Nasza Loteria NaM - pasek na kartach artykułów

Michał Smolorz krytykuje pomysły na dalsze prowadzenie biura ESK

Michał Smolorz
Mamy za sobą konkurs o tytuł Europejskiej Stolicy Kultury dla Katowic. Przegraliśmy, trudno, zdarza się, konkurs to konkurs, ktoś wygrywa, ktoś odpada. Czas byłby z pokorą przejść nad tym do porządku dziennego, wyciągnąć wnioski z doświadczeń, poprawić to i owo w zarządzaniu kulturą i zająć się rozwojem miasta. Zamiast tego mamy żenujące lamenty o rzekomej nieuczciwości konkursu i protekcji dla zwycięskiego Wrocławia, a na okrasę megalomańskie zapowiedzi stworzenia jakiegoś konkurencyjnego przedsięwzięcia.

Lamenty można zrozumieć, rozbudzone nadzieje i gorycz porażki wywołują takie reakcje. Kiedy nasi sportowcy przegrywają, komentatorzy zawsze serwują nam debaty, że sędzia był stronniczy lub niekompetentny. W zmaganiach, gdzie o zwycięstwie decydują subiektywne kryteria, zawsze będą niezadowoleni, zwłaszcza mamusie ślepo zapatrzone w swoje pociechy, które nie wygrały w konkursie piękności dla przedszkolaków. Katowickie lamenty przypominają takie właśnie przekonanie, że nasza lalunia była najpiękniejsza i odpadła tylko przez zmowę wrogów - a na to żadne argumenty o niezależności międzynarodowego jury nie działają.

Czytaj także: W WPKiW będzie renowacja ławek. Bo nie miały oparć

Biura, biura, biura...
Emocje w końcu wygasną, zajmijmy się więc konkretami, które pociągną za sobą ważniejsze konsekwencje, choćby finansowe. Prezydent Katowic zapowiedział, że Biuro Katowice ESK działać będzie dalej, a przygotowany przezeń program zostanie zrealizowany pod hasłem Alternatywnej Stolicy Kultury lub podobnym. Uważam ten pomysł za bezsensowny, nieracjonalny i kosztowny, powodowany wyłącznie względami ambicjonalnymi. Powołanie Biura Katowice ESK jako odrębnej instytucji kultury było wymogiem formalnym, stawianym przez organizatorów konkursu. Kiedy z niego odpadliśmy, straciło rację bytu i powinno zostać rozwiązane.
Mamy bowiem sytuację absurdalną, że jego ekipa kierownicza, to faktycznie zespół pokrewnej instytucji - Ars Cameralis - o bardzo zbliżonym profilu działania. Decydujemy się zatem na utrzymywanie dwóch bliźniaczych instytucji o tej samej obsadzie kadrowej, której będziemy równolegle wypłacać podwójne wynagrodzenia za tę samą robotę. Czy to ma sens?

Jakby tego było mało, Biuro ESK dzieli gmach z trzecią instytucją o podobnym profilu - Centrum Kultury Katowice im. Krystyny Bochenek. Ledwie rok temu powstało ono z połączenia dwóch innych instytucji kultury (GCK i Estrady Śląskiej), co wówczas motywowano potrzebą racjonalności ekonomicznej i niedublowaniem zadań.

Czy ktoś potrafi dostrzec w tym logikę, poza biurokratycznym mnożeniem bytów, posad i kosztów? Jeśli nawet znajdziemy uzasadnienie dla kontynuacji programu ESK, nie ma żadnej potrzeby robić tego przez oddzielny podmiot.

Miliony w powietrze
A przecież realizacja tego programu jest równie bezsensowna. Został on przygotowany przede wszystkim pod kątem konkursu - stało się tak wysiłkiem Rady Programowej i samego Biura ESK. Wykonanie tak skonstruowanego zamierzenia miałoby sens, gdybyśmy konkurs wygrali. Wyłożenie na ten cel stu kilkudziesięciu milionów złotych byłoby wtedy dobrze przemyślaną inwestycją, która trwale ulokowałaby Katowice i cały region w europejskim obiegu i zapewne procentowałaby w przyszłości. Temu służy cała idea ESK, mająca już swoją tradycję i sprawdzone metody promocji - w to, owszem, warto wpakować kapitał, który zrodzi owoce, choćby i w dalszej perspektywie.

Ale buńczuczne wyskakiwanie z pomysłem Alternatywnej Stolicy Kultury jest naiwnym rzucaniem rękawicy konkursowi ESK (nie chcieli nas, to zrobimy swoje i pokażemy im wyciągnięty paluszek), a w efekcie utopieniem tych milionów w przedsięwzięcie bez żadnej tradycji, promocji i wiarygodności.
Co tu kryć, za kontynuowaniem tego programu optować będą środowiska wydatnie nim zainteresowanie: ponad sto milionów do podziału, to konkretny pieniądz. Wiele lokalnych stowarzyszeń, uczelni artystycznych, grup twórczych, profesjonalnych instytucji kultury i wreszcie samych twórców i producentów, wygłodniałych przez lata posuchy na lokalnym rynku, z utęsknieniem czekało na ten worek z pieniędzmi. To z tych środowisk płynąć będą teraz najgorliwsze argumenty, że dzieło koniecznie trzeba zrealizować do końca, bo taka jest racja stanu i społeczna potrzeba.

Zapytać mieszkańców
Problem w tym, że społeczeństwa nikt nie pytał, czy tego chce, a jeśli chce, to w jakiej formie. Już w trakcie przygotowywania projektu część Rady Programowej zwracała uwagę, że jest on oderwany od tradycji i kultury regionu, że bardziej służy samym twórcom niż Śląskowi i miastu. Pierwszy oprotestował ten program znakomity malarz i pisarz Henryk Waniek, który z tego powodu wystąpił z rady, protestował niżej podpisany, kilku kolejnych członków podzieliło te poglądy.
Na ostatnim posiedzeniu Rady konieczność przepracowania programu pod tym kątem postulował prof. Eugeniusz Knapik, znamienity śląski kompozytor. Niestety, Biuro ESK od początku konsekwentnie lansowało program kosmopolityczny, oderwany od tradycji miejsca, schowany pod ledwie widocznym listkiem figowym quasiregionalnych haseł ("Miasto Ogrodów") w dodatku adresowany do wąskiej, kilkutysięcznej mniejszości.
Trzeba zweryfikować pogląd o rzekomym "masowym poparciu" mieszkańców Katowic dla tego programu, o "wyzwolonej energii społecznej", o rzekomych "wielotysięcznych tłumach" przychodzących na organizowane pod szyldem ESK happeningi. Takie właśnie "wielotysięczne tłumy" oczekiwać miały na ulicy Mariackiej na ogłoszenie wyników konkursu.

Na fotografii zrobionej z poddasza sąsiedniej kamienicy można te "tłumy" policzyć: stało tam... 360 osób - w mieście liczącym 300 tysięcy mieszkańców i chełpiącym się 80 tysiącami studentów. Więc kiedy już opadnie konkursowy kurz, będzie dobra okazja na rzetelne badania opinii publicznej: ale profesjonalne, naukowe, na reprezentatywnej grupie badawczej, zlecone niezależnemu i renomowanemu ośrodkowi badawczemu - a nie propagandowe "konsultacje" z gotowymi odpowiedziami po myśli władzy.

Jest chwalebnym zamiarem prezydenta Piotra Uszoka, że grube miliony zaplanowane na ESK chce mimo przegranej wydać na kulturę zamiast przerzucić na łatanie dziur w jezdniach. Ale jesteśmy zbyt biedni, by wydawać je pochopnie, za wszelką cenę, byleby tylko zaspokoić wygłodniałych twórców, którzy po latach posuchy już szykowali się na lata tłuste.

ESK to zamknięty rozdział historii miasta, które zostało z tysiącami starych i wciąż nierozwiązanych problemów, także na niwie kultury. Może lepiej - zamiast pochopnie rozkurzyć ten wór z pieniędzmi - zabrać się za ich rozwiązywanie i np. wybudować za to miejski teatr. Bo tego podstawowego dla kultury obiektu wciąż w Katowicach nie ma.

A jaka jest wasza opinia na temat? Czy biuro powinno zostać? Czekamy na komentarze!

emisja bez ograniczeń wiekowych
Wideo

Jak działają oszuści - fałszywe SMS "od najbliższych"

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!

Polecane oferty

Materiały promocyjne partnera
Wróć na katowice.naszemiasto.pl Nasze Miasto