoraj przeszedł operację. Trzeci z braci, pięcioletni Marcin najbardziej poranione ma dłonie. Jest w szoku.
Takie coś od telewizora
Była godz. 14. Chłopcy bawili się w domu, na poddaszu starej kamienicy w centrum Mysłowic. Z mamą i jej konkubentem wprowadzili się tu pół roku temu, do mieszkania ojca Piotrka, bo nie mieli gdzie się podziać.
- Wpadła nam pod łóżko kaczka, taka zabawka i chcieliśmy ją wyciągnąć - opowiada Piotrek. Mama też była w pokoju, zajęta jakimiś sprawami domowymi. Marcin sięgnął głębiej pod łóżko. Znalazł też, jak mówi "pieniążek dla mamy" i "taką niby baterię z drucikami". Chłopcy myśleli, że to jakaś część od telewizora. Mateusz przyłożył baterię do kabelków i wtedy nastąpił wybuch. - Wszyscy zaczęli krzyczeć, a ja pobiegłem po pogotowie, bo tylko nogi trzęsły mi się ze strachu. Marcin miał pokrwawione ręce, Mateusz brzuch - mówi cicho Piotrek siedząc na szpitalnym łóżku w Górnośląskim Centrum Dziecka i Matki w Katowicach Ligocie. Wszyscy chłopcy mają drobne rany na całym ciele.
Obok w sali leży Marcin. Ledwo mówi. Lekarze podali mu mocne środki przeciwbólowe. Rączki ma owinięte bandażami, przez które przecieka krew. Chciałby iść do domu, za kilka dni idzie przecież do przedszkola. Jest w szoku - mówią lekarze.
Mały Mateusz, który leży dwa pokoje dalej, prosi Grażynę Wojtynek, lekarza z chirurgii, która zaraz go będzie operować, żeby mu dała pić. Niestety, zaraz jedzie na salę i nie wolno. Chłopiec kwili. To on przyłożył baterię do wychodzącego ze spłonki drutu i dlatego wybuch najbardziej go zranił. Na całym ciele ma drobne ranki, jak po śrucie. - Chłopiec ma duży ubytek tkanek w przedramieniu, jeszcze nie wiemy co z ręką - mówi Grażyna Wojtynek.
Mieli szczęście
Michał Werner, lekarz z oddziału ratunkowego centrum, który przyjmował chłopców twierdzi, że i tak mieli szczęście. - Wystarczy przyłożyć na sekundę baterię do takiego zapalnika. To bardzo niebezpieczne urządzenie. Cud, że chłopcy odnieśli tylko takie obrażenia - mówi.
Wczoraj do mieszkania wkroczyli policyjni pirotechnicy. Znaleźli jeszcze jedną spłonkę. - Wybuch był duży, a eksplozja cała poszła na dzieci. Gdyby siedziały metr, dwa dalej, myślę, że skończyłoby się na strachu - powiedział nam wczoraj Artur Wójcik, prokurator. Nie było jeszcze wiadomo skąd spłonki górnicze wzięły się pod tapczanem. - To na pewno nie my, ja nigdy czegoś takiego na oczy nie widziałem - zapiera się Piotrek.
Policja podejrzewa konkubenta matki dzieciaków. - Niewykluczone, że przyniósł to do domu, bo pracował kiedyś na kopalni - stwierdza asp. Jacek Pytel z zespołu prasowego Śląskiej KWP w Katowicach. - Poza tym, jak wstępnie udało się nam ustalić, po wybuchu, mężczyzna ten przykrył dzieci kołdrą i udawał że śpi - dodaje.
Spłonka wybuchowa
Spłonka to rodzaj zapalnika, który inicjuje wybuch materiału wybuchowego. Bardzo często wykorzystuje się ją w górnictwie lub w wojsku. Spłonkę wkłada się do laski np. dynamitowej i umieszcza w bryle węgla, którą rozsadza.
Każda spłonka ma numer identyfikacyjny.
Giganci zatruwają świat
Dołącz do nas na Facebooku!
Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!
Kontakt z redakcją
Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?