Nasza Loteria NaM - pasek na kartach artykułów

Sklep w "Gwiazdach" - sprzedają klientom tylko takie produkty, które sami jedzą

Ola Szatan
Halina Wójcik w swoim królestwie czeka na klientów.
Halina Wójcik w swoim królestwie czeka na klientów. fot. Lucyna Nenow.
Jesteśmy tu dinozaurami, reszta osób, które wprowadziły się w tym samym czasie, już tu nie mieszka - śmieje się Halina Wójcik. W 1985 r. z mężem Stanisławem zamieszkała na katowickim osiedlu "Gwiazdy". Od 18 lat prowadzą osiedlowy sklep ogólnospożywczy. Choć czasy na prowadzenie działalności nie są już tak łaskawe, jak wtedy, gdy nie było dużych marketów, to nie narzekają na swoją pracę.

Dzień rozpoczyna się dla nich kwadrans po godz. 5. Pan Stanisław przyjmuje wtedy pieczywo.

- Nie potrzebuję zegarka, wstaję automatycznie - mówi.

Żona przed godziną 8 wyprawia ich wnuczkę, 10-letnią Karolinę, do szkoły. Gdy tylko pojawi się w sklepie, uzupełnia listę potrzebnych rzeczy. Codzienne zakupy to zadanie dla pana Stanisława. Oboje dbają, by produkty spożywcze były najwyższej jakości. Od lat mają stałych dostawców.

- Mam taką zasadę, sprzedajemy to, co zjemy sami - podkreśla pani Halina. - Pomidory i ogórki małosolne sprowadzamy z gospodarstwa ekologicznego z Kalisza. Znaleźliśmy także małą wytwórnię mięsa w Pińczowie, skąd mamy m.in. doskonałe szynki, krupnioki i swojską kiełbasę. Bez chemii, bez grama tłuszczu, co dla wielu jest bardzo ważne - dodaje i nie ukrywa, że w sklepie toczy się całe życie. Sami pracują w nim z mężem, siedem dni w tygodniu.

- Czasem, gdy potrzebuję, to popołudniami zastępuje mnie ciocia. Wtedy mam wychodne - mówi z uśmiechem. Do sklepu często po lekcjach wpada też ich wnuczka. - Karolina uwielbia obsługiwać klientów, którzy podchodzą do niej z dużą życzliwością - mówią oboje. - Pomagam przyklejać ceny, układać towar - wylicza dziewczynka. Może będzie rodzinny interes? Niewykluczone, choć Karolina póki co marzy, by zostać aktorką. Ich sklep to miejsce z duszą. Dosłownie. Wcześniej bowiem była tu... biblioteka, która została przeniesiona do pobliskiego pawilonu.

- Często przychodziłam tu po książki - wspomina Halina.

Państwo Wójcikowie wystąpili do spółdzielni o przydział lokalu na sklep. Sami zajęli się jego przebudową. Głównym projektantem był pan Stanisław, który z zawodu jest operatorem maszyn ciężkich. - Roboty było mnóstwo, zajęło nam to ze 2 miesiące. Wszystko trzeba było poprzerabiać, ale udało się - opowiada właściciel.
Mają sporo stałych klientów, którzy wpadają nie tylko po sprawunki, ale żeby porozmawiać.

- Czasem śmieję się, że jestem jak ksiądz w konfesjonale. Kiedy przyjedzie straż pożarna czy policja, to ludzie wpadają do sklepu z pytaniem "Pani Halinko, co się dzieje?". Ale ja to lubię. Zawsze chciałam pracować wśród ludzi - podkreśla pani Halina.

Sklep jest otwarty dopóki są klienci. - Po zamknięciu przychodzi czas na sprzątanie, zerknięcie na listę zakupów, która powstaje w ciągu dnia. I przygotowanie się na kolejny dzień - podsumowuje właścicielka.

emisja bez ograniczeń wiekowych
Wideo

Jak działają oszuści - fałszywe SMS "od najbliższych"

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!

Polecane oferty

Materiały promocyjne partnera

Materiał oryginalny: Sklep w "Gwiazdach" - sprzedają klientom tylko takie produkty, które sami jedzą - Katowice Nasze Miasto

Wróć na katowice.naszemiasto.pl Nasze Miasto