Ojumergen znaczy "mądra królowa". Słowem Amarbayar określa się w Mongolii ludzi spokojnych i twardych. W Polsce na Amarbayar Ojumergen, małą szczupłą dziewczynkę z zabawnymi kucykami na głowie, wołają Mika. - Córce, zgodnie z horoskopem, w który wierzą buddyści, najlepiej pasuje granatowy. Ale kiedy robimy zakupy, Ojumergen buntuje się przeciwko tym ograniczeniom kolorystycznym. Mówi, że przecież nie jest buddystką, tak jak ja i mąż - opowiada Ravdan Bayarmaa, mama Miki.
Gdy 11 lat temu przyjechała do Polski, nie planowała, że osiądzie tu na stałe i zamieszka z najbliższą rodziną w tak starej i rdzennie śląskiej dzielnicy jak katowickie Załęże.
Dziewczyna pomagająca w domu Ravdan na początek częstuje nas herbatą po mongolsku. - To zielona herbata z mlekiem i szczyptą soli - wyjaśnia. Mika pokazuje nam morin khuur, tradycyjny mongolski instrument strunowy z wyrzeźbioną głową konia. Bataa Amarbayar, jej tata, wskazuje na wiszącą na ścianie postać Czyngis-chana, wielkiego mongolskiego władcy. - To człowiek tysiąclecia. Znajduje się u nas w każdej rodzinie - mówi pan domu. Z dumą prezentuje też ogromną księgę ze świętymi tekstami buddyzmu, opowiada o modlitwach, paleniu kadzidła. Bataa i Ravdan modlą się do Buddy, ich córka Ojumergen modli się do Jezusa. 11-letnia Mika chodzi do szkoły katolickiej. Została ochrzczona, w zeszłym roku przystąpiła do Pierwszej Komunii Świętej.
Polska nie była dla Ravdan zupełnie nieznaną krainą, bo jej ojciec w latach 70. XX wieku pracował w naszym kraju w ambasadzie mongolskiej. Ale ona pierwszy raz przyjechała do Polski dopiero po studiach. W Ułan Bator, stolicy Mongolii, pracowała w szpitalu specjalizującym się w medycynie naturalnej. Gdy otrzymała propozycję pracy w Polsce, postanowiła spróbować.
Na miejscu Mongołkę spotkała niemiła niespodzianka. Właściciel prywatnej kliniki z centralnej Polski, w której Ravdan miała dzielić się swoimi doświadczeniami medycznymi, zabrał jej paszport i wstrzymał wypłaty. - Byłam przerażona, sama w obcym kraju, nie znałam języka. Zadzwoniłam do męża i prosiłam, żeby do mnie przyjechał, przywiózł jakieś pieniądze - wspomina kobieta. Zaniepokojony Bataa przyleciał do Polski. Na szczęście historia skończyła się dobrze, bo wśród pacjentów szpitala znalazł się adwokat, która pomogła lekarce w odzyskaniu dokumentów. Tymczasem okazało się, że Ravdan jest w ciąży. Gdy urodziła się Ojumergen, rodzina postanowiła, że zostanie w Polsce.
W poszukiwaniu pracy Ravdan i Bataa, także lekarz medycyny naturalnej, przyjechali na Śląsk. Najpierw wynajmowali mieszkanie na Koszutce w Katowicach i pracowali w prywatnych gabinetach. W końcu postanowili wziąć kredyt i zainwestować we własną praktykę. Dwa lata temu kupili i wyremontowali dom przy ulicy Gliwickiej. Dziś na parterze przyjmują pacjentów, na piętrze mieszkają.
Ravdan i Bataa mają zezwolenie na osiedlenie się w Polsce, czyli mogą tu zostać na stałe. Są jednymi z dwudziestu obywateli Mongolii, którzy mieszkają w Katowicach.
Największym problemem w Polsce jest dla nich biurokracja. Najbardziej tęsknią do wielkiej przestrzeni i czystego powietrza. - Podróż do Mongolii to dziesięć tysięcy kilometrów samochodem lub dwanaście godzin lotu samolotem. To droga wyprawa - mówi Bataa. Dlatego do rodziny w Azji jeżdżą tylko raz w roku.
Po pysznej mongolskiej herbacie przychodzi czas na mleko z klaczy. Wytwarza się z niego tzw. kumys, napój alkoholowy tak uwielbiany przez koczowników środkowej Azji. Podniebienie Europejczyków potrzebuje jednak chyba trochę czasu, aby przywyknąć do smaku mleka innego niż krowie lub kozie. Ravdan prowadzi w domu tradycyjną kuchnię mongolską, która opiera się na mięsie, głównie baraninie i wołowinie, przetworach mącznych i mlecznych.
W leczeniu rodzina też kieruje się wyniesioną z kraju nauką. Stosuje głównie metody naturalne, na przykład akupunkturę lub bańki. Choroby pacjentów Bataa i Ravdan rozpoznają z tęczówki oka, paznokci, włosów. Wierzą w koloroterapię. Ściany domu pomalowali pastelową żółcią, zielenią i beżem. Meble w ich mieszkaniu są proste i funkcjonalne. Jedyne ozdoby to pamiątki z Mongolii. Na przykład stary kalendarz księżycowy. - Osiemnastego lutego świętowaliśmy nadejście nowego roku - Roku Świni - Radvan przesuwa zręcznie elementy najważniejszej w jej domu wyroczni czasu. Kalendarz jest skórzany, kolorowy, ozdobny. Z jednego z obrazów spogląda jeździec na koniu. W tle szumi step.
Uwaga na Instagram - nowe oszustwo
Dołącz do nas na Facebooku!
Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!
Kontakt z redakcją
Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?