Nasza Loteria NaM - pasek na kartach artykułów

Pałac proszalnego dziadka

Grażyna Kuźnik
W tym domu mieszka z rodziną żebrak z ul. Stawowej w Katowicach. Zdjęcia: Arkadiusz Gola
W tym domu mieszka z rodziną żebrak z ul. Stawowej w Katowicach. Zdjęcia: Arkadiusz Gola
W najbogatszej willi w dzielnicy Dąbrowy Górniczej – Łęknice – mieszka zawodowy żebrak. Dom jest ogromny i wygląda jak rezydencja gwiazdy filmowej.

W najbogatszej willi w dzielnicy Dąbrowy Górniczej – Łęknice – mieszka zawodowy żebrak. Dom jest ogromny i wygląda jak rezydencja gwiazdy filmowej. Dziadek Franek też jest znany; od lat siada pod słupem na ulicy Stawowej w Katowicach i kładzie na kolanach miseczkę ze świętym obrazkiem. Jeszcze się nie zdarzyło, żeby ludzie go nie poratowali. Przecież ogrodzenie domu wciąż nie skończone.


Wygląda tak, że serce się kraje

– Czy ja proszę? Siedzę sobie, a siedzieć wolno, jest demokracja. Ludzie sami dają – mówi obrażony dziadek.
Dzisiaj jak zwykle włożył za duże ubranie, zniszczone buty, nogi przykrył łachmanem. Wszystkie szczegóły dopracował bezbłędnie; od nich zależą pieniądze. Z burych ciuchów wystaje głowa niby stara, a jednak dziecinna. Okrągła twarz, jasne włoski, oczka niebieskie, proszące. Ludzie litują się i dają. Przez miesiąc uzbiera się co najmniej 2 tysiące złotych, czasem więcej.


Strażnicy osłupieli

Dziadek Franek kiedyś tak zdenerwował katowickich strażników miejskich, że postanowili go śledzić. Bo nie wiadomo było, skąd jest, jak mieszka, czy nie potrzebuje pomocy: może jakiejś zapomogi, szpitala albo schroniska. Na swój temat milczał jak zaklęty. Pewnego razu wypatrzyli, jak wieczorem podjeżdża po dziadka samochód, zabiera go i w drogę. Jechał daleko, aż na peryferie Dąbrowy Górniczej, do Łęknic. Strażnicy za nimi.

Łęknice to jedna z najładniejszych dzielnic miasta. Malowniczo położona nad zbiornikiem wodnym Pogoria III, miejsce wypoczynku mieszkańców. W pobliżu las, plaża, kąpielisko.

– Samochód mógł się zatrzymać pod byle jaką chałupką, ale stanął przed takim domem, że moi ludzie osłupieli – opowiada Michał Gałęziowski, komendant katowickiej Straży Miejskiej. – Nie wierzyli własnym oczom. Pałac. Chcieliby mieć jedną dwudziestą takiego domu, do jakiego wszedł obdarty dziadek.
Żebrak został mile powitany i zniknął za drzwiami dwupiętrowej rezydencji. Sam parter liczy 500 metrów kwadratowych. Zapaliły się światła, oświetliły tarasy i trawnik. Strażnicy w milczeniu wrócili do Katowic.

– Na drugi dzień dziadek znowu był tam gdzie zawsze. Nędzarz, który zbiera na kromkę chleba. Jest stary, nie nagabuje innych, kary nic tu nie pomogą. Ale dobrze, by ludzie wiedzieli, że nie dzieje mu się żadna krzywda. Może żyć w komfortowych warunkach, o jakich ludzie tylko marzą. To wyłudzacz – dodaje komendant.


To się nie ukryje

W rezydencji na ul. Topolowej w Łęknicy mieszka córka Franciszka P. z rodziną. Sąsiedzi mówią, że Franek ma jeszcze żonę i drugi dom, w Sosnowcu. Nocuje to tu, to tam. Inwestuje w oba domy od około dziesięciu lat.
Córka Franka jest nierozmowna.

– Spier... ać mi stąd, bo psami poszczuję. Wynocha, k... mać! Bo wam kark skręcę! – krzyczy kobieta w średnim wieku. Jej mąż akurat jest na podwórku.

– Chowaj się, chowaj! – woła do niego i mężczyzna chowa się za słupek. Tylko mu buty wystają.

– Czemu dziadka posyłacie na żebry, przecież mieszkacie tak luksusowo? Musi siedzieć cały dzień na mrozie? – rzucam pytanie.

Kobieta z trzaskiem otwiera drzwi. – Ch... wam do tego! Odpier... się! – wrzeszczy wściekle. Huk zatrzaśniętych drzwi. Koniec rozmowy.

Ludzie w Łęknicy pamiętają innego Franka; nie tego w brudnym ubraniu, w dziurawych butach i z proszalną miską.
– Wypiło się z nim po sąsiedzku wódeczkę, pogadało po męsku – wspomina dawny kolega, też właściciel pokaźnego domu. – Franek pracował w kopalni. Zawsze był zaradny. Dorobił się emerytury, pieniędzy mu nie brakowało. Ale prowadził jakieś dziwne interesy, kombinował trochę. Cwaniak był, spryciula. Forsa dla niego znaczyła najwięcej. I rodzinie lubił pomagać.

Jakieś dochody miał, nie wiadomo skąd i jak. Kamienicę dla córy wystawił, najlepszą w dzielnicy. Sam stawiał eleganckie ogrodzenie. I żona w Sosnowcu też nie ma krzywdy.

– Ale mnie nic do tego, co on teraz robi. Ludzie wiedzą, że chodzi na żebry, bo to się nie ukryje. Może nawet mu zazdroszczą, ale bardziej córce. W końcu ma z tego zysk. Dziadek się nie obija, przynosi grosz za samo siedzenie – zadumał się sąsiad, sam niemłody.

Sąsiedzi raczej nie oskarżają córki o wykorzystywanie ojca. Wiadomo, że gdyby nie chciał, toby nie żebrał. Ale dla niego to nałóg. Nie dość, że uprosi, to jeszcze ludzi sobie poogląda. W Katowicach zawsze coś się dzieje.

– Kiedyś córka mi tłumaczyła, że ona wcale nie wysyła ojca na żebry, nawet mu zabrania. Ale do niego nic nie dociera. Wstyd jej przynosi i nie ma na niego sposobu – dodaje sąsiad.

Odkąd dziadek Franek wysiaduje na Stawowej, standard życia jego rodziny bardzo się poprawił. I dziadek pewnie prędko stamtąd nie zniknie, bo balkony w willi na Topolowej trzeba jednak dopieścić.


Innych się czepiajcie

– Co, byliście u córki? – dziwi się dziadek. Marszczy czoło, myśli. – No i co z tego? To wszystko córki, nie moje. Ja muszę na siebie zarobić.

– Ale ma pan emeryturę, był pan górnikiem.
– Taka tam emerytura, nie ma o czym gadać. A ja mam żonę z nadciśnieniem, muszę lekarstwa kupować. Żona nie ma renty, sam ją żywię.
– W Sosnowcu ma pan dom.
– Taki tam dom. Mnie się czepiacie, a tu żebrze taka para, co to nie tylko on ma rentę, ale ona też. Takie dwie renty to niezły grosz. Tych się czepiajcie, a nie mnie. Ile tu oszustów siedzi, a ja mam 83 lata, biedny jestem, stary. Tych paru groszy żałujecie.

Według szacunków katowickiej Straży Miejskiej tylko 10 procent żebraków naprawdę nie ma z czego żyć. Reszta w ten sposób sobie dorabia. Pewien inwalida, który zbiera na protezy na ulicy Mickiewicza, przyznał, że przez trzy lata odłożył 6 tys. euro, czyli około 250 tys. złotych. Czyli co miesiąc udało mu się odłożyć ponad 600 złotych, a jeszcze miał z czego żyć nie tylko on, ale i jego rodzina. Kalectwo przyniosło lepszy dochód niż niejedna posada.

Po ulicy Młyńskiej i okolicach krąży niziutka, zgięta w pół staruszka. Czyściutko ubrana. Taka wzruszająca, że rzadko kto jej odmawia. Bo staruszka w zielonym płaszczu nie stoi i nie czeka na cudze zmiłowanie, ale sama prosi o wsparcie.
– O, my ją znamy, tylko nie wiemy, gdzie mieszka. Sama nam nic nie mówi, nie narzeka – zapewnia pracownik Miejskiego Ośrodka Pomocy Społecznej w Katowicach. – Babcia nie prosi byle kogo. Podchodzi do biznesmenów, do dobrze ubranych kobiet, do młodych ludzi. Ma swój plan.

Forsa dla wnuczka

Ktoś kiedyś widział, jak pod koniec dnia w aptece babcia rozmieniała drobniaki. Dostała 400 złotych w stuzłotowych banknotach. Straż Miejska w Katowicach ma ją na oku, ale nie było na nią żadnych zażaleń.

– Nie zgłosiła się do nas o pomoc, więc się nią nie zajmujemy. Nie jest z naszego terenu. Mamy informacje, że ma stałą zapomogę i przyjeżdża z Sosnowca, ma też rodzinę. Podobno zbiera dla wnuka. Nie wygląda na chorą czy zaniedbaną. Nie skarży się, że ktoś ją zmusza do żebrania, że odbiera pieniądze – dodają w katowickim MOPS-ie.

Największa fala żebractwa w Polsce już minęła, ale nadal chodzi o około 100-tysięczną armię fałszywych żebraków. Odjechali Rumuni; teraz pojawiają się na ulicach tylko sporadycznie. Zostali ci, dla których żebranie jest dochodowym zawodem. Socjolodzy zbadali to zjawisko. Gdy pytali o powody żebrania, usłyszeli, że przyczyną jest ubóstwo, bezdomność, uchodźstwo, konflikty rodzinne, choroby, wypadki losowe, klęski różnego rodzaju.

Żebracy wypracowali cztery metody najbardziej skutecznego proszenia. Po pierwsze: kalectwo, kolejno – zbieranie na operację, na głodne dziecko i złamanie przez życie. To ostatnie jest popularne, bo nie trzeba rekwizytów. Byle jakie ubranie, pochylona sylwetka, twarz w grymasie cierpienia. I działa.

Gdy w większych miastach polskich sprawdzano status żebraków, okazało się, że około 75 procent z nich ma stałe środki do życia. Renty, emerytury, zasiłki społeczne i pielęgnacyjne, zarobki z prac dorywczych. A co zaskakujące, prawie nikt nie chciał zainteresowania opieki społecznej. Kiedy wyciągają rękę, nie chcą słyszeć wścibskich pytań.



Żebrać na papierek

Problem żebractwa próbowano rozwiązać już przed wojną. Krytykowano „nierozumne miłosierdzie”, które pozwala żyć innym bez żadnego wysiłku. Będzin wprowadził w 1934 roku specjalne legitymacje żebracze. Na wsparcie przechodniów mógł liczyć tylko ten żebrak, który okazał legitymację. Wydawał ją urząd pracy, badając warunki życia proszącego. Już pierwszego dnia wydano 400 legitymacji. Ale wkrótce było ich dwa razy więcej, bo łatwo je było podrobić. I wszyscy żebracy mieli wymagany dokument.


Kiedy można karać

Żebractwo nie jest karalne, ale kodeks wykroczeń pozwala na karanie osób, które uprawiają żebractwo natarczywe, nachalnie domagając się pieniędzy. Można ukarać również osoby, które żebrzą, chociaż mają środki wystarczające do życia lub są zdolne do pracy. Grozi za to grzywna do 1500 złotych lub kara ograniczenia wolności. Kary grożą również za nakłanianie nieletnich do żebractwa.

od 7 lat
Wideo

Burze nad całą Polską

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!

Polecane oferty

Materiały promocyjne partnera
Wróć na katowice.naszemiasto.pl Nasze Miasto