Nasza Loteria NaM - pasek na kartach artykułów

Piloci Tu-154 mogli być pod presją

Łukasz Słapek
Niewykluczone, że piloci rządowego Tu-154, który 10 kwietnia rozbił się koło Smoleńska, mogli być poddawani presji, aby wylądować pomimo złych warunków pogodowych. Taką możliwość zasugerował w piątek na antenie TVN 24 Szef Państwowej Komisji Badania Wypadków Lotniczych Edmund Klich.

Klich przyznał, że poznał zarejestrowaną przez czarne skrzynki rozmowę, która miała miejsce w kokpicie rządowego samolotu na 16 minut przed katastrofą. To na jej podstawie stwierdził, że istnieje możliwość wywierania pewnej presji na załogę rządowej maszyny.

Kilka dni wcześniej, bo podczas środowej konferencji w Moskwie, w której obok przedstawicieli Polski wzięli udział rosyjscy eksperci, a także przewodnicząca Międzykrajowego Komitetu Lotnictwa (MAK) Tatiana Anodina, Klich pytany przez dziennikarzy powiedział, że nie odniósł wrażenia, jakoby na pilotów była wywierana presja.

- Ja mówiłem to na konferencji w Moskwie, że nie miała, bo ja wtedy znałem rozmowę, która była prowadzona 16 minut przed zdarzeniem. Teraz wiem więcej, bo otrzymałem pełny zapis rozmów i teraz już bym tak kategorycznie nie stwierdził - mówił w piątek Szef Państwowej Komisji Badania Wypadków Lotniczych. Jego zdaniem na nagraniach najprawdopodobniej nie było bezpośredniej presji, że należy za wszelką wylądować.

- Jeśli jest głos na minutę przed i osoba jest, to znaczy świadomość obecności tej osoby, już jest jakąś formą tego, że jednak jest ważna sprawa i należy się starać wylądować. Ja bym tak odebrał, gdybym pilotował ten samolot - powiedział Klich, przyznając jednocześnie, że ma również pierwsze wydanie transkrypcji z rozmów, które odbywały się w kabinie pilotów. Stwierdził przy tym, że owych zapisów nikomu nie przekaże. Może jedynie poinformować osoby zainteresowane ogólnie co do ich treści.

Pomimo dociekań Klich nie chciał wyraźnie odpowiedzieć na pytanie, czy głos, który nagrał rejestrator rozmów w kabinie tupolewa, należał do szefa Dowództwa Sił Powietrznych gen. Andrzeja Błasika.

- Nie potwierdzam, nie zaprzeczam. Ja wiem, ale nie będę mówił. Nie jestem upoważniony. Informację wydaje MAK. Ja mam wiedzę, ale nie mogę się nią podzielić - powiedział Klich, dodając, że jest przeciwnikiem ujawniania pełnego zapisu z czarnych skrzynek, z wyjątkiem treści, które byłyby dowodem dla ostatecznych ustaleń końcowego raportu z katastrofy.

- Ale to, że ktoś jest jeszcze (w kabinie pilotów), na pewno może mieć jakiś wpływ - powiedział Klich, podkreślając, że aby to stwierdzić, czy piloci byli poddawani jakiejś presji, niezbędne będą badania poziomu stresu na podstawie nagranych głosów. Według Klicha bezpośrednich namów do lądowania, które zostałby zarejestrowane, nie było.

Z analiz przeprowadzonych przez rosyjski MAK wynika, że kontrolerzy ruchu lotniczego w Smoleńsku podawali polskim pilotom właściwe informacje co do stanu pogody, jak również ciśnienia nad poziomem lotniska. Ta informacja jest niezbędna pilotom, aby określić wysokość, na jakiej samolot się znajduje podczas podchodzenia do lądowania. Podczas środowej konferencji okazało się również, że do ostatnich sekund przed katastrofą tupolew leciał na autopilocie.

Urządzenie sterujące parametrami lotu wyłączyło się dopiero na pięć sekund przed katastrofą.

Wszyscy wiedzieli, że piloci byli pytani przez polityków
Z gen. Waldemarem Skrzypczakiem, byłym dowódcą wojsk lądowych, rozmawia Dorota Kowalska

Myśli Pan, że ktoś zasugerował lądowanie albo kazał lądować pilotom prezydenckiego samolotu w Smoleńsku?

Nie mam zamiaru brać udziału w tego typu spekulacjach. Nie wiem, czy ktoś sugerował cokolwiek pilotom, czy w ogóle wchodził do kabiny pilotów. Uważam, że nie powinno prowadzić się dyskusji na ten temat, dopóki nie zostanie zakończone śledztwo. Bo ono najpewniej odpowie na to pytanie.

A słyszał Pan, aby dowódcy lub politycy sugerowali coś pilotom? Jakieś określone zachowania?

Tak, ale to było bardzo dawno temu. Byłem świadkiem pewnej rozmowy, która nie miała co prawda znamion zmuszania pilotów do lądowania, ale niewątpliwie mogła zadziałać na ich psychikę.

To co Pan dokładnie słyszał?

Niewinne pytanie o to, czy coś się da zrobić, aby wylądować.

Kto je zadał?

Tego w tej chwili nie będę mówił. Powiem tylko, że wojskowy w stopniu generała.

Politycy też?

Osobiście nie słyszałem.

A co mówili piloci?

Rozmawiali na ten temat. Pytania: "To nie da się nic zrobić?", zadawane im przez polityków czy dowódców nie były czymś niezwykłym. Wszyscy wiedzieli, że takie pytania padają, a jeśli dzisiaj mówią, że nic o takich zachowaniach nie wiedzą, kłamią.

Myśli Pan, że takie pytanie wpływało na pilotów? To przecież ludzie asertywni.

Oczywiście, że asertywni. Ale takie pytania na pewno wpływają na ich psychikę, są przecież bardzo delikatną, zawoalowaną formą nacisku.

Piloci się nie buntowali przeciw tym wszystkim naciskom?

Nie byli z tego powodu zadowoleni. Ale co mieli robić? Pytać wolno każdemu. Przecież nie ma nigdzie czarno na białym, że dostali rozkaz lądowania przy niesprzyjających warunkach pogodowych. A swoją drogą pytanie, czy osoby, które takie delikatne sugestie wysuwały, zdawały sobie sprawę, że być może nadużywały swoich kompetencji.

Pan nie wdawał się w polemiki z pilotami?

Nigdy. Byłem dowódcą, generałem, ale czy to wojskowy czy cywil, musi wiedzieć, że kiedy wchodzi na pokład samolotu, pilot jest tą osobą, która dowodzi i podejmuje decyzje.

Rozmawiała Dorota Kowalska

emisja bez ograniczeń wiekowych
Wideo

Jak globalne ocieplenie zmienia wakacyjne trendy?

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!

Polecane oferty

Materiały promocyjne partnera
Wróć na slaskie.naszemiasto.pl Nasze Miasto