Niebezpieczne dzielnice miasta

Trzeba w końcu zacząć działać. Nie może być tak, że dzieci boją się chodzić po ulicach - alarmuje Dariusz Łyczko, katowicki radny. W ubiegły czwartek jego syn został pobity, kiedy szedł do swojego gimnazjum. Kuba ma złamany nos. Przeszedł operację pod narkozą. Policja szuka sprawców napadu, którzy zabrali Kubie tylko smycz z logo GKS-u Katowice. A dokładnie tydzień temu pisaliśmy, że w Giszowcu, gdzie doszło do napaści, jest niebezpiecznie.

Mój syn jest sympatykiem GKS-u, ale nie należy do żadnej grupy kibiców - mówi Łyczko. Wszystko rozegrało się bardzo szybko. W czwartek przed godz. 14 Kuba przechodził w pobliżu stacji benzynowej przy ul. Kolistej. Nagle podbiegł do niego młody chłopak. Uderzył go w twarz. Po chwili dołączyło do niego dwóch kolejnych. Napastnicy wzięli tylko wspomnianą już smycz. - Jestem pewien, że został pobity, bo komuś nie spodobało się, że ma przy sobie emblemat GKS-u.

O tym, że w Szopienicach, Janowie, Nikiszowcu czy Giszowcu są grupy młodych ludzi, którzy identyfikują się z różnymi klubami piłkarskimi mówi się od lat. Zdają się wiedzieć o tym wszyscy... poza policją. - Bardzo trudno jest rozstrzygnąć, czy jakiś napad był wynikiem agresji ze strony kibiców jednego czy innego klubu - mówi Mariusz Łubowski, komendant V Komisariatu. - Takie wnioski są zbyt daleko idące.

W ubiegłym tygodniu w Gimnazjum nr 14 w Janowie odbyło się spotkanie poświęcone właśnie tej sprawie. Oprócz policjantów, wzięli w nim udział dyrektorzy szkół, przedstawiciele rodziców i radni. - Zwracaliśmy uwagę na konieczność zwiększenia patroli przy naszych placówkach w godzinach, w których młodzież idzie i wraca ze szkoły - mówi Dorota Serafin, dyrektor szkoły. Mirosław Kowalski, dyrektor Zespołu Szkół Zawodowych nr 3 w Janowie mówił o napadach na uczniów, którzy skracają sobie drogę idąc do przystanków autobusowych. - Właściwie nie było tygodnia, żeby ktoś nie został napadnięty i okradziony z pieniędzy czy telefonu komórkowego - mówi Kowalski. - Najczęściej do ataków dochodziło w pobliżu kortów tenisowych, gdzie są chaszcze. Mam nadzieję, że moja prośba o przesunięcie przystanków znajdzie zrozumienie i napady się skończą.

Jednak wszyscy podkreślają, że poczucie bezpieczeństwa w Giszowcu i Janowie ostatnio się poprawiło. Wszystko za sprawą akcji "Osiedle" w ramach której w dzielnicach pojawia się zdecydowanie więcej patroli niż zwykle. - Problem w tym, że akcja kiedyś się skończy, a problemy pozostaną - mówią nasi rozmówcy. Jest jeszcze jeden kłopot. Policji brakuje dzielnicowych. W całym mieście powinno być ich przynajmniej 97, a jest tylko 85. W rejonie działania V Komisariatu na 18 dzielnicowych brakuje 6. - Trzy miejsca są nieobsadzone, a kolejne trzy osoby przebywają na szkoleniach - mówi komendant Łubowski. - Przyznaję, że taka sytuacja nie jest dobra. W rejonie, gdzie brakuje dzielnicowego, jego obowiązki musi przejąć kolega. Nie ukrywam, że policjanci są przepracowani i niektórzy się zniechęcają. Nikogo nie możemy zmusić do bycia dzielnicowym.

- Na najbliższej sesji złożę interpelację w sprawie zwiększenia liczby patroli straży miejskiej w Giszowcu i pobliskich dzielnicach - zapowiada Łyczko. - Skoro policja nie ma ludzi, to powinniśmy wykorzystać służby, na które mamy jakiś wpływ.