MKTG NaM - pasek na kartach artykułów

Nadzieja umiera ostatnia

Witold Janowicz
fot. Arkadiusz  Gola
fot. Arkadiusz Gola
Wypadek w kopalni Halemba to wielka tragedia. Dla Ślązaka śmierć pod ziemią jest wpisana w życie, jak jedzenie i spanie. Ryzyko, jakie wiąże się w wydobyciem węgla, jest wszechobecne.

Wypadek w kopalni Halemba to wielka tragedia. Dla Ślązaka śmierć pod ziemią jest wpisana w życie, jak jedzenie i spanie. Ryzyko, jakie wiąże się w wydobyciem węgla, jest wszechobecne. Trzeba mieć jednak nadzieję i twardy charakter. O wypadku na Halembie dowiedziałem się ok. 17. Wsiadłem w samochód i po 10 minutach byłem na miejscu.

Budynek administracji kopalni stoi równolegle do ulicy dojazdowej. Policja zamknęła ruch kołowy wzdłuż całej ulicy, czyli odcinek ok. 800 m. Do budynku administracji doszedłem pieszo. Była godzina 17.30.

Kompletny bałagan informacyjny. Po godzinie od wypadku na terenie kopalni nie było jeszcze rzecznika. Informacji udzielał jeden z szefów działu administracji. Oszalałe kobiety biegały wzdłuż budynku administracji chcąc uzyskać choćby najdrobniejszą informację dotyczącą swoich mężczyzn. Niestety, odpowiedzialni za informacje bardziej zajmowali się udzielaniem informacji dla prasy niż informowaniem najbliższych.

Jedna z kobiet zaczęła krzyczeć, że niczego nie można się dowiedzieć. Natychmiast poproszono ją do budynku administracji.

Pierwsza wiadomość to jeden zabity i dwóch rannych. Po chwili dwóch zabitych, jeden ranny. Tłum pod kopalnią gęstnieje z minuty na minutę. Jest już rzecznik. Odczytuje nazwiska tych, którzy zostali na dole. Reakcja najbliższych jest natychmiastowa. Twarz ukryta w dłoniach cichy szloch, żadnych oznak histerii.

– Najgorszy jest brak wiadomości – mówi kobieta stojąca obok mnie. Na początku bliscy po uzyskaniu informacji, że ich mąż, syn czy ojciec są pod ziemią, stali przed kopalnią, później zorganizowano w pobliskiej stołówce salę, w której mogli porozmawiać z psychologami.

Podjeżdżają ostatnie zastępy ratownicze, karetki i niestety już dwa karawany. Wśród tłumu dostrzegam szkolnego kolegę Marka Tokarskiego. Marek był ratownikiem górniczym 12 lat. Nieraz samego musieli go koledzy wynosić z chodnika po akcji zawałowej. Pytam o szczegóły takich akcji.

- Po pierwsze tam jest ciasno, zwałowisko pozwala na pracę jednocześnie dwóch ratowników przy czole zwałowiska. Inni stoją za nimi i odgarniają to, co wyciągają ci pierwsi. Po drugie tam musi być gorąco, ale nie temperatura stanowi największy problem tylko brak tlenu. Oni pracują cały czas w aparatach tlenowych. Maski na twarzach i pot zalewający oczy – opowiada Marek. Z uwagą nasłuchujemy wiadomości.

- Ratownicy na akcji wpadają w swego rodzaju amok. Chęć wydobycia kolegów jest tak wielka, że zapominają o własnym bezpieczeństwie. Wiele razy zdarza się, że adrenalina uśmierza zmęczenie i ból, pracują wtedy do upadłego… dosłownie. Nieprzytomnych trzeba ich wynosić spod czoła zwałowiska – mówi Marek.

Przesuwamy się na skwer obok budynku administracji, przyjechali goście z Warszawy. Strzelają flesze aparatów, samochody premiera i ministrów wjeżdżają na teren kopalni.

- Jak to się dzieje, że już wiadomo, iż górnik nie żyje, a nie można wydobyć jego ciała – pytam Marka.

- Oczywiście ratownicy drążą w zwałowisku tunel nie większy niż 1,5 m na 1 m. Dokopują się np. do ręki lub nogi, wtedy już wiedzą, że kolega nie żyje. Dają taką informację na górę, ale zanim ciało wykopią, mija wiele minut. Pamiętaj, że to jest nie tylko węgiel, ale i kupa poskręcanego metalu no i ciała są popalone. Trzeba jeszcze uświadomić sobie, że na dole jest zupełnie ciemno. Lampy górnicze dają nikłe światło, a przy pyle węglowym światło prawie się nie przebija. Bez wątpienia największym niebezpieczeństwem jest metan. On tam cały czas jest, raz więcej, raz mniej, ale jest i może znów pierdyknąć. Metaniarze są na dole i trzymają rękę na pulsie. Jak by co, to przerywają i wietrzą – mówi Marek gasząc następnego papierosa.

Wśród ludzi zgromadzonych przed kopalnią poruszenie, poszła następna nieoficjalna informacja o 8 ofiarach śmiertelnych. Po paru chwilach, ktoś potwierdza tą informację, pod ziemią pozostaje jeszcze 15 górników. Zaczyna padać deszcz. Telewizyjne kamery pracują, wywiady. Premier, minister, rzecznik przechodzą od jednej kamery do drugiej. Ludzie cicho się modlą, niektórzy trzymają w rękach różańce. Ok. 23 wsiadam w samochód i jadę do domu. Do 2 oglądam relacje w telewizji. Teraz piszę te słowa, ale za chwilę jadę pod kopalnię. Nadzieja umiera ostatnia.

**

Złóż kondolencje rodzinom zmarłych górnikówFOTOREPORTAŻ

**

emisja bez ograniczeń wiekowych
Wideo

Policja radzi jak zaplanować podróż

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!

Polecane oferty

Materiały promocyjne partnera
Wróć na katowice.naszemiasto.pl Nasze Miasto