Nasza Loteria NaM - pasek na kartach artykułów

Them Pulp Criminals: Diabeł i Johnny Cash na ramieniu [Rozmowa NaM]

Paulina Rezmer
Płyty "Lucifer is Love" najlepiej słuchać po zmroku, w oparach gęstego dymu i towarzystwie mocnych destylatów. Jej autorzy, Them Pulp Criminals pochodzą z Krakowa, ale chyba równie dobrze czuliby się w Tennessee, gdzie swój dom ma outlaw country. O renesansie gatunku i ludziach, którym do opowiedzenia najmroczniejszych historii wystarczy głos i gitara rozmawiamy z Tymoteuszem Jędrzejczykiem, wokalistą i autorem tekstów TPC.

Biorąc pod uwagę, że płyta „Lucifer Is Love” jest taka krótka myślę sobie, że jednak postanowiliście na początek zaproponować słuchaczom romans z Rogatym, a nie długotrwały związek.
Tymoteusz Jędrzejczyk:
Rzeczywiście. Wyszedł romans. Ale to dlatego, że w ogóle tej płyty nie planowaliśmy, nie robiliśmy żadnych założeń. To owoc zupełnie spontanicznego działania. Zaczęło się od tytułowego numeru „Lucifer is Love”. Napisałem tekst do szuflady, ale kiedy już powstał, pomyślałem, że jest na tyle dobry, że trzeba do niego dopisać muzykę. Zadzwoniłem więc do Igora, żeby natychmiast mu o tym powiedzieć. Była trzecia w nocy, więc nie był zachwycony, ale obiecał, że rano coś nagra. I słowa dotrzymał.

Chcesz mi powiedzieć, że dzisiaj jeszcze są ludzie, którzy piszą teksty do szuflady i jesteś jednym z nich?
No tak. Mam czasem potrzebę się wypisać. Przelać swoje myśli i emocje na papier. Poza tym mam pięć zespołów, więc lubię być przygotowany i zawsze mieć coś w zanadrzu. Niektóre z tekstów lądują więc w szufladzie na krótko, bo zaraz są gdzieś wykorzystywane. A niektóre zostają tam na zawsze.

Czy to z tej potrzeby wypisywania się i tworzenia wynika to, co powiedziałeś w którymś z wcześniejszych wywiadów: że nawet, gdybyście z Igorem mieli grać kawałki z „Lucifer is Love” sami dla siebie, to i tak by powstały?
Powiedziałem tak, bo to prawda. Żeby była jasność, od początku nie mieliśmy poczucia, że robimy coś oryginalnego. Ale ponieważ trwa country folkowe odrodzenie - na co dowodem jest choćby twórczość wspaniałej Chelsea Wolfe czy Thomasa Jeffersona Cowgilla, znanego jako King Dude – chcieliśmy mieć coś swojego. Nagraliśmy materiał i wrzuciliśmy do sieci. Został przyjęty nadzwyczaj dobrze, a wydawnictwo Malignant Voices odezwało się do nas już po 40 minutach od zamieszczenia utworów.

Them Pulp Criminals - Jack Torrance

Mówisz, że country folk przeżywa renesans. Ale wiadomo, że dobry folk ewoluuje z konkretnej historii, a storytelling to nie sztuka, której można nauczyć się w weekend przy kawce. Gdzie zaczyna się twoja przygoda z tym mrocznym amerykańskim dziedzictwem?

Od zawsze byłem fanem outlaw country i ludzi, którzy w prosty sposób potrafią opowiedzieć historie o niewyobrażalnym ciężarze emocjonalnym. Cenię Johnny'ego Casha, tatuaż z jego podobizną zdobi zresztą moje ramię. Podziwiam dokonania wszystkich trzech Hanków Williamsów. Sam jestem metalowcem, a często nie mogę się nadziwić, że ci goście, często tylko za pomocą gitary i mocnego tekstu są w stanie poruszyć cię bardziej niż banda robiących dużo hałasu złych chłopców z Lucyferem na sztandarach.

Tymczasem sam na „Lucifer is Love” wywołujesz do tablicy psychopatów, szaleńców, ale też ikony kultury, jak choćby Jack Torrance. Sięgacie po w sumie dość oczywiste i jednocześnie ryzykowne patenty. Nie bałeś się, że ktoś zarzuci wam banał?
I tak, i nie. Weźmy choćby utwór „Jack Torrance”, który nie jest tylko o bohaterze powieści „Lśnienie” Stephena Kinga, zresztą genialnie moim zdaniem przeniesionej na ekran przez Jacka Nicholsona. To postać-symbol, bohater tak pojemny, że może się z nim utożsamić właściwie każdy, kto na własne życzenie stracił wszystko, co kocha. Więc owszem, operujemy na płycie symbolami, ale są to symbole bardzo czytelne, na stałe wpisane w kulturę.

Zawsze, ilekroć słyszę, że ktoś w Polsce bierze się za bary z tym konkretnym, amerykańskim dziedzictwem, kusi mnie, żeby zapytać, czy jest szansa, żeby polski folklor stał się kiedyś równie atrakcyjny.
Myślę, że jest to temat do rozważenia, choć sam jeszcze nie czuję się na siłach, bo go podjąć. I nie wiem, czy kiedykolwiek będę się czuł. Trzeba też pamiętać, że za sukcesem i popularnością takich gatunków jak współczesny urban folk stoi wiekowa tradycja i fascynacja Ameryką jako stanem umysłu. Do tego należy dodać język angielski, który wydaje mi się być stworzonym do opowiadania ponurych historii. Idealny do romansów z Lucyferem.

Czytaj też

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!

Polecane oferty

Materiały promocyjne partnera
Wideo
Wróć na poznan.naszemiasto.pl Nasze Miasto