Lornetę z Meduzą pandemia zastała w trakcie remontu. Katofonia działała zaledwie od miesiąca
Lorneta z Meduzą była pierwszym barem, który pojawił się na przebudowanej w deptak ulicy Mariackiej i pierwszym w Katowicach działającym przez całą dobę. Choć niewielki, lokal zazwyczaj pękał w szwach, a gdy wewnątrz brakowało miejsca klienci wylewali się na zewnątrz pod charakterystyczny, duży neon Lornety. Epidemia i kryzys zastały lokal w trakcie remontu, który ruszył jeszcze w lutym.
- Nie jest łatwo – przyznaje Krzysztof Krot, szef Lornety z Meduzą, ale też współwłaściciel Katofonii. Kultowy jazz bar Katofonia, słynący z jam session, został reaktywowany w nowej lokalizacji po ponad 2-letniej przerwie dopiero pod koniec stycznia. - Zdążyliśmy popracować miesiąc, a przecież lokal po takiej inwestycji jak nasza, odpracowuje ją w dwa, trzy lata, oczywiście pod warunkiem, że jest dobra koniunktura… Nawet jak to wszystko się skończy, powrót do normalności potrwa i raczej nie uda się to w tym roku, a dopiero w przyszłym.
Mimo złej sytuacji zwolnień w Lornecie i Katofonii nie było. - Trzymamy ludzi niezależnie od braku pomocy ze strony państwa. W Lornecie zatrudnionych jest osiem osób, w Katofonii – cztery. To ludzie, z którymi w większości przypadków jesteśmy od wielu lat – tłumaczy Krot.
Przyznaje jednocześnie, że – jeśli sytuacja się nie zmieni – przetrwa nie dłużej niż do końca maja. - Wniosek o zwolnienie z czynszu już złożyliśmy, ale zostaje ZUS i wszystkie opłaty bieżące, których się nie pozbędziemy, których nie możemy zawiesić, bo większość firm nie zgadza się na zmianę warunków umowy, więc płacić trzeba – mówi.
Zwraca uwagę, że kryzys widać już nie tylko w gastronomii, ale również w innych branżach, w tym tych z gastronomią powiązanych.
- Wszystko jest zamknięte. To dopiero trzeci tydzień, a już zdarzają się dramaty. Nie jestem w stanie sobie wyobrazić, co będzie za dwa miesiące, co zrobią ludzie, którzy dotąd żyli do pierwszego, bez oszczędności – kończy szef LzM
Kato Bar: "Zwolnień nie ma. Rezerwy wypracowaliśmy wszyscy i teraz wszyscy z tego korzystamy"
Niedaleko Lornety jest słynny Kato Bar. To kolejny lokal, który dawno temu sprawił, że Mariacka ożyła i zapełniła się ludźmi. Przyciągały widowiskowe koncerty za szybą (muzycy byli w lokalu, publika na zewnątrz) i niepowtarzalny klimat Kato.
- Jestem przygotowany, żeby przetrwać trzy miesiące - przyznaje Dominik Tokarski, szef Kato Baru. Co dalej? - Pisanie jakiegokolwiek scenariusza nie ma większego sensu, bo nie wiadomo kiedy to się skończy. To jest właśnie w tej sytuacji najgorsze: brak przewidywalności.
Tokarski zatrudnia dziewięciu pracowników. Nikogo nie zwolnił. Wszyscy są na postojowym, w marcu i kwietniu dostają wynagrodzenie.
- Wychodzę z założenia, że rezerwy finansowe lokalu wypracowaliśmy wszyscy, w tym pracownicy, teraz wszyscy z tego korzystamy. Ale na takiej kroplówce można trwać do pewnego momentu. Możemy czekać do początku czerwca, potem trzeba zamykać firmę i zaczynać od zera - mówi szef Kato Baru
Kato nie działa od 13 marca. Nie serwuje niczego na wynos, bo to nie ten format działalności. - Ostatnie spotkanie pracownicze mieliśmy 13 marca, już wtedy zdecydowaliśmy, że ze względu na bezpieczeństwo pracowników, zamykamy. W tym samym czasie premier ogłosił pierwsze obostrzenia i decyzję o zamknięciu gastronomii – wspomina Tokarski.
Przestój zostanie wykorzystany w kwietniu na generalne malowanie oraz przeprowadzenie remontów, na które zazwyczaj nie ma czasu. Katowicki Pakiet Przedsiębiorcy? - Trzeba przyznać, że to jeden z ciekawszych takich pakietów w Polsce dla naszej branży, bo Katowice proponują konkretną pomoc. Ściągnąłem już formularz dotyczący wniosku o zwolnienie z czynszu i bardzo bym chciał, żeby wszystkie urzędowe formularze tak wyglądały: jedna kartka, wszystko czytelne – ocenia.
Złoty Osioł: "Pracujemy ze sobą od 20 lat i musimy jakoś sobie radzić"
W nieco innej sytuacji jest jeden z najstarszych lokali działających przy Mariackiej. To Złoty Osioł, słynny katowicki wege bar. Został założony w 2001 roku i od tego czasu – a to prawie 20 lat – nigdy nie był zamknięty dłużej niż trzy dni.
- Teraz mieliśmy zamknięte przez pierwszy tydzień, potem stwierdziliśmy, że to za długo i zdecydowaliśmy się na ponowne otwarcie – mówi Mariola Poddemska, właścicielka Złotego Osła.
Od 23 marca słynne wegetariańskie lasagne, zapiekanki i inne wege przysmaki można zamówić na wynos. To zupełna nowość. - I chyba sobie z nią niespecjalnie radzimy – przyznaje Poddemska. - Trudno nam ogarnąć dowóz, ale musimy dać radę. Jesteśmy w specyficznej sytuacji, ponieważ zawsze starałyśmy się mieć tanie dania, w związku z tym nie możemy skorzystać z pomocy pośredników, przez wysoką prowizję. Dlatego dowóz organizujemy sami i jest z tym kłopot. Póki co liczymy na cierpliwość i wyrozumiałość naszych klientów i na razie chyba je mamy.
Jak zapewnia szefowa Osła zwolnienia nie wchodzą w grę. - Pracujemy ze sobą od 20 lat i musimy jakoś sobie radzić. Jedyny nasz problem to to, że duża część naszych pracownic to panie w wieku, w którym są szczególnie zagrożone chorobą i one nie pracują, mają postojowe. Młodsze działają. Wszyscy mamy nadzieję, że ten czas w końcu minie – dodaje Poddemska.
Dziennik Zachodni / Wybory Losowanie kandydatów
Dołącz do nas na Facebooku!
Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!
Kontakt z redakcją
Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?