18+

Treść tylko dla pełnoletnich

Kolejna strona może zawierać treści nieodpowiednie dla osób niepełnoletnich. Jeśli chcesz do niej dotrzeć, wybierz niżej odpowiedni przycisk!

Nasza Loteria NaM - pasek na kartach artykułów

Repatrianci z Uzbekistanu Polskę znali z opowieści dziadków

Katarzyna Domagała
Zdjęcia rodziców Maria zabrała ze sobą
Zdjęcia rodziców Maria zabrała ze sobą Katarzyna Domagała
Za tydzień do Katowic przyjedzie czteroosobowa rodzina polskiego pochodzenia z Uzbekistanu. Wrócą do ojczyzny swoich przodków. Młodzi znają ją tylko z pokoleniowych opowieści. Mają już przetarty szlak. W naszym regionie układa sobie życie od nowa ponad pół tysiąca repatriantów. Jest wśród nich Walery Riabczyński. Urodził się 23 lata temu w Arkałyku. Kiedyś to była w Kazachstanie przemysłowa potęga w produkcji aluminium.

- Dzisiaj z dawnej chwały nic nie zostało. Są tam puste bloki i ze 200-300 mieszkańców, którzy starają się przeżyć z dnia na dzień - mówi Walery.

Choć o Polsce nie wiedział wiele, to czuł się Polakiem. W 1949 roku jego pradziadkowie, Ludwik i Maria, wraz z piątką dzieci zostali wywiezieni z Kamieńca Podolskiego na Sybir, później do Kazachstanu.

- Nikt nie pytał, czy chcemy wyjechać, po prostu nie mieliśmy wyboru - mówi Maria, jedna z pięciorga wysiedlonych wtedy dzieci. Miała wtedy trzy lata. Wspomina, że o Polsce mówiło się w domu zawsze, tyle że po rosyjsku. Jej wnuk Walery jeszcze trzy lata temu nie mówił ani słowa po polsku. - Rosjanie nawet myśleć o Polsce nie pozwalali, a co dopiero uczyć polskiego! - mówi Maria.

O tym, że nasz kraj zaczyna zapraszać repatriantów z byłego ZSRR, Riabczyńscy dowiedzieli się z radia.

- Od razu złożyliśmy dokumenty - mówi Walery. Pani Maria nawet na wspomnienie tamtej chwili ma łzy w oczach. Bo choć wychowała się na Wschodzie, a jej dzieci i wnuk urodzili się w Kazachstanie, to zawsze czuli się Polakami. Była w Kazachstanie sekretarką. Jej córka pielęgniarką, a Walery do pracy poszedł już w wieku 15 lat. Mimo to w domu było biednie. Mięso, kiełbasa czy ser na stół trafiały od święta.

- Jednak wyjeżdżając, nie uciekaliśmy od biedy. Było ciężko, ale dało się przeżyć - mówi Walery. - Ale tam czas jakby zatrzymał się w miejscu.

Poza tym narastała ksenofobia. - Ktoś powiedział Kazachom, że Ruscy są źli. Tyle że dla nich Ruski to każdy, kto nie jest Kazachem - tłumaczy Walery.

Dlatego 5 stycznia 2008 roku z babcią, mamą i ojczymem po pięciu dniach podróży pociągiem dotarli do Będzina. Nie są jedyną rodziną, która przejechała kilka tysięcy kilometrów, żeby dotrzeć do ojczyzny przodków. W lutym zeszłego roku do Gliwic przyjechał Siergiej Kobierski. O Kazachstanie, kraju dzieciństwa, nie powie złego słowa. Zresztą trochę tęskni do tamtego słońca.

- Bo tam lato oznaczało upał - wspomina i patrzy, jak za oknem w Gliwicach pada. Już od kilku dni.

Urodził się w Kazachstanie. Jak jego ojciec, żona i dwóch synów. Ale pradziadek - podobnie jak przodek Walerego - mieszkał w Kamieńcu Podolskim. Rosjanie wywieźli go w 1936 r. Siergiej mówi, że decyzja o powrocie do Polski była spełnieniem marzenia przekazywanego przez pokolenia.

- Dziadek zawsze opowiadał, że jego tata chciał wrócić do Polski, do domu. Jemu się nie udało, nam w końcu tak - dodaje Siergiej. Dlatego i on, decydując się na wyjazd, po prostu wracał do domu.

Mogą wracać

Repatriacja to powrót do kraju ojczystego osób, które z przyczyn od siebie niezależnych znalazły się poza jego granicami. Dotyczy to np. jeńców wojennych i przesiedleńców (chodzi np. o wysiedlenia ludności polskiej z Kresów Wschodnich w latach 1944-1946 i później).

Powrót repatriantom umożliwia Karta Polaka - dokument potwierdzający przynależność do narodu polskiego, który może być przyznany osobie nieposiadającej obywatelstwa polskiego. Kartę Polaka ustanowił polski Sejm ustawą z 7 września 2007 r.

Co roku zyskujemy nową rodzinę

Rozmowa z Beatą Jeżyk, pracownicą UM w Gliwicach, która zajmuje się rodzinami repatriantów
W Śląskiem Gliwice są w czołówce miast zapraszających do siebie rodziny repatriantów. Skąd tyle gościnności?
Od 2006 r. Rada Miejska co rok podejmuje uchwałę o zaproszeniu do miasta jednej rodziny repatriantów. Nie wskazujemy zresztą której. Mam wrażenie, że to nasz moralny obowiązek wobec rodaków, którzy z różnych przyczyn znaleźli się poza granicami Polski. Poza tym przyjeżdżają do nas nowi obywatele, którzy chcą z nami żyć i pracować. Z reguły są to zresztą bardzo sympatyczne osoby, które szybko się usamodzielniają i dobrze sobie radzą.

Dlaczego zapraszacie nieznane sobie wcześniej rodziny?
Gminy mogą zaprosić do siebie konkretną rodzinę lub nie wskazywać, która ma przyjechać. Zdecydowaliśmy się na tę drugą opcję. Wtedy możemy uzyskać dotacje na remont i zagospodarowanie mieszkania dla repatriantów. A warunkiem ich zaproszenia jest właśnie zapewnienie im lokalu, pomoc w znalezieniu pracy oraz w miarę możliwości wsparcie w podjęciu nauki przez dzieci.

Są już u nas

W całej Polsce w ciągu ostatnich 14 lat osiedliło się 7 248 osób.

Do naszego województwa od 1997 roku przyjechało 522 repatriantów z rodzinami. Na zapraszanie ich zdecydowało się 49 gmin. Najwięcej, bo aż 62 osoby, mieszkają z Gliwicach.

Kolejnych 56 repatriantów znalazło swój drugi dom w Bytomiu, w Zabrzu 53, w Będzinie 24, 23 zadomowiły się w Żorach, a 22 w Chorzowie. W pierwszych miesiącach tego roku przyjechało do naszego regionu 35 osób. W 2010 było ich 14, a w 2009 15.

Czy nasz region powinien przyjmować więcej rodaków ze Wschodu?

od 7 lat
Wideo

Konto Amazon zagrożone? Pismak przeciwko oszustom

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!

Polecane oferty

Materiały promocyjne partnera
Wróć na katowice.naszemiasto.pl Nasze Miasto