Nasza Loteria NaM - pasek na kartach artykułów

Małe zbrodnie, duże kłamstwa w Teatrze Śląskim

Henryka Wach-Malicka
Ewa Kutynia i Marcin Szaforz brawurowo odegrali swoje role.
Ewa Kutynia i Marcin Szaforz brawurowo odegrali swoje role. fot. Krzysztof Lisiak/Teatr Śląski.
Wystawienie "Małych zbrodni małżeńskich" Érica-Emmanuela Schmitta to dla teatru ryzyko. Prosty z pozoru tekst, wcale nie jest rozpisanym na dwie postacie kryminałem, choć autor nadał mu taką właśnie, sensacyjną konstrukcję.

Gilles, popularny pisarz, spada ze schodów i traci pamięć. Z amnezji próbuje go wydobyć żona Lisa. Przypomina mężowi wydarzenia z ich 15-letniego małżeństwa, opisując zachowania z przeszłości. Rzecz w tym, że Gilles wspomnienia żony na swój sposób kontroluje i wkrótce terapia zmienia się w psychodramę. Kolejne zwroty akcji, jak reflektor oświetlają ten sam fragment rzeczywistości z całkiem innej strony. W interpretacji wspomnień bohaterów gubią się po chwili nie tylko widzowie, ale i małżonkowie. Lisa i Gilles dokonują wiwisekcji związku, uprawiając przy tym koszmarny teatr, w którym na zmianę wcielają się w role kata i ofiary. Momentami groźnie, momentami śmiesznie, próbują dojść do jądra konfliktu, rodzącego się niepostrzeżenie, ale latami.

Dlaczego ten dramat jest ryzykiem dla teatru? Bo musi mieć doskonałych aktorów, którym uda się powiedzieć to, co jest poza tekstem. Ewa Kutynia i Marcin Szaforz na Scenie Kameralnej Teatru Śląskiego, zagrali poharatanych miłością i nienawiścią bohaterów po mistrzowsku. Przedstawienie, które wyreżyserował Grzegorz Kempinsky, szarpie emocjami widzów z sekundową precyzją. A nasza sympatia skacze jak piłeczka pingpongowa - raz racje zdają się być po jego, a raz po jej stronie. Z woli autora więcej do powiedzenia ma jednak Lisa; to dla niej uczucie okazało się destrukcyjne.

Aktorka, nie pierwszy raz, udowodniła, że potrafi ze scenicznych postaci wydrzeć maksimum życiowej prawdy. Jej Lisa bywa jak zawiedzione niespełnieniem marzeń dziecko, by za chwilę okazać się dojrzałą kobietą, kalkującą zemstę. I nie ma znaczenia - za prawdziwe czy wyimaginowane krzywdy. Rozpad osobowości bohaterki jest przejmujący. Autor świadomie ułożył tekst dialogów z banalnych prawd, przydatnych, gdy kamuflujemy bolesne prawdy. Marcin Szaforz fascynująco balansuje między radością z przyłapania żony na kłamstwie, a próbą odnalezienia tego, co ich kiedyś łączyło. Ten spektakl to kawał dobrego, psychologicznego, a kto chce - pouczającego teatru…

od 7 lat
Wideo

echodnia Drugi dzień na planie Ojca Mateusza

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!

Polecane oferty

Materiały promocyjne partnera
Wróć na katowice.naszemiasto.pl Nasze Miasto