Nasza Loteria NaM - pasek na kartach artykułów

Największy od lat pożar na Górnym Śląsku

GRZEGORZ CIUS
W płonących halach wybuchały butle z gazem i chemikalia.
W płonących halach wybuchały butle z gazem i chemikalia.
Ponad 200 strażaków walczyło z pożarem, który wybuchł w piątek po południu w zakładzie Polarcup w Siemianowicach Śląskich. Doszczętnie spłonęły hale produkcyjne i magazyny.

Ponad 200 strażaków walczyło z pożarem, który wybuchł w piątek po południu w zakładzie Polarcup w Siemianowicach Śląskich. Doszczętnie spłonęły hale produkcyjne i magazyny. Cztery osoby z poważnymi poparzeniami i zatruciami trafiły do szpitali. Omal nie doszło do skażenia katowickich i siemianowickich osiedli mieszkaniowych.

- Dochodziła 16.30. Usłyszałem krzyk, że się pali - powiedział Wojciech Bakanowicz.

- Pobiegłem do szatni, żeby zawiadomić innych pracowników. Kiedy byłem w pobliżu szafek, zgasło światło. W ciemnościach zacząłem szukać wyjścia. Na schodach poczułem dym. Wtedy zobaczyłem błysk latarki. Z kolegą wybiliśmy szybę i przedostaliśmy się do części biurowej. Tam zacząłem się dusić i tracić przytomność, ale dzięki pomocy innych uszedłem z życiem - dodał Bakanowicz, pracownik firmy, który z podejrzeniem poważnych wewnętrznych poparzeń trafił do Centrum Leczenia Oparzeń w Siemianowicach Śląskich.
Początkowo wszyscy byli pewni, że pożar szybko zostanie ugaszony.

- Wziąłem gaśnicę i zacząłem gasić niewielką ścianę. Ogień nie był duży. Postanowiłem wrócić, żeby sprawdzić czy maszyny są wyłączone. To był błąd. W pobliżu szatni poczułem dym. Zacząłem tracić siły. Część drogi do wyjścia pokonałem na kolanach - mówił Robert Maziar, pacjent siemianowickiej oparzeniówki.

Pierwsi strażacy, którzy dotarli na miejsce szybko zaczęli ściągać posiłki. Magazyny były wyładowane półproduktami chemicznymi i gotowymi tackami, kubkami i opakowaniami. Na miejsce ściągnięto ponad 70 wozów strażackich z całego województwa. O 17.40 w trawionych przez ogień halach zaczęły wybuchać butle z gazem i chemikalia. Pracownicy, którzy pomagali w ratowaniu zakładu, zaczęli uciekać. Z zagrożonych stanowisk wycofywali się również strażacy. Wirujące gorące powietrze rozrzucało płonące kubki na odległość stu metrów. Nad płonącymi magazynami unosiły się także kawałki blachy.

Policja zablokowała dojazd do zakładu. Z wąskiej ulicy mogły korzystać tylko wozy straży pożarnej i służb ratunkowych. Przeszkadzały tłumy gapiów, ciągnące w stronę płonących zabudowań. Około 18 przy ogrodzeniu Polarcupu koczowały rodziny z dziećmi, starsi ludzie z psami, dziesiątki młodzieży. Nie pomagały policyjne apele o opuszczenie zagrożonego terenu. Ludzie nie zdawali sobie sprawy, że w każdej chwili mogą się zatruć.

- Paliły się tworzywa sztuczne, głównie polistyreny. Płonęły zarówno hale produkcyjne, jak i magazyny wyrobów gotowych. Broniliśmy hali z surowcami - relacjonował Piotr Buk, komendant wojewódzki Państwowej Straży Pożarnej w Katowicach.

Przy drodze dojazdowej siedzieli przerażeni pracownicy firmy. Kobiety płakały. Wszyscy mówili, że to koniec ich zakładu. Strażacy pilnowali, żeby ogień nie przedostał się do pobliskich zakładów. Najbardziej zagrożone były hale firmy Wolf-System, zajmującej się produkcją drewnianych elementów budowlanych.

Jeszcze w sobotę strażacy dogaszali pożar i sprawdzali, czy w pogorzelisku nie ma ciał pracowników. Policja nadal otaczała zagrożony teren.

- Najbardziej niepokoi nas stan pracownika, który trafił do szpitala z ciężkimi oparzeniami dróg oddechowych. Jego życie jest cały czas zagrożone - mówił Piotr Wróblewski, anestezjolog z Centrum Leczenia Oparzeń w Siemianowicach Śląskich.

Na razie ani straż, ani szefowie firmy nie podają nawet przybliżonych strat. Nie jest także znana przyczyna pożaru. Pracownicy, którzy widzieli jak rozprzestrzenia się ogień, twierdzą, że pożar wywołało zwarcie w przewodach na suficie jednego z magazynów. Nie wiadomo także, co czeka ponad 350 pracowników spalonej firmy. Zdaniem Zbigniewa Woźnicy, dyrektora generalnego Polarcupu, produkcja zostanie odtworzona po 14-15 tygodniach. Część osób znajdzie pracę w zakładach należących do tej grupy w Chełmku oraz magazynach w Czeladzi i Mikołowie. Reszta pójdzie na urlop bezpłatny.
Ze wstępnych raportów wynika, że około 50 proc. linii produkcyjnej opakowań dla przemysłu mleczarskiego będzie można odzyskać. Cudem ocalała z żywiołu jedynie linia do produkcji papierowych kubków.

od 7 lat
Wideo

Reklamy "na celebrytę" - Pismak przeciwko oszustom

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!

Polecane oferty

Materiały promocyjne partnera
Wróć na katowice.naszemiasto.pl Nasze Miasto