Nasza Loteria NaM - pasek na kartach artykułów

Pionierski system teleopieki rusza w Mysłowicach

Krzysztof P. Bąk
Katarzyna Laktus cieszy się, że nie będzie już miała problemu z wezwaniem pomocy.
Katarzyna Laktus cieszy się, że nie będzie już miała problemu z wezwaniem pomocy.
Zasłabłeś? Nie ma w pobliżu nikogo, kto mógłby udzielić ci pomocy? Naciskasz tylko jeden przycisk w telefonie komórkowym, stacjonarnym albo nadajniku GPS.

Zasłabłeś? Nie ma w pobliżu nikogo, kto mógłby udzielić ci pomocy? Naciskasz tylko jeden przycisk w telefonie komórkowym, stacjonarnym albo nadajniku GPS. I twój alarm natychmiast trafia na monitor komputera w centrum powiadamiania ratunkowego. Jego pracownicy wzywają karetkę pogotowia albo zawiadamiają rodzinę. Tak ma działać pionierski w Polsce system teleopieki dla osób starszych i niepełnosprawnych, który w połowie maja rusza w Mysłowicach. Jedynym problemem są koszty, które muszą ponieść niepełnosprawni.

Po otrzymaniu sygnału dyżurny centrum powiadamiania ratunkowego z bazy danych dowie się, kto wzywa pomocy, na co ta osoba choruje i jakie zażywa lekarstwa. Na planie miasta wyświetli się jej miejsce zamieszkania. Dzięki temu patrolujący tę okolicę policjanci lub strażnicy miejscy szybciej dotrą do wzywających pomocy.

Uruchomienie systemu kosztowało tylko 30 tys. zł. Połowę wyłożył Państwowy Fundusz Rehabilitacji Osób Niepełnosprawnych, resztę - gmina.

Niestety, przystępujący do systemu chorzy sami będą musieli kupić elektroniczne urządzenia. Przystawka z przyciskiem (taka sama działa w większości systemów alarmowych) kosztuje od 300 do 500 zł. Telefon z bezpośrednim wybieraniem numeru od 50 do 130 zł.

Najdroższy jest nadajnik GPS. To koszt od 600 do 1200 zł.

- Mimo to teleopieka to wspaniała rzecz. Daje poczucie bezpieczeństwa chorym i ich rodzinom - zauważa Halina Jarczewska, wiceprezes Śląskiego Stowarzyszenia Alzheimerowskiego. •

Katarzyna Laktus bez chwili wahania zdecydowała się na uczestnictwo w programie pilotażowym opieki nad chorymi, który jest wdrażany w Mysłowicach. Z trudem się porusza. Spory problem sprawia jej również mówienie. Niedawno nadwerężyła wiązadła w kolanie. Próbowała wezwać pogotowie, ale zignorowano jej prośbę o pomoc. Karetka przyjechała dopiero po telefonie jej "normalnie" mówiącej koleżanki.

- Choć poinformowałam o swoich problemach z mową, dyspozytor pogotowia uznał, że jestem pijana. Zdarza się to nie pierwszy raz - opowiada Katarzyna Laktus.

Teraz mieszkanka Mysłowic nie będzie musiała musiała niczego tłumaczyć. Wystarczy, że wyśle smsa bez treści lub nacisnie przycisk alarmowy w specjalnej przystawce do telefonu stacjonarnego. Dyżurny centrum powiadamiania ratunkowego będzie wiedział, że potrzebuje pomocy. Z bazy danych dowie się, że autorka alarmu ma niedowład kończyn i problemy z mową. Przeczyta również, jakie zażywa lekarstwa i na co choruje. Na planie miasta wyświetli się jej miejsce zamieszkania. Dzięki temu patrolujący tę okolicę policjanci lub strażnicy miejscy szybciej dotrą do wzywających pomocy. Pani Katarzyna będzie mogła również poinformować smsem, że zepsuł się jej kran. Wtedy zamiast ratownika medycznego lub strażaka, dyspozytor postara się wysłać hydraulika.

Elektroniczne SOS będzie można wysłać również e-mailem lub przez komunikator internetowy. Potrzebujący pomocy mogą również wyposażyć się w nadajniki GPS. Wtedy będzie można ich zlokalizować również poza miejscem zamieszkania.

Twórcą wdrażanego w Mysłowicach systemu teleopieki "SMS Caller" jest Jacek Ledworowski z Bydgoszczy. Na pomysł wpadł kilka lat temu, gdy pracował nad budową centrów powiadamiania ratunkowego. - Dotarło wtedy do mnie, że wiele osób nigdy nie będzie mogło wezwać pomocy, bo na przykład mają problemy z mową - mówi Ledworowski.

W mysłowickim centrum powiadamiania ratunkowego stanie dodatkowy komputer. Jego obsługa zostanie powierzona osobom niepełnosprawnym.

- Zatrudnienie znajdą trzy osoby - informuje Gabriela Magdziorz, pełnomocnik prezydenta Mysłowic do spraw osób niepełnosprawnych. - Czwarta pomoże tworzyć bazę danych. Uruchomienie systemu kosztowało tylko 30 tys. zł. Połowę wyłożył Państwowy Fundusz Rehabilitacji Osób Niepełnosprawnych, resztę - gmina.

Na uboższą, ograniczoną tylko do wysyłania sms-ów wersję, sposród innych polskich miast, zdecydował się jeszcze Toruń. Iwona Lasota, rzecznik prasowa PFRON zachęca do wdrażania teleopieki. Wprawdzie w tym roku minął już termin składania wniosków o dofinansowanie bezpośrednio z jej instytucji, ale część pieniędzy Fundusz przekazał starostom powiatów i marszałkom województw.

- Niepełnosprawni mogą zwracać się do samorządów o dofinansowanie zakupu potrzebnego sprzętu - podpowiada Iwona Lasota.


Powiedziała nam
Halina Jarczewska,
wiceprezes Śląskiego Stowarzyszenia
Alzheimerowskiego:

System teleopieki od wielu lat funkcjonuje w krajach Europy Zachodniej. Jego beneficjenci noszą na szyi podłączone do telefonów nadajniki. Systemem można objąć nie tylko osoby niepełnosprawne, ale również chorujące na epilepsję, zagrożone zawałami. W wielu krajach na skorzystanie z tej usługi decydują się nawet kobiety w ciąży. W takie systemy wyposażone są również domy pomocy społecznej. Opowiadano mi, że w Australii planowano wkładanie specjalnych czujników nawet do pampersów podopiecznych. Wyliczono, że czujnik jest tańszy niż koszt wymiany czy czyszczenia zniszczonej nieczystościami wykładzinami. Teleopieka to wspaniała rzecz. Obniża koszty opieki nad ludźmi w podeszłym wieku. Daje również poczucie bezpieczeństwa chorym i ich rodzinom. Ale w Polsce to dopiero raczkuje.

emisja bez ograniczeń wiekowych
Wideo

Wskaźnik Bogactwa Narodów, wiemy gdzie jest Polska

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!

Polecane oferty

Materiały promocyjne partnera
Wróć na katowice.naszemiasto.pl Nasze Miasto