Nasza Loteria NaM - pasek na kartach artykułów

Ratujcie naszego syna!

Anna Góra
Mateusz Wołek z mamą Krystyną w goczałkowickim szpitalu dla dzieci.
Mateusz Wołek z mamą Krystyną w goczałkowickim szpitalu dla dzieci.
Mateusz Wołek ze wsi Bliżyce w gminie Niegowa, ofiara pijanego flisaka, potrzebuje natychmiastowej pomocy. Rok temu, podczas szkolnej wycieczki, Mateusz omal nie zginął w wodach Dunajca. Wypadek poruszył całą Polskę.

Mateusz Wołek ze wsi Bliżyce w gminie Niegowa, ofiara pijanego flisaka, potrzebuje natychmiastowej pomocy. Rok temu, podczas szkolnej wycieczki, Mateusz omal nie zginął w wodach Dunajca. Wypadek poruszył całą Polskę. Niestety, chłopiec do dziś jest przykuty do wózka inwalidzkiego. Nie ma z nim kontaktu.

To miała być wspaniała wycieczka, z największą atrakcją Pienin czyli przeprawą przez Dunajec. 34 osoby, w tym troje opiekunów. Wracali z Sokolicy nad rzekę. W dwóch łodziach popłynęli w górę rzeki, wysłuchując po drodze opowieści o regionie. Przy zawracaniu jedna z łodzi została podtopiona. Kolejna fala przewróciła ją do góry dnem i dzieci powypadały za burtę. Nie miały kapoków, bo nie ma takiego obowiązku. Dwóch chłopców wpadło do głębszej wody. Jeden z nich uratował koleżankę, a potem poszedł na dno. Nie umiał pływać, prawie nikt nie umiał. Jego ciało odnaleziono dopiero po kilku godzinach poszukiwań.
Później okazało się, że kierujący łodzią flisak miał we krwi ponad 2,3 promila alkoholu. Niedawno został skazany na 2,5 roku więzienia.

Wrócić do domu
Mateusza wyciągnęli z rzeki koledzy. Próbowali go reanimować. Trafił na intensywną terapię do szpitala w Nowym Targu. Ale niedotlenienie spowodowało uszkodzenie układu nerwowego.

Teraz jest lepiej, ale ciało cały czas ma wiotkie, nie panuje nad nim. Nie siedzi samodzielnie, głowa opada mu na piersi. Cierpi na zanik mięśni. Na wózku jeździ przypięty pasami. Praktycznie nie ma z nim kontaktu, chociaż rozgląda się i patrzy tak jakby rozumiał, gdy ktoś do niego mówi. Sam wydaje tylko niewyraźne dźwięki.

- Dla Mateusza wszystko jest nowe, obce. Jeździmy od szpitala do szpitala: Łódź, Rusinowice, Jastrzębie Zdrój, Goczałkowice. Na pewno się boi - mówi mama Krystyna.

Pani Krystyna też się boi - tego powrotu do domu. Chłopiec ma ataki padaczki, zwłaszcza w nocy. A od nich daleko jest do szpitala i na pogotowie. Musieliby sami zająć się rehabilitacją, a nie są już młodzi.

Na rehabilitację w szpitalach zaczyna jednak brakować pieniędzy. Kosztuje przede wszystkim pobyt rodzica - hotel, wyżywienie - w Goczałkowicach 55 zł na dobę. A większość placówek, dziecka, które nie chodzi bez opiekuna, który go umyje, nakarmi i wyprowadzi na spacer, nie przyjmie. Płacić trzeba też za niektóre leki, pampersy.

Miłosierdzie gminy
Rodzina powoli przestaje sobie dawać radę. Pan Władysław jest na rencie, jego żona trochę zajmuje się gospodarstwem rolnym, starszy brat Mateusza jest bezrobotny. Pomaga nieco opieka społeczna, ale nie ma większych możliwości. Niegowa, gdzie we wsi Bliżyce mieszka Mateusz, to niewielka gmina.

Rodzina Mateusza otrzymywała pomoc jeszcze przed wypadkiem. Po nim kilkakrotnie zwracała się o zasiłek na leki, dojazdy do sanatorium. Dostała w sumie ok. 900 zł.

- Co nieco udało nam się też zdobyć z częstochowskiego oddziału Śląskiego Urzędu Wojewódzkiego - jakieś pampersy, środki opatrunkowe, ale to też od organizacji pozarządowych. Mamy też zespół piłkarski Jura Niegowa, więc zorganizowaliśmy zbiórkę podczas meczu. Ale ludzie tu nie są bogaci, więc nie da się wiele wyłuskać.

Nikt nie pomyślał jednak o tym, że rodzinie należy się pomoc stała w postaci świadczeń rodzinnych.

Nie myśleli o najgorszym
Ewa Szewczyk, dyrektor szkoły w Sokolnikach, gdzie ostatnio chodził Mateusz powtarza, że nie może zapomnieć o wypadku. Była w łódce razem z dziećmi.

- Do tej pory zastanawiam się: dlaczego my? Czy czegoś nie dopełniliśmy? Czy jak byśmy w ogóle nie pojechali, byłoby inaczej? Pytana o przygotowanie wycieczki zapewnia, że wszystkie formalności zostały dopełnione. Dzieci były ubezpieczone w PZU także od wypadku w czasie szkolnych wycieczek. Dodatkowo więc wycieczki nie ubezpieczali.
Problem w tym, że suma gwarancyjna wynosi zaledwie 6 tys. zł. Na razie rodzina dostała tylko zaliczkę na poczet odszkodowania - nieco ponad 900 zł. Reszta - po zakończeniu leczenia. Nawet jednak jeśli otrzymają całą sumę ubezpieczenia, starczy to zaledwie na trzy turnusy rehabilitacyjne. Dyrektor szkoły twierdzi, że negocjowali jak najkorzystniejsze ubezpieczenie, żeby w razie wypadku dostać jakąś sumę. - Ale nikt nie brał pod uwagę najgorszego... - przyznaje.

Najprawdopodobniej nie był ubezpieczony flisak, z którego usług korzystali. Ta grupa zawodowa nie ma obowiązku ubezpieczenia od odpowiedzialności cywilnej. Flisacy, którzy obsługują spływy Dunajcem, zrzeszeni w Polskim Stowarzyszeniu Flisaków Pienińskich takie ubezpieczenie wykupują. Ale winny wypadku nie był czynnym członkiem stowarzyszenia. - Prowadzili osobną firmę we dwóch z bratem. Nie były to spływy tylko przeprawy na drugą stronę Dunajca. Obowiązywały ich zupełnie inne wymogi niż nas - twierdzi Stefan Laskowski, prezes zarządu tej organizacji.

Nauczycielki tego nie sprawdziły. Z przebiegu wydarzeń odtworzonego przez sąd wynika, że zatrudniły przewoźników dość przypadkowo. Skorzystały z propozycji pierwszego flisaka, który podpłynął do brzegu.

Wstyd prosić
Tata Mateusza ma żal do dyrektora szkoły, że o wypadku powiadomiono ich dopiero po trzech godzinach. Teraz też z nimi nie rozmawia. - Może ona przeżywa i nie może zapomnieć. Ale chociaż w szkole jest telefon i my mamy telefon, nigdy nie zadzwoniła, żeby się dowiedzieć jak zdrowie mojego synka - mówi.

Przyznaje jednak, że szkoła pomogła założyć konto bankowe na pomoc dla Mateusza. Zorganizowała też zbiórkę w parafii i dała ogłoszenie do gazety myszkowskiej. Ale wielkich efektów to nie dało. - Prosiliśmy też o pomoc Fundację ,Zdążyć z pomocą". Chcieliśmy, żeby założyli nam konto, na dofinansowanie rehabilitacji. Ale powiedzieli nam, że mają już ponad dwa tysiące dzieci i odmówili - mówi Pan Władysław - Z tego wszystkiego aż mi wstyd chodzić po ludziach i prosić, ale nie dajemy rady.

Roszczenia
Krzysztof Zawała, sędzia Sądu Okręgowego w Katowicach:
Niezależnie od ubezpieczenia i sprawy karnej, osobom poszkodowanym w wypadkach przysługują trzy równoległe roszczenia na drodze cywilnej:
- odszkodowanie, które obejmuje wszystkie koszty związane z utratą zdrowia np. koszty leczenia, rehabilitacji, zakupu lekarstw udokumentowane za pomocą rachunków,
- renta - jeśli poszkodowany utracił całkowicie lub częściowo zdolność do pracy zarobkowej, zwiększyły się jego potrzeby i zmniejszyły widoki na przyszłość,
- zadośćuczynienie pieniężne za doznaną krzywdę - jest bardziej uznaniowe. Trzeba udowodnić że krzywda jest skutkiem wypadku, w jakim stopniu nastąpiła utrata sprawności, jak długo trwało leczenie i rehabilitacja, jakie ma szanse na powrót do zdrowia. Z reguły na wniosek strony sąd dopuszcza tu jako dowód opinie biegłych.
Pozew taki składa się w sądzie cywilnym - jeśli wartość roszczenia nie przekracza 30 tys. zł - w sądzie rejonowym, jeśli jest wyższa - w sądzie okręgowym.

emisja bez ograniczeń wiekowych
Wideo

Policja podsumowała majówkę na polskich drogach

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!

Polecane oferty

Materiały promocyjne partnera
Wróć na katowice.naszemiasto.pl Nasze Miasto