Nasza Loteria NaM - pasek na kartach artykułów

Strach w akademiku

Aldona Minorczyk-Cichy
Przyjaciele Omara (boją się pokazać twarze) ustawili w akademiku tablicę, do której przypięli zdjęcia zmarłego. Fot. Arkadiusz Ławrywianiec
Przyjaciele Omara (boją się pokazać twarze) ustawili w akademiku tablicę, do której przypięli zdjęcia zmarłego. Fot. Arkadiusz Ławrywianiec
W akademiku Śląskiej Akademii Medycznej przy ul. Medyków, w którym mieszkał zamordowany w niedzielę nad ranem student, panuje żałoba. Wejścia do budynku strzegą ochroniarze. Nie wpuszczają nikogo i odmawiają informacji.

W akademiku Śląskiej Akademii Medycznej przy ul. Medyków, w którym mieszkał zamordowany w niedzielę nad ranem student, panuje żałoba. Wejścia do budynku strzegą ochroniarze. Nie wpuszczają nikogo i odmawiają informacji. W środku nie słuchać muzyki ani śmiechów. Śmierć Omara wstrząsnęła wszystkimi. Na parterze obok portierni ktoś ustawił tablicę, na którą przyjaciele młodego Amerykanina przypinają jego zdjęcia. Jest ich już kilkadziesiąt. Ze wszystkich patrzy przystojny, postawny młodzieniec, o łagodnej twarzy i szerokim uśmiechu. Studenci wspominają tragiczne wydarzenia w katowickim klubie "Wyższy wymiar". Nie zgadzają się na ujawnienie swoich nazwisk, a nawet imion. Zabójca wciąż jest na wolności. Boją się, że będzie chciał pozbyć się świadków morderstwa.

- Bawiliśmy się, kiedy potrącił mnie chłopak tańczący obok z dziewczyną, nie zareagowałem. Zrobił to jeszcze dwukrotnie. Prawdopodobnie chciał zaimponować swojej partnerce. Odwróciłem się i po prostu popchnąłem go. Zobaczył to Omar. Chciał nas rozdzielić. Stanął między nami i wtedy ten Polak pchnął go nożem prosto w serce - opowiada przyjaciel Omara.

Bali się, że krew pobrudzi tapicerkę

Zaczęła się bójka. Przyjaciele Omara ruszyli z pomocą. Ochroniarze zaczęli ich wypierać w kierunku wyjścia. Wtedy zabójca użył noża jeszcze raz. Ugodził nim chłopaka, z którym się sprzeczał. Dźgnął go w głowę i w ramię. W tym czasie Omar wyszedł na zewnątrz. Przewrócił się.
Przyjaciele podbiegli do niego i dopiero wtedy zauważyli, że z jego piersi płynie krew.

- Tylko jeden z trzech widzących zajście ochroniarzy zadzwonił na naszą prośbę na pogotowie. Reszta stała i głupio się uśmiechała. Chcieliśmy ratować Omara, ale nikt się nie ruszył. Kiedy pogotowie długo nie przyjeżdżało, zaczęliśmy szukać taksówki, która przewiozłaby go do szpitala. Trzech kierowców z firmy UFO odmówiło nam.
Powiedzieli, że krew pobrudzi im tapicerkę! Dopiero czwarty pozwolił nam wsiąść - denerwuje się drugi przyjaciel Omara.

Rannego, ale ciągle przytomnego Amerykanina przewieziono do szpitala w Ochojcu. Było już za późno. Nóż trafił prosto w serce. Przeciął aortę. Krwawienie było zbyt mocne i trwało zbyt długo. Mimo długiej reanimacji Omar zmarł. Jego przyjaciele opowiadają, że umierając uśmiechał się i zapewniał, że nic mu nie jest.

- Jestem tylko zmęczony - brzmiały jego ostatnie słowa.
Wczoraj w nocy do Katowic przyjechali rodzice Omara. Są w szoku. Wbrew muzułmańskim prawom zgodzili się na przeprowadzenie sekcji zwłok syna, bo tego wymaga polskie prawo. W przeciwnym przypadku sprawca mógłby uniknąć kary. Ojciec chłopca w rozmowie telefonicznej z jego opiekunami pytał, czy Omar cierpiał.

Dobry uczeń, dobry kolega

Omar urodził się 22 lata temu w Kalifornii. Jego przodkowie pochodzą z Pakistanu. Na studia w Katowicach zdecydował się rok temu. Miał opinię świetnego ucznia i dobrego kolegi. W akademiku nie ma osoby, która by go nie znała i nie lubiła. Twierdzą, że był wyjątkowy. Emanował pozytywną energią, obdarzał miłością.

Właściciel dyskoteki "Wyższy wymiar" wyznaczył 10 tys. złotych nagrody dla tego, kto pomoże w ujęciu zabójcy Amerykanina. Oskarża także pogotowie ratunkowe o to, że zignorowało wezwanie do rannego.

- To nieprawda. Rejestrujemy rozmowy i godziny wyjazdów. Zgłoszenie było o godz. 3.02, a karetka wyjechała cztery minuty później. W międzyczasie ciężko ranny został jednak odwieziony do szpitala taksówką. Nasz zespół ratunkowy zajął się więc drugim poszkodowanym. Opatrzył go i zawiózł do szpitala w Ochojcu - informuje Barbara Okońska, kierownik biura wezwań Wojewódzkiego Pogotowia Ratunkowego.
Przyjaciele i opiekunowie Omara nie mają pretensji do pogotowia. Twierdzą, że zareagowało prawidłowo. Mają za to sporo uwag do właścicieli dyskoteki.

Z nożem na dyskotekę?!

- Jak to możliwe, że do tak ogromnej dyskoteki wchodzi mężczyzna z ogromnym nożem i to bynajmniej nie składanym, ale takim wielkości kuchennego? Przecież młodzież powinna być przy wejściu kontrolowana przez bramkarzy. To bardzo duży lokal. Na tej samej zasadzie jakiś psychopata mógł wnieść pistolet i wystrzelać pół sali. To przykre, że w tym mieście nie można czuć się bezpiecznie. Chcielibyśmy, by śmierć Omara nie poszła na marne i aby ktoś pomyślał o lepszym zabezpieczaniu imprez masowych - mówi dr Omar Abdel Samad, przedstawiciel Hope Medical Institute USA Virginia.
Zapytaliśmy studentów, czy po tragicznym zajściu w dyskotece zmieni się ich stosunek do Polaków.

- Nie. Źli ludzie są na całym świecie. Taki był zabójca Omara. Wśród Polaków mamy przyjaciół. Nie można wszystkich traktować tak samo - powiedział student, w którego obronie stanął Omar.

Na tablicy w akademiku obok zdjęć Omara i jego przyjaciół wisi apel o bojkotowanie firmy taksówkowej UFO. Czytamy w nim, że jej trzej taksówkarze odmówili zabrania umierającego studenta do szpitala w obawie przed zabrudzeniem foteli. Pewne jest, że nikt, kto znał zmarłego, nigdy nie przekroczy progu auta tej firmy.

emisja bez ograniczeń wiekowych
Wideo

Wskaźnik Bogactwa Narodów, wiemy gdzie jest Polska

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!

Polecane oferty

Materiały promocyjne partnera
Wróć na katowice.naszemiasto.pl Nasze Miasto