Spis treści
Los nie jest sprawiedliwy. Życie nie szczędziło trudności rodzinie Poniatowskich i Reksów
Sprawa zajęcia rodzinnego domu, to tylko jedna z wielu niesprawiedliwości losu, z jakimi w ciągu swojego 73-letniego życia spotkała się pani Lucyna Poniatowska ze Słupcy. Jedną z pierwszych tragedii przeżyła już jako młoda dziewczyna, kiedy to jej 11-letni brat utopił się w jeziorze, gdy załamał się pod nim lód. Od tamtej pory zdaje się, że sama pani Lucyna stąpa po kruchym lodzie, a kolejne lata tylko dodają pęknięć pod jej stopami.
Prawdziwe trudności zaczęły się, gdy siostra pani Lucyny – Halina Reks - urodziła czwórkę swoich synów. Każdy z nich cierpiał na niepełnosprawność umysłową. Ich ciocia pomimo że wyjechała szukać lepszego życia w Szwecji, nie zapomniała o swojej rodzinie. Pod koniec lat 90-tych los ponownie doświadczył rodzinę Reksów. Zmarł mąż pani Haliny, główny żywiciel rodziny.
Tak często jak tylko mogła Lucyna Poniatowska odwiedzała swoją siostrę i jej synów, by wesprzeć ją w trudnym obowiązku opieki nad chorymi dziećmi. Wszyscy dożyli dorosłości, jednak w pewnym momencie zostali bez matki. Dwóch z nich trafiło do Domu Pomocy Społecznej w Strzałkowie, dwóch pozostało. Niestety, obecnie żyją tylko mieszkańcy DPS-u.
Przez cały ten czas, gdy dom był zamieszkiwany przez Halinę Reks, a później już tylko przez jednego z jej synów, pani Lucyna robiła wszystko, by pomóc siostrze i jej dzieciom. W ciągu większości dorosłego życia wydała fortunę na konieczne remonty i doposażanie domu. Gdy przyjeżdżała robiła zakupy spożywcze, by uzupełniać pustą lodówkę. Nigdy nie zapomniała o swojej rodzinie, bo jak sama powiedziała – po prostu tak trzeba. Niejednokrotnie również zabierała swoich siostrzeńców do Szwecji, gdzie od 1990 roku mieszka na stałe. Dla każdego z nich było to ogromne przeżycie, by móc zobaczyć inny kraj.
ZOBACZ TAKŻE
Dom postanowiono sprzedać. Cena została zawyżona?
Wkrótce po tym, jak dom rodziny Reksów pozostał pusty, opiekunowie prawni mieszkańców Domu Pomocy Społecznej zdecydowali, że miejsce, w którym niegdyś mieszkali ich podopieczni – Juliusz i Tomasz – należy wystawić na sprzedaż, a Lucyna Poniatowska została sądownie wezwana do opuszczenia nieruchomości i wyniesienia z niej wszystkich swoich rzeczy.
Według pani Lucyny, aby pozbawić ja możliwości wykupu domu, rzeczoznawca zawyżył jego cenę i to znacznie. Budynek i działka zostały wycenione na kwotę 350 tys. Jak opowiadała nam pani Lucyna człowiek, który zajmował się wyceną nie wszedł nawet na podwórko, a jedynie spoglądając na nieruchomość z ulicy ustalił jej wartość.
My zostaliśmy zaproszeni do tego domu. Na pierwszy rzut oka łatwo stwierdzić, że 350 tys. wydaje się zbyt wysoką ceną za nieruchomość, która nadaje się do generalnego remontu nie tylko, by odświeżyć jego wizerunek, ale aby w ogóle nadawał się do zamieszkania. Lucyna Poniatowska uważa, że nikt nie kupi domu po takiej cenie i twierdzi, że rodzina, która zechciałaby w nim w przyszłości zamieszkać musiałaby w remont włożyć około 400 tys. zł.
- Proponowałam pani adwokat, która zajmuje się sprawą, że mogę odkupić dom za 90 tys. zł. Ona w nadesłanym mi piśmie zaznaczyła, że mam prawo wykupu domu za cenę nie mniejszą niż 350 tys. zł
- mówi Lucyna Poniatowska.
Rzeczywiście tak mówiło pismo, które pani Lucyna dała nam do wglądu. Należy także zaznaczyć, że spekulacje na temat tego, że dom w przyszłości może zostać sprzedany za niższą kwotę można od razu odsunąć. Sąd określił, że owej nieruchomości nie można kupić taniej, tak jak było to w piśmie od prawniczki.
ZOBACZ TAKŻE
Wszystko odbyło się zgodnie z prawem
Udało nam się skontaktować z władzami Domu Pomocy Społecznej w Strzałkowie, którzy bardzo dobrze znają ten temat. Mają oni jednak jasne stanowisko oparte na postanowieniu sądu. Co więcej, jak powiedziała nam zastępca dyrektora tej placówki – Barbara Hofman – strzałkowski DPS nie jest nawet stroną w tej sprawie.
- Wszystko odbyło się zgodnie z przepisami prawa po tym jak po śmierci matki naszych mieszkańców złożony był wniosek o nabycie spadku. W myśl postanowienia sądu jedynymi spadkobiercami domu są nasi mieszkańcy. Obaj są ubezwłasnowolnieni wobec czego w ich imieniu działają opiekunowie prawni. Sąd zezwolił opiekunom na sprzedaż nieruchomości przy czym określił, że kwota sprzedaży nie może być niższa niż wskazana w ekspertyzie
- powiedziała Barbara Hofman.
Pani Poniatowska nie jest zainteresowana kupnem domu po siostrze za taką kwotę, bo zwyczajnie jej nie ma. Niestety nie potrafi w zgodzie żyć z niesprawiedliwością, jaką została dotknięta ona oraz jej siostrzeńcy, którzy jak twierdzi, często czekają za swoją ciocią, by choć na kilka dni zabrała ich do domu, w którym się wychowali.
Chcąc upewnić się w temacie prawa dziedziczenia, skontaktowaliśmy się z niezależnym od sprawy prawnikiem, adwokatem Krzysztofem Szczepańskim. Przedstawiliśmy mu historię pani Lucyny. Również on potwierdził, że nie widzi nieprawidłowości prawnych w tej sprawie, a siostra zmarłej pani Haliny Reks nie może ubiegać się o spadek, podczas gdy jej żyjący siostrzeńcy mają ustanowionych przez sąd opiekunów i żadnym z nich nie jest pani Lucyna.
ZOBACZ TAKŻE
Największy żal pani Lucyna ma do sądu
Lucynie Poniatowskiej trudno pogodzić się z faktem, że dom, w który włożyła tyle zdrowia i pieniędzy, za moment zostanie wystawiony na sprzedaż. Popierają ją w tym sąsiedzi i rodzina. Pani Lucyna największy żal ma nie do DPS-u, jak z początku myśleliśmy, ale do sądu, który nie uwzględnił jej w sprawie podczas orzekania o dalszych losach domu.
- Sąd powinien być sprawiedliwy. Powinien wezwać mnie na sprawę. Nie jesteśmy stroną, ale zastąpiliśmy stronę, która jest na cmentarzu. To była moja siostra i ja bez żadnej odpłatności jej pomagałam
- mówi pani Poniatowska, która uważa, że sprawiedliwie byłoby, gdyby sąd wezwał ją na sprawę i podzielił, jaki jest udział jej pieniędzy, a co jest dzieci. Twierdzi także, że sąd nie działał dla dobra jej niepełnosprawnych siostrzeńców.
- Uważam, że wyjście stamtąd od czasu do czasu, przyjechanie tutaj na grilla, wspólne spędzenie czasu w ogródku, bo nie raz tak robiliśmy, jest im potrzebne. Dlaczego im się to zabiera? Przecież te dzieci od urodzenia są poszkodowane. Wszystko co mają, to trochę rodziny i to, że mogli tutaj przyjeżdżać
- powiedziała pani Poniatowska.
Trudną sytuację Lucyna Poniatowska nie opiera na materialistycznych pobudkach. To skromna kobieta, której przez całe życie chodziło tylko o dobro swojej rodziny. Wspominając pieniądze wydane na dom nie miała na myśli wskazania strat jakie poniosła. Chodziło jej o poświęcenie, które dawała od siebie przez dziesięciolecia, by jej siostrze i siostrzeńcom żyło się lepiej.
Niech historia pani Lucyny stanie się przestrogą dla każdego, kto w trudnej sytuacji rodzinne, nie wybiega planami daleko w przyszłość, by zawczasu można było zabezpieczyć to, co dla naszych bliski jest ważne.
ZOBACZ TAKŻE
Zasady głosowania w wyborach europejskich 9 czerwca
Dołącz do nas na Facebooku!
Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!
Kontakt z redakcją
Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?