Nasza Loteria NaM - pasek na kartach artykułów

Kowalski płaci za milczenie Kołodki

Mariusz Urbanke
Collage: Bogusław Tomża
Collage: Bogusław Tomża
Paniki nie widać, ale sprzedajemy dużo więcej waluty niż zwykle - mówi Marek Śmiechowski z sieci kantorów Gant. - Wielu ciułaczy kupuje dolary i euro - jak mówią - na czarną godzinę.

Paniki nie widać, ale sprzedajemy dużo więcej waluty niż zwykle - mówi Marek Śmiechowski z sieci kantorów Gant. - Wielu ciułaczy kupuje dolary i euro - jak mówią - na czarną godzinę.

Wczoraj złotówka przestała gwałtownie spadać. Jednak według dr. Richarda Mbewe, głównego ekonomisty Warszawskiej Grupy Inwestycyjnej - notowania polskiej waluty sięgnęły najniższego poziomu od połowy listopada 2000 r.

A wszystko dlatego, że zarówno przeciętny Kowalski jak i inwestorzy boją się dewaluacji. Grzegorz Kołodko, nowy wicepremier i szef resortu finansów sugerował w licznych artykułach - publikowanych przed objęciem teki ministra - aby doprowadzić do dewaluacji złotego o 15 proc. oraz związać polską walutę z euro.

Argentyński scenariusz

Wielu ekspertów jest przeciwnych takim rewolucyjnym zmianom. Zdaniem Dariusza Rosatiego, członka Rady Polityki Pieniężnej, powiązanie złotego z euro nie byłoby odpowiednim rozwiązaniem dla polskiej gospodarki. Mogłoby doprowadzić do scenariusza argentyńskiego. - To, co się stało w Argentynie, było efektem związania nieodwołalnie waluty krajowej z dolarem, a następnie rozrzutnej polityki budżetowej - powiedział Rosati.

- Powiązanie kursu złotego z euro wymagałoby ogromnej dyscypliny fiskalnej i ogromnych reform - stwierdził Witold Orłowski, doradca ekonomiczny prezydenta.

Mateusz Szczurek, główny ekonomista ING Banku Śląskiego podkreśla, że nie należy od razu zakładać czarnych scenariuszy. - Pomysły ministra Kołodki nie są nowością, podobne rozwiązania stosowano w wielu krajach - twierdzi.
Ale żeby nie było powtórki z Argentyny, to rząd musiałby się zdecydować na cięcia w budżecie - np. likwidację agencji i nadmiernie rozbudowanych wydatków socjalnych.

Przed zbliżającymi się wyborami samorządowymi będzie o to niezwykle trudno. Rząd jest bowiem pod ogromną presją swego elektoratu. Ludzie oczekiwali po koalicji SLD-UP-PSL chleba i igrzysk, a dostają rady, jak zaciskać pasa.

Spada złoty, drożeją podróże

Ekonomiści podkreślają też, że minister Kołodko powinien czym prędzej wystąpić publicznie, by uspokoić nastroje. - Milczenie ministra finansów spowodowało w ciągu ostatnich kilku dni osłabienie kursu złotego - powiedział wczoraj Rosati w Radiu Zet. - To się natychmiast przełoży na podwyżki cen paliw i wielu surowców. To wszyscy odczujemy na własnej skórze.

I niestety już się tak dzieje. Po kieszeni dostają wszyscy ci, których minister Kołodko zaraz po zaprzysiężeniu wysyłał za granicę na wakacje. Drożeją wszystkie wojaże, których ceny oparte są na euro albo na dolarze. - Droższe są - jeśli ktoś wraca z zagranicy - bilety autokarowe oraz lotnicze - informuje Aneta Marek z Biura Podróży "Vento" w Katowicach. - Więcej też muszą wydać osoby, które wcześniej tylko wpłaciły zaliczkę za zagraniczne wczasy, a teraz muszą dopłacić. Takie dopłaty przelicza się zwykle po kursie dnia.

Kursy walut analizują też pilnie importerzy, a przed gwałtownymi podwyżkami powstrzymuje ich tylko jedno - brak popytu. - Prowadzimy analizy finansowe, ale nie chcemy podejmować pochopnych decyzji w sprawie cen, żeby nie szokować klienta - twierdzi Paweł Kowalski z firmy Renault Polska.

Potwierdza tę opinię Ireneusz Wypych z PKN Orlen, choć nie wyklucza, że ceny paliw mogą znowu pójść w górę.

Rodzi się strategia

Najwięcej na spadku kursu złotego i ewentualnej dewaluacji straciliby ci, którzy zaciągnęli kredyty w euro oraz dolarach. Dlatego też wielu klientów banków, którzy wzięli kredyty samochodowe albo hipoteczne w obcej walucie, jest teraz zainteresowanych zmianą waluty - na złotówki. - Trudno mi radzić, czy w tym momencie rzeczywiście warto to zrobić - twierdzi Mateusz Szczurek. - Jeśli minister Kołodko ogłosi, że będzie prowadził twardą politykę finansową, to złoty się znów umocni i kredytobiorcy będą mogli spać spokojnie. Ale jeśli zdecyduje się na dewaluację, to raty po przeliczeniu na złotówki będą wyższe niż obecnie.

Niestety minister Kołodko nadal milczy. - Nie rozmawia nawet z nami - usłyszeliśmy wczoraj w biurze prasowym resortu finansów w odpowiedzi na pytanie, kiedy będzie pierwsza konferencja ministra.

Premier Miller zapowiedział, że strategię gospodarczą Grzegorza Kołodki poznamy dopiero za dwa, trzy tygodnie. Nowy szef resortu finansów, jak dotąd, nie spotkał się ani z Komisją Finansów Publicznych - zdaniem jej przewodniczącego Mieczysława Czerniawskiego może to nastąpić w przyszłym tygodniu - ani z Radą Polityki Pieniężnej.

Nasza sonda

Czy boi się Pan skutków dewaluacji złotówki? Czy obawia się Pan, że ten spadek jakoś osobiście Pana dotknie?

Marian Kania z Katowic:

Od 12 lat prowadzę firmę, jestem importerem. Pamiętam dewaluację przeprowadzoną przez Balcerowicza. To był rok 1993 - 1994, dewaluacja była w granicach 10 proc. i to było dobre. Teraz jako importer jestem na minusie, już w tej chwili straciłem 15 procent zysku. Ale rozumiem, że to wzmocni nasz rynek, jestem gotów nawet trochę się poświęcić, żeby później było lepiej.

Mariusz Łojas z Sosnowca:

Myślę, że będzie to miało i dobre i złe skutki. Ja jestem akurat eksporterem i dla mnie - jeśli chodzi o sprawy zawodowe - spadek złotówki jest korzystny. Prywatnie wszelkie kredyty mam w złotówkach, nie mam dewizowych więc raczej nic mi nie grozi. Oczywiście efektem tego spadku będzie też podwyżka cen towarów, chociaż z drugiej strony, kto się odważy podnieść w tej chwili ceny samochodów, skoro i tak popyt jest na nie mały. Poważne problemy będą na pewno mieli importerzy, którzy sprowadzili towary kalkulując ceny według wcześniejszych kursów dolara lub euro. Cały ich zysk, bo zazwyczaj jest to około 15 proc., został w takiej sytuacji pochłonięty.

Łukasz Zuberek z Katowic:

Lepiej byłoby, żeby złotówka była silna, ponieważ dobra, silna waluta jest synonimem kraju z dobrą gospodarką. Dlatego dla kraju byłoby lepiej, gdyby miał silny pieniądz. Chociaż wiadomo, że zyskają na tym ci, co eksportują i chodzą słuchy, że właśnie dlatego tak się w tej chwili u nas dzieje. Uważam jednak, że zamiana na stanowisku ministra finansów nie była najkorzystniejsza. Pamiętam pana Kołodkę z poprzedniego okresu, kiedy był ministrem i mogę stwierdzić, że na pewno jest specjalistą, ale bardzo konfliktowym i kontrowersyjnym.

not. asz

Nic się nie dzieje

Rozmowa z Michałem Toberem, rzecznikiem prasowym rządu

Kiedy przemówi wicepremier Kołodko?

Trudno powiedzieć. Myślę, że to pytanie do Ministerstwa Finansów.

Ale w tamtejszym biurze prasowym mówią, że z nimi minister Kołodko jeszcze nie rozmawiał...

Więc minister zabierze głos, kiedy uzna to za stosowne. Nie ma powodu do jakichś obaw czy ponagleń.

Widział pan notowania giełdowe czy wzrost kursu euro z ostatnich dni?

To tylko tezy dziennikarskie.

A jak jest naprawdę?

Milczenie ministra nie ma przełożenia na sytuację w sektorze finansowym. Kurs euro rósł na długo przed powołaniem Grzegorza Kołodki na stanowisko. Absurdalne jest oczekiwanie od wicepremiera jakichś specjalnych oświadczeń. Rząd realizuje swoją politykę. Nie bardzo rozumiem, po co cała ta dyskusja.

Rozmawiał: Jar

Samoobrona zadowolona

Rozmowa z Jarosławem Baucem, byłym ministrem
finansów, obecnie prezesem PTE "Skarbiec Emerytura"

Ile pan potrzebował czasu na zapoznanie się z sytuacją finansów publicznych?

Byłem człowiekiem, który przed objęciem fotela już pracował w resorcie. A Grzegorz Kołodko od 1997 roku nie miał nic wspólnego z Ministerstwem Finansów. Myślę, że potrzeba mu kilku dni. Już czas, żeby zabrał głos. Im szybciej się wypowie na temat polityki finansowej, tym lepiej dla nas wszystkich.

Dlaczego obecne milczenie ministra Kołodki tyle kosztuje?

Finanse publiczne to 50 proc. Produktu Krajowego Brutto. Wszyscy podejmujący decyzje finansowe muszą mieć wiedzę na ten temat. Tak, żeby ocenić trafność swoich działań. Tymczasem inwestorzy wstrzymują się, czekając na deklaracje wicepremiera. A szef resortu finansów musi wypowiedzieć się jako polityk, a nie publicysta.

Dotychczas mówił jak publicysta?

Myślę o tym, że w "Trybunie" napisał, żeby obniżyć wartość złotówki. To wyglądało jak zabieg marketingowy. Wiele kręgów w SLD chętnie czytało takie zapowiedzi. Dzięki temu Kołodko uzyskał pełne poparcie koalicji, a nawet Samoobrony. Nie wyobrażam sobie, żeby mógł to wprowadzić w życie. Nawet zapowiedzi dewaluacji są już dewaluacją. Tak rynek reaguje na wypowiedzi polityków wysokiego szczebla.

Czy minister milczy i w ten sposób realizuje politykę rządu?

To absurd! Tłumaczenie na użytek telewizyjnych programów publicystycznych. Jeśli rząd myśli o osłabieniu złotego, to poprzez konkretne, przemyślane działania. A nie przez niemówienie niczego.

Rozmawiał Jarosław Rybak

Milczy, bo myśli

Rozmowa z Rafałem Zagórnym, byłym wiceministrem finansów

Jak długo może milczeć wicepremier Kołodko?

Im krócej tym lepiej. Widać, że rynek reaguje źle. Najpierw na wybór Grzegorza Kołodki na stanowisko ministra finansów, a teraz na jego milczenie. Ceny akcji na giełdzie i złotówka spadają. Osobiście mam nadzieję, że Kołodko zmieni swoje wcześniejsze poglądy. Mówił o prowadzeniu luźnej polityki finansowej, ale chciał to robić poprzez tani pieniądz. Gdyby te teorie zaczął wprowadzać w życie, to jesteśmy na prostej drodze do kryzysu finansowego państwa.

Skoro ma to doprowadzić do kryzysu, to dlaczego tak robi?

Nie wiem. Mam nadzieję, że zweryfikuje poglądy. I wystąpi z programem m.in. konsolidacji budżetu, likwidacji agencji i funduszy. O tym mówił SLD, ale tego nie robił. Próbował to robić wicepremier Belka. Ale nie zyskał akceptacji innych kolegów z rządu i odszedł.

Minister reprezentuje rząd. Czy więc jego milczenie jest stanowiskiem rządu?

Funkcja ministra finansów jest specyficzna. Nie można jej porównać z innymi ministerstwami. Szef resortu finansów niekiedy musi się przeciwstawić kolegom ministrom, a nawet premierowi.

Rozmawiał Jarosław Rybak

Nie tylko "krew, pot i łzy"

Grzegorz Kołodko już w ubiegłym roku był brany pod uwagę jako poważny kandydat na stanowisko wicepremiera, ministra finansów. Wtedy udało nam się
z nim porozmawiać.

Oto co mówił:

O powrocie do rządu

Przyznam, że nader często spotykam ludzi, którzy mówią: "niech pan wróci do rządu, niech pan wreszcie zrobi w gospodarce porządek".

O ministrze finansów

Praca "głównego ekonomisty Rzeczpospolitej",
jak nazywam wicepremiera odpowiedzialnego za sprawy gospodarcze, będzie niezwykle żmudna; żadnych fajerwerków, ale też nie tylko "krew, pot i łzy". Wiedza i koncepcja,
determinacja i praca - i będą dobre rezultaty.

Tak jak już były w latach 1994-97 (wtedy Grzegorz Kołodko też był ministrem finansów - przyp. red.).

O strategii dla Polski

Nie mam jakiegoś królika w kapeluszu (...).

Nie ma bowiem żadnego "triku", który pozwoliłby na skokowe przyspieszenie tempa rozwoju.

(...) Polsce potrzebna jest strategia, która zawiera wiele wątków, a jej realizacja wymaga zastosowania
licznych instrumentów. W roku 2006 trzeba wprowadzić u nas do obiegu euro i wtedy wreszcie nie będziemy tak cierpieć wskutek wciąż trwającej błędnej - bo zarazem i antyrozwojowej, i proinflacyjnej! - polityki NBP.

O budżecie

Wśród instrumentów, które mogłyby przyspieszyć wzrost gospodarczy z pewnością należy widzieć zwiększenie prorozwojowych wydatków w budżecie państwa i zwiększenie nakładów na kapitał ludzki oraz funkcjonowanie infrastruktury - nawet gdyby miało się to odbyć kosztem utrzymania przecież niewielkiego i kontrolowanego deficytu budżetowego.

Z pewnością trzeba też wrócić do sprawdzonej za rządów SLD-PSL metody stosowania systemowych ulg podatkowych dla firm, które dużo inwestują, zwłaszcza w rejonach dotkniętych strukturalnym bezrobociem.

Trzeba też zwiększyć wsparcie - również ze środków publicznych - dla eksportu, głównie na rynki wschodnie, co wymaga także zmiany klimatu politycznego.

O tym, kiedy będzie lepiej

Na krótką metę dużej poprawy nie będzie; musimy teraz wszyscy zapłacić za ekscesy i niedorzeczności polityki finansowej i gospodarczej lat 1997-2001, za fałszywe teoretycznie i szkodliwe politycznie koncepcje. Ale nie wątpię, że na dłuższą metę odniesiemy sukces, stać bowiem Polskę na to. Trzeba tylko mieć dla niej dobrą strategię i liczyć na to, że polityka umożliwi jej realizację. Mam nadzieję, że tak właśnie będzie.

not. mu

Bardzo wiele osób i firm zaciągało kredyty w euro lub innej walucie obcej, ponieważ ich oprocentowanie jest znacznie niższe w porównaniu z oprocentowaniem kredytów złotowych. Niestety, teraz są mocno przestraszone, ponieważ kurs euro gwałtownie wzrósł. A to oznacza, że raty będą wyższe. Mechanizm spłaty wygląda tak, że co prawda wysokość rat podawana jest w walucie obcej, ale spłaty dokonuje się po ich przeliczeniu na złotówki.

W naszym przykładzie założyliśmy, że ktoś pożyczył na samochód ok. 40 tys. zł. W tym przypadku stała rata - po doliczeniu do kredytu kosztów prowizji - wynosi ok. 216 euro. W kwietniu/maju - kiedy kurs euro oscylował w granicach 3,6 zł - rata nie była zbyt wysoka. Ale wczoraj, przy kursie bankowym 4,28 zł za euro przekroczyła już 926 zł. Gdyby spełniły się zapowiedzi ministra Kołodki i euro doszło do poziomu 4,35 złotego, to nasz kredytobiorca musiałby w sierpniu zapłacić już ponad 940 zł raty. Nic tylko współczuć.

od 7 lat
Wideo

Reklamy "na celebrytę" - Pismak przeciwko oszustom

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!

Polecane oferty

Materiały promocyjne partnera
Wróć na katowice.naszemiasto.pl Nasze Miasto