Nasza Loteria NaM - pasek na kartach artykułów

Przeszła COVID-19 w MCK w Katowicach: przerażeni pacjenci wyrywali wenflony

Patryk Osadnik
Patryk Osadnik
Jak wygląda leczenie COVID-19 w szpitalu tymczasowym w Katowicach? Czytelniczka DZ zrobiła zdjęcia

Zobacz kolejne zdjęcia. Przesuwaj zdjęcia w prawo - naciśnij strzałkę lub przycisk NASTĘPNE
Jak wygląda leczenie COVID-19 w szpitalu tymczasowym w Katowicach? Czytelniczka DZ zrobiła zdjęcia Zobacz kolejne zdjęcia. Przesuwaj zdjęcia w prawo - naciśnij strzałkę lub przycisk NASTĘPNE Czytelniczka DZ
Pani Anna trafiła do szpitala tymczasowego w MCK-u w Katowicach z covidowym zapaleniem płuc, które było efektem zakażenia koronawirusem SARS-CoV-2. - Miałam szczęście, ponieważ trafiłam na dobrych lekarzy, świetnych specjalistów - uważa i dziękuje im za pomoc. Opowiada, że nie zawsze było kolorowo. Przerażeni pacjenci wyrywali wenflony i wołali o pomoc. Słowa: "Ej! Pomóżcie mi przesunąć te zwłoki" niosły się echem w gigantycznej hali.
  • Pani Anna z Katowic tuż przed Wigilią Bożego Narodzenia 2020 odebrała pozytywny test na koronawirusa
  • Jest stan szybko się pogorszył. Z covidowym zapaleniem płuc trafiła do tymczasowego szpitala w MCK w Katowicach
  • Spędziła w nim dwa tygodnie. Nam opowiada o tym, jak pokonała chorobę i o heroizmie personelu medycznego
  • "Nieoceniona była pomoc ratowników górniczych. Na początku zawozili mnie na wózku do łazienki"
  • Szpital w MCK to duża przestrzeń, gdzie zamiast tradycyjnych boksów wystawowych są szpitalne sale, a każdy dźwięk się roznosi
  • "Wokół leżą ludzie w ciężkim stanie, podłączeni do aparatury podtrzymującej życie, a nagle słychać: Ej! Pomóżcie mi przesunąć te zwłoki"

***

Rok 2020 był dla pani Anny szczególnie ciężki. Kilka razy wylądowała w szpitalu, cztery razy pod narkozą. Kiedy już wydawało się, że wychodzi na prostą i lada moment wróci do pracy oraz codziennych obowiązków, na kilkanaście godzin przed Wigilią Bożego Narodzenia otrzymała pozytywny wynik testu na koronawirusa.

- Wyglądało na to, że przejdę zakażenie łagodnie, początek był naprawdę obiecujący, ale jestem astmatyczką i tuż po Nowym Roku zdiagnozowano u mnie covidowe zapalenie płuc. Dusiłam się, nie mogłam oddychać - opowiada pani Anna.

Z tego powodu trafiła do szpitala tymczasowego na terenie Międzynarodowego Centrum Kongresowego w Katowicach.

Szpitalne łóżka, kardiografy i respiratory zamiast jachtów

Na przyjęcie do szpitala czekała w karetce pogotowia. W głowie miała tylko jedną myśl - aby wreszcie wpuścili ją do środka, gdzie mogłaby się choć trochę ogrzać.

- Ratownik posadził mnie na wózku. Po wejściu do szpitala czułam się jak w innym wymiarze. To był zupełny kosmos - przyznaje.

Wszyscy wokół mieli na sobie charakterystyczne białe kombinezony, kilka warstw gumowych rękawiczek oraz gogle, przyłbice, a pod nimi dodatkowe maseczki ochronne.

Pacjentka wylądowała w jednym spośród kilkuset niewielkich boksów, identycznych jak te, w których jeszcze kilkanaście miesięcy wcześniej wystawiali się mniejsi sprzedawcy podczas targów Wiatr i Woda, które odbyły się w MCK-u.

- Uwielbiam żeglowanie, więc zastanawiałam się, jaki jacht bym sobie kupiła, gdyby oczywiście było mnie na to stać. Nie przypuszczałam, że wrócę tam w takim stanie - mówi pani Anna.

Zamiast sprzętu do żeglowania, w boksach stały szpitalne łóżka, kardiografy, respiratory i cała masa nowoczesnego sprzętu. Mrugały czerwone diody, na ekranach wyświetlały się wykresy, wszystko wydawało dźwięki. Było naprawdę głośno. Zupełnie nie jak w szpitalu, gdzie leżą ciężko chorzy ludzie. Tutaj każdy dźwięk odbija się echem. Doskwierały przeciągi.

Personel śpiewał pacjentowi sto lat. Atmosfera potrafiła podnieść na duchu

Pierwsze dni były niezwykle trudne. Pani Anna praktycznie nie mogła poruszać się sama. We wszystkim musiały pomagać jej pielęgniarki, lekarze, a przede wszystkim ratownicy górniczy, którzy zajmują się pacjentami w MCK-u. Miała silne ataki duszności i kaszlu, nie mogła złapać oddechu, ani normalnie rozmawiać.

Z podziwem patrzyła na pielęgniarki, które mimo trzech par rękawiczek na dłoniach, potrafiły wkłuć się w jej niewidoczne żyły, aby założyć wenflon.

- Nieoceniona była pomoc ratowników górniczych, którzy zostali tam skierowani chyba z Rudy Śląskiej i Katowic. Wystarczyło ruszyć palcem, a oni już podchodzili z pomocą. Na początku zawozili mnie na wózku do łazienki. Jeden z nich przewiózł mnie wokół hali, żebym zobaczyła, jak to wygląda. Pomagali też w pierwszych spacerach, kiedy byłam jeszcze bardzo osłabiona - opowiada nam kobieta.

- Miałam szczęście, ponieważ trafiłam na dobrych lekarzy, świetnych specjalistów. Nigdy w swoim życiu nie miałam do czynienia z tak empatycznymi osobami. Lekarz prowadzący powiedział mi, że wróciłam z dalekiej podróży i myślę, że miał rację - uważa.

Kiedy jeden z pacjentów obchodził 82. urodziny, personel medyczny zaśpiewał mu sto lat. Atmosfera potrafiła podnieść na duchu.

Nie zawsze było kolorowo. "Ej! Pomóżcie mi przesunąć te zwłoki"

Nie zawsze było jednak kolorowo. - To duża przestrzeń, gdzie każdy dźwięk się roznosi. Wokół leżą ludzie w ciężkim stanie, podłączeni do aparatury podtrzymującej życie, a nagle słychać: "Ej! Pomóżcie mi przesunąć te zwłoki". Nie było w tym znieczulicy, braku wyrozumiałości, po prostu nawet personel nie przywykł do pracy w takich warunkach - tłumaczy pani Anna.[/cyt]

Zdarzało się, że z boksów dochodziło głośne wołanie o pomoc, ale przejmująca była również cisza na widok czerwonych lampek, które zapalały się od czasu do czasu nad łóżkami pacjentów, informując, że potrzebują lekarza.

- W pewnym momencie zaczęłam szukać ucieczki, ciszy. Zabierałam książkę i telefon, siadałam w łazience i odcinałam się od tego. Z czasem znalazłam dwie pary przeszklonych drzwi, żeby złapać trochę naturalnego światła, bo przez dwa tygodnie byłam zamknięta, cały czas w świetle jasnych żarówek, które potrafiły świecić do pierwszej w nocy. Jestem romantyczką, więc myślałam sobie, że to gwiazdy - opowiada katowiczanka.

Część pacjentów była przerażona tym, co ich otacza. Zimną, ogromną przestrzenią, zamaskowanymi medykami i całym sprzętem, do którego byli podłączeni. Starsza kobieta notorycznie wyrywała sobie wenflony i próbowała uciec. W związku z tym personel musiał jej pilnować. Podobnie jak mężczyzny, który w strachu wyrwał sobie cewnik.

Jedzenie jak nigdzie indziej. Jednorazowe mopy, aby zachować sterylność

- Jedzenie przychodziło zapakowane w styropianowych pojemnikach, trzy razy dziennie. Do tego termosy z ciepłą herbatą i woda z automatów. Jabłka, warzywa, w żadnym innym szpitalu mnie tak nie karmiono - przyznaje pani Anna.

Problem pojawiał się w nocy, ponieważ musiała dużo pić, a woda z automatów była lodowata. Ogrzewała ją w ustach lub szła do łazienki, żeby dolać nieco ciepłej z kranu.

- Wchodzę do łazienki pomiędzy drugą a trzecią w nocy, a tam ekipa sprzątająca. Zresztą sprzątali kilka razy dziennie. Woda w toalecie praktycznie za każdym razem była zielona od płynu do mycia - opowiada. Choć ręczników wolała używać swoich, ponieważ usłyszała od ratowników, że jeden z pacjentów może mieć świerzb.

Wszystko, co znajdowało się w strefie, w której przebywali pacjenci z COVID-19, było praktycznie jednorazowe. - Worki na śmieci wyrzucano, choć było w nich tylko kilka papierków. Mopy po myciu podłogi szły do kosza. To było jednak bardzo niegospodarne - ocenia, ale domyśla się, że chodziło o zachowanie stuprocentowej sterylności.

W ciągu dwóch miesięcy szpital przyjął 115 pacjentów

Pierwszy pacjent z COVID-19 do szpitala tymczasowego na terenie Międzynarodowego Centrum Kongresowego w Katowicach trafił 1 grudnia. Był to starszy mężczyzna. Ze względu na ochronę danych osobowych, nie wiemy nic o stanie jego zdrowia.

W ciągu ostatnich dwóch miesięcy placówka przyjęła ponad 115 chorych. - W przeważającej liczbie pacjentom udało się pokonać chorobę wywołaną wirusem SARS CoV-2 - zapewnia Alina Kucharzewska, rzeczniczka Śląskiego Urzędu Wojewódzkiego.

MCK docelowo może pomieścić 500 pacjentów, ale na początek uruchomiono tylko 160 miejsc.

Szpital zatrudnia około 250 osób. To personel, w tym lekarze, pielęgniarki, ratownicy medyczni oraz opiekunowie. Obecnie prowadzona jest w nim również akcja szczepień przeciw COVID-19, w ramach której uruchomiono pięć punktów.

Nie wiadomo, jakie są koszty uruchomienia i utrzymania placówki.

emisja bez ograniczeń wiekowych
Wideo

Te produkty powodują cukrzycę u Polaków

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!

Polecane oferty

Materiały promocyjne partnera
Wróć na katowice.naszemiasto.pl Nasze Miasto