Krzysztof Karol Kaganiec niemal codziennie od 32 lat zasiada przed klawiaturą organów w katedrze Chrystusa Króla, wcześniej przez dwa lata robił to w parafii w Koszutce, ale jego przygoda z muzyką zaczęła się w dzieciństwie. Chociaż w rodzinie tylko siostra muzykowała (grała na akordeonie), pana Krzysztofa ciągnęło na kościelny chór. Dokładnie pamięta swój pierwszy ,koncert".
- Miałem 10 lat, mieszkałem w Brynowie, a ministrantem byłem w zabytkowym kościółku w parku Kościuszki. Pewnego dnia na mszy nie pojawił się tamtejszy organista. Zasugerowałem księdzu, że w takim razie może ja bym zagrał. Odtąd grałem zawsze, kiedy organista nie mógł, a ksiądz pożyczył mi do domu fisharmonię, prawdziwy rarytas tak wtedy, jak i dziś, na której ćwiczyłem przez cztery lata - wspomina Kaganiec. Organy stały się jego pasją. - Radość sprawia mi granie każdego utworu, nawet kiedy mam urlop nie mogę wytrzymać i zawsze zaglądam na chór kościoła, który jest akurat w pobliżu - mówi organista.
Pan Krzysztof na początku był samoukiem, grał ze słuchu, potem zaczął naukę gry na fortepianie i flecie w szkole muzycznej. Jak mówi, organistyki uczył się po cichu, bo w latach 70. ten instrument nie był dobrze widziany w szkołach. Wspomina nieco toporne organy mechaniczne starego typu. Trzeba było się nieźle napracować, choćby przy naciskaniu pojedynczych klawiszy, nie mówiąc o akordach. W dodatku dźwięk wydobywał się z kilkusekundowym opóźnieniem, więc grać trzeba było ,na pamięć", nie skupiając się na melodii wypływającej właśnie z organowych piszczałek. Współczesne organy o wiele szybciej reagują na ,polecenia" muzyka, a klawisze poruszają się na ślizgowych łożyskach, ale instrument jest wciąż bardzo skomplikowanym urządzeniem. Oprócz kilku klawiatur ma jeszcze nożny klawisz basowy i szereg szufladek, w których kryją się brzmienia różnych rejestrów - rogu, fletu, skrzypiec, violi.
Praca na kościelnym chórze ma też swoje minusy. - We wszystkie niedziele i święta jest się praktycznie odizolowanym od rodziny. Zaczynałem jako kawaler, więc mi to nie przeszkadzało, ale potem bywało ciężko - wspomina Kaganiec, którego dwójka dzieci jest już teraz dorosła. - Ta praca wymaga dyscypliny. Jednak, mimo że pracuje w kościele, organista powinien być normalnym, w stu procentach świeckim człowiekiem. Nie może być zdewociały, bo to przeszkadza w podejściu do muzyki. Powinien kochać ludzi, nie stronić od zabawy - mówi.
Pan Krzysztof śpiewał w chórze Filharmonii Rybnickiej, a teraz śpiewa w Filharmonii Śląskiej. W katedrze pomaga mu kolega Andrzej Weber.
Kaganiec za swoją pracę otrzymał wiele nagród. W 1985 r. dostał Brązowy Krzyż Zasługi nadawany przez Radę Państwa, w 1999 r. odebrał Srebrny Krzyż Zasługi z rąk prezydenta RP, a w 2002 r. został uhonorowany tytułem Zasłużonego Działacza Kultury.
Filip Chajzer o MBTM
Dołącz do nas na Facebooku!
Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!
Kontakt z redakcją
Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?