Nasza Loteria NaM - pasek na kartach artykułów

Sebastian Pypłacz: Dlaczego Katowice nie lubią rad dzielnic

Sebastian Pypłacz
Prezydent Marcin Krupa i jego Forum Samorządowe raz na jakiś czas powtarzają hasło: Czas na dzielnicę. Czasem rzucają jeszcze słowami o otwarciu na mieszkańców, ich opinie i współpracę. Jak wygląda to w rzeczywistości, widać na przykładzie Rad Jednostek Pomocniczych. Już przy samej nazwie pojawiają się problemy. No bo co to owa jednostka pomocnicza i po co jej rada? Ta nazwa prowokuje pytania, wprawia w zdumienie i całkowicie zamazuje obraz tego, czym to ciało jest. Brzmi jak jakaś urzędnicza nowomowa, której głównym zadaniem jest odpychać i utrudniać życie. Dla jasności przyjmijmy - dozwoloną, ale nieużywaną w Katowicach - inną nazwę: Rady Dzielnicy. Nagle wszystko stało się trochę jaśniejsze prawda?

No dobrze, ale co ta rada może, jakie ma kompetencje i budżet? Tu wcale nie jest łatwiej. Rada dzielnicy w Katowicach może bowiem opiniować różne działania, a także zgłaszać swoje wnioski do budżetu miasta. Niestety, jest tu często pomijana lub traktowana w sposób instrumentalny, a wnioski do budżetu zostają w dużej mierze odrzucone. Natomiast Rady mają też swoje budżety, kiedyś miały do wydania 150 000 złotych, dziś - po szumnym kampanijnym „otwarciu na dzielnice” - zaledwie 10 000 złotych. Jak słyszę od radnych, jest to suma, którą trudno wydać, bo wystarczy w porywach na jeden dzielnicowy festyn albo kilka ławek. A decyzja, na co wydać taką mała sumę generuje konflikty. Gdyby zsumować budżety wszystkich katowickich Rad Dzielnic, to otrzymalibyśmy liczbę mniejszą od połowy kwoty, która ma zostać przeznaczona na zakup dwóch samochodów dla Urzędu Miasta (na to ma pójść 630 000 złotych).

No dobrze, może chociaż przy okazji wyborów Rady Dzielnic są w Katowicach traktowane poważnie? Nie, bo chociażby terminy wyborów w różnych dzielnicach są… różne. Dzieje się tak dlatego, że powołanie Rady Dzielnicy wymagało zebrania przez mieszkańców podpisów 10% osób zameldowanych w dzielnicy. W efekcie wybory w danej dzielnicy odbywały się po zebraniu podpisów, co następowało w różnych terminach. Dopiero w zeszłym roku Rada Miasta przegłosowała utworzenie brakujących Rad Jednostek Pomocniczych, oryginalnie na wniosek radnych RAŚ, ale potem tożsamy pomysł zgłosiło Forum Samorządowe.

Czym to wszystko skutkuje? Ano brakiem jakiejkolwiek ogólnomiejskiej kampanii promocyjnej tych – odbywających się w różnych terminach - wyborów. Chociażby takiej kampanii bilboardowej, jaką ma w Katowicach - mocno dotowany z budżetu miasta - GKS Katowice. Czy kampanii dotyczącej podejmowanych inwestycji, jaką miasto wykupiło w okresie ostatniej kampanii samorządowej..
Problem jest też ze znalezieniem kandydatów, no bo jeżeli Rada ma marginalny budżet, niewiele może, to i chętnych do bycia radnym dzielnicy brakuje. Dodajmy, że kandydatów musi być więcej od finalnej liczby radnych, co kończy się wręcz łapankami i nerwowym naganianiem do zgłaszania się. To dlatego na listach wyborczych do katowickich rad dzielnic pojawiają się - niemalże - całe rodziny czy miejscy radni.

Powiecie, że narzekam. A ja powiem Wam, że owszem - narzekam, bo w oczy rzuciło mi się, jak wygląda to w Gdańsku, gdzie wybory do Rad Dzielnic odbyły się kilka dni temu. Tam frekwencja wciąż jest daleka od marzeń miejskich aktywistów (w dzielnicach jest to między 11% a 37,6%), ale o tych wyborach usłyszałem nawet po drugiej stronie Polski. Chociażby z wpisów prezydent Dulkiewicz,
która wrzuciła swoje zdjęcie znad urny wyborczej na serwisy społecznościowe. W Gdańsku wybory do Rad Dzielnic to okazja do zawalczenia o dodatkowe środki dla dzielnic, bo im więcej osób pójdzie zagłosować, tym większy budżet będzie miała nowa rada. Motywuje to nie tylko mieszkańców, ale przede wszystkim radnych do szerszej kampanii. U nas są to raczej kampanie szeptane, jedynie pośród znajomych. Kończy się to najczęściej fatalną frekwencją.

14 kwietnia odbędą się wybory do czterech katowickich Rad Jednostek Pomocniczych: Koszutka, Dąbrówka Mała, Załęże i Giszowiec. Chciałbym z pełnym przekonaniem powiedzieć: idźcie głosować. Mogę jedynie powiedzieć: idzie głosować, mimo wszystko.

* Sebastian Pypłacz jest wiceprezesem stowarzyszenia BoMiasto

emisja bez ograniczeń wiekowych
Wideo

Krokusy w Tatrach. W tym roku bardzo szybko

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!

Polecane oferty

Materiały promocyjne partnera
Wróć na katowice.naszemiasto.pl Nasze Miasto