MKTG NaM - pasek na kartach artykułów

Prokuratura rozstrzygnie spór między klientem i autoryzowanym serwisem Fiata

Marcin Zasada
Halina Johman zabiera rzeczy zostawione przez syna w odholowanym samochodzie. zdjęcia: Karina Trojok
Halina Johman zabiera rzeczy zostawione przez syna w odholowanym samochodzie. zdjęcia: Karina Trojok
Ukradli mi samochód, w którym trzymałem laptopa z drogim oprogramowaniem - mówi Arkadiusz Johman i wskazuje na pracowników autoryzowanego punktu sprzedaży Fiata Partnera z Katowic.

Ukradli mi samochód, w którym trzymałem laptopa z drogim oprogramowaniem - mówi Arkadiusz Johman i wskazuje na pracowników autoryzowanego punktu sprzedaży Fiata Partnera z Katowic.

- To wierutne kłamstwa - odpowiada na zarzuty Adam Sajok, dyrektor do spraw sprzedaży w Partnerze. - Nie zostawimy tego. Nasza kancelaria prawna przygotowuje pismo do prokuratury i policji. Chodzi o naruszenie dobrego imienia naszej firmy, składanie fałszywych zeznań, a także brak dbałości klienta o powierzone mu dobro i groźby, które są czynem karalnym.

Seicento jako doblo

Spór rozpoczął się na początku kwietnia. Arkadiusz Johman z katowickiego osiedla Tysiąclecia zawiózł wtedy do Partnera swojego fiata doblo, który wymagał naprawy. Na ten czas serwis udostępnił mu samochód zastępczy - seicento. - W kiepskim stanie technicznym - zaznacza katowiczanin.

Po paru tygodniach Johman zadzwonił do serwisu Fiata i zapytał o swój pojazd. Odpowiedź ciągle była ta sama: brakuje jednej części, trzeba czekać.

- Bez tej części mechanicy nie mogli nic zrobić. Wcześniej została już wykonana cała blacharka - potwierdza Adam Sajok.

Sąsiad kazał zabrać!

Zastępcze seicento w końcu odmówiło posłuszeństwa.

- Zeszło powietrze z koła. Zaparkowałem je pod domem. Następnego dnia wziąłem samochód od dziewczyny i pojechałem do serwisu - Czytelnik przekonuje do swojej wersji wydarzeń.

Johman nie spodziewał się, że spotka go tam przykra niespodzianka. - Zobaczyłem pod serwisem seicento, które zostawiłem na osiedlu. Nie mogłem w to uwierzyć - mówi wzburzony.

Zaraz potem pracownicy Partnera zaczęli pytać klienta, dlaczego porzucił samochód zastępczy.

- Tego samego dnia rano odebraliśmy telefon od jednego z mieszkańców osiedla Tysiąclecia - wyjaśnia Sajok. - Mężczyzna stwierdził, że pojazd stoi tam już od kilku dni i zagraża bezpieczeństwu w ruchu drogowym. Ostrzegł, że jeżeli zaraz się nim nie zajmiemy, zadzwoni do straży miejskiej i na policję.

Przedstawiciel autoryzowanego serwisu Fiata twierdzi, że próbowano potem kilka razy dodzwonić się do Arkadiusza Johmana. Bezskutecznie. Na miejscu zjawiła się więc laweta Partnera.

- Kiedy zobaczyliśmy nasze seicento, byliśmy pewni, że ktoś się tam włamał. Auto było bardzo brudne i wyglądało na porzucone. Zrobiliśmy dokumentację fotograficzną, żeby później mieć podstawy do obarczenia klienta kosztami użycia lawety. Zabraliśmy seicento do siebie - tłumaczy Sajok.

Według Johmana, pracownicy Partnera nie mieli do tego prawa.

- W umowie podpisanej przy odbiorze zastępczego auta wyraźnie napisano, że za każde uchybienie drogowe grożące mandatem lub innymi konsekwencjami odpowiada klient, czyli ja. Skoro samochód był rzekomo źle zaparkowany, trzeba było powiadomić policję. I byłoby po sprawie - Johman upiera się przy swojej wersji.

Holowanie czy kradzież?

W odholowanym do serwisu Fiata seicento było sporo rzeczy tymczasowego użytkownika. Zostały więc zapakowane przez pracowników autoryzowanego punktu do worka.

Katowiczanin wolał zawiadomić policję i przy świadkach sprawdzić, czy niczego nie brakuje. - Okazało się, że w worku nie było laptopa z drogim oprogramowaniem - mówi Arkadiusz Johman.

- O tym, że nie ma laptopa usłyszeliśmy zanim ten pan zajrzał do worka. On z góry założył, że coś mu zginęło. Inna sprawa, że zachowywał się bardzo agresywnie, nawet groził nam pobiciem - Sajok wątpi w dobre intencje klienta.

Parę dni temu Johman odebrał swoje doblo. Nie miał żadnych uwag do naprawy w serwisie.

- Nie będziemy tęsknić za tym klientem. Niestety, tacy też się zdarzają. Niedawno ktoś nasłał na nas inspekcję pracy, donosząc, że nasi ludzie pracują na dachach bez zezwoleń. Oczywiście, nic się nie potwierdziło - mówi Sajok.

- Też nie będę tęsknił za tymi fachowcami. Ale tak tego nie zostawię - odgraża się Johman.

od 7 lat
Wideo

Gala Mistrzowie Motoryzacji 2024

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!

Polecane oferty

Materiały promocyjne partnera
Wróć na katowice.naszemiasto.pl Nasze Miasto