Nasza Loteria NaM - pasek na kartach artykułów

Koronawirus. Nocne życie w Katowicach zamarło. Kluby i bary świeciły pustkami

Patryk Osadnik
Patryk Osadnik
Mariacka w Katowicach to najpopularniejsza ulica zabaw nocnych. Z piątku na sobotę była wyludniona.


Zobacz kolejne zdjęcia. Przesuwaj zdjęcia w prawo - naciśnij strzałkę lub przycisk NASTĘPNE
Mariacka w Katowicach to najpopularniejsza ulica zabaw nocnych. Z piątku na sobotę była wyludniona. Zobacz kolejne zdjęcia. Przesuwaj zdjęcia w prawo - naciśnij strzałkę lub przycisk NASTĘPNE Patryk Osadnik
Zamknięte kluby i bary, puste ulice i autobusy - tak wyglądają Katowice w obliczu pandemii koronawirusa. Ulica Mariacka w każdy piątek tętni życiem. Tym razem ciężko było na niej spotkać żywą duszę. Barmani cieszą się, że wydano decyzję o zamknięciu lokali, ponieważ nie będą mieli kontaktu z chorymi klientami. Ci i tak w większości woleli zostać w domach. Wirusa SARS-CoV-2 nie bali się za to obcokrajowcy, których na Mariackiej było najwięcej.

Katowice nocą. Spiż, Pomarańcza, Energy, ulica Mariacka. Miejsca, które w każdy piątek tętnią życiem. Tłumy ludzi piją tutaj alkohol, tańczą, bawią się do białego rana. Nieraz prowokują bójki, zachowują się głośno, a interweniować musi policja lub straż miejska. W skrócie - dzieje się wiele.

A jak wyglądały Katowice nocą w piątek, 13 marca, w obliczu pandemii koronawirusa?

Autobusami jeżdżą tylko ludzie, którzy nie mają innego wyjścia. Dużo osób starszych

Autobus wiezie raptem kilku pasażerów. Połowa z nich to osoby starsze - "grupa podwyższonego ryzyka". Jadą, bo nie mają innego wyjścia. Wracają z zakupów. W dłoniach trzymają schodzone laski. Na siedzeniu obok papier toaletowy. W nogach reklamówka z makaronem i konserwą. Same towary luksusowe w świecie ogarniętym zarazą.

Każdy siada z dala od innych. Każdy jest potencjalnym nosicielem SARS-CoV-2. Każdy może dzisiaj zabić, choć żaden z nas nie ma broni. Niech tylko ktoś spróbuje kichnąć albo chociaż podrapie się po nosie. Reszta go zlinczuje albo w popłochu ucieknie z autobusu.

Po drodze dosiada się kilka osób. Nie wygląda na to, żeby ktoś jechał dziś do centrum z wyboru. Wszyscy wracają z pracy lub zakupów. To emeryci i robotnicy, którym nikt nie zapewni pracy zdalnej, kasjerka z Biedronki, która przez osiem godzin obsługiwała w gumowych rękawiczkach spanikowanych klientów, robiących ogromne zakupy na czas apokalipsy. Każdy chce być już w domu. Każdy ma już dość.

Ktoś próbuje kupić bilet. Nie zrobi tego, bo kierowca od reszty autobusu oddzielony jest żółto-czarną taśmą ostrzegawczą: - STREFA WYDZIELONA! BRAK MOŻLIWOŚCI ZAKUPU BILETU - środki bezpieczeństwa.

Pijalnia wyczyszczona na błysk. Śledzia i tatara można było jeść z podłogi

Pijalnia Wódki i Piwa. Siedzę sam przy dolnym barze. Barman zabronił mi wchodzi wyżej. - Proszę usiąść tam, tutaj już nie wpuszczamy, bo zdezynfekowaliśmy. Z resztą zaraz zamykamy - zapowiada, a jest dopiero godzina 20.

Zamawiam piwo. Patrzę jak obsługa ugania się myjąc dokładnie stoły, nogi od krzeseł i fugi między kafelkami. W Pijani, gdzie normalnie kraciaste obrusy lepią się od rozlanego alkoholu, dziś można by jeść z podłogi śledzia i tatara, czyli specjały tego miejsca.

Pytam barmana, jak dzisiaj ruch. Odpowiada, że jak widać. Tak samo od rana, bo Pijalnia jest czynna prawie całą dobę. Poza mną i trzeba osobami z obsługi w środku nie ma żywej duszy. Gra muzyka, nad głową kręci mi się wiatrak, jak w amerykańskich filmach. Kończę piwo i wychodzę, bo nie chcę przeszkadzać barmanom, którzy w lateksowych rękawiczkach, z chirurgiczną precyzją, czyszczą każdy centymetr tego miejsca.

Na Mariackiej było słychać głównie rozmowy po angielsku i ukraińsku. Obcokrajowcy nie przejęli się pandemią

Na całej długości ulicy Mariackiej nie widać żywej duszy. Idę w kierunku Klubowej. Jest jeszcze czynna, bo przed wejściem z popielniczki unosi się dym niedogaszonego papierosa. Za barem stoją dwie kobiety. Zamawiam u nich dwa szoty smakowej wódki.

W środku jest może kilka osób, które siedzą przy jednym ze stolików. Stoję przy barze i słucham jednej z barmanek, która mówi drugiej, że zaraz będą zamykać, ponieważ nikt więcej dziś nie przyjdzie. Pytam, czy nie boi się koronawirusa. - Jasne, że tak. Cieszę się, że dzisiaj wcześniej zamykamy i wracam do domu. Klientów i tak nie było zbyt wielu - odpowiada.

Niebezpieczeństwo? Tak słyszeliśmy, ale nam nic nie zagraża

Znowu wychodzę na zewnątrz. Na Mariackiej słychać jedynie rozmowy w języku angielskim oraz ukraińskim. Jak widać, obcokrajowcy zdecydowanie mniej przejęli się pandemią niż Polacy. Podchodzę do jednej z grup, która pali papierosy przed Browarem Mariackim. Rozmawiamy łamaną angielszczyzną. - Niebezpieczeństwo? Tak słyszeliśmy, ale nam nic nie zagraża. Przyszliśmy tutaj dziś, żeby napić się piwa i dobrze się bawić, nikt z nas nie jest chory. Będzie dobrze - odpowiadają mężczyźni.

Barmani są zadowoleni z powodu zamknięcia lokali. Klienci nie będą na nich kichać

Siedziałem w Ambasadzie Śledzia, pijąc kolejne piwo, kiedy dowiedzieliśmy się, że premier Mateusz Morawiecki ogłosił wprowadzenie na terenie całej Polski stanu zagrożenia epidemicznego. - Bary i restauracje od północy mają być zamknięte, można jedynie podawać zamówienia na wynos. Dobra, Dymitr, wywal jedną deskę z drzwi, będziemy wydawać drinki na zewnątrz - zażartował barman. Ktoś inny dorzucił, że trzeba zmienić muzykę. Na dziś odpowiednie będzie "Highway to hell" ACDC.

Wywal jedną deskę z drzwi, będziemy wydawać drinki na zewnątrz

Sporo osób siedziało w miejscach, gdzie można coś zjeść. Nie tylko na Mariackiej, ale też na Staromiejskiej. Zapytałem parę, która wychodziła z Fabryki Pizzy, co robi dziś na mieście, czy wie jak wygląda sytuacja i czy się nie boi. - Jest lekki strach, ale myślimy, że nas to nie dotyczy. Wyszliśmy tylko na pizzę, we dwoje, a teraz wracamy prosto do domu - odpowiedzieli.

Chciałem wejść jeszcze do Ministerstwa Śledzia i Wódki, ale drogę nogą zagrodziła mi barmanka, mówiąc, że już zamknięte. Było przed 21. - Dlaczego? - zapytałem. W odpowiedzi usłyszałem, że w związku z pandemią lokal został zamknięty do odwołania. - Uważam, że rząd podjął dobrą decyzję. Jako obsługa byliśmy szczególnie narażeni na kontakt z osobami chorymi. Pijani ludzie dużo krzyczą, kichają, wycierają się o byle co, a my później tego dotykamy, zbieramy kufle... - powiedziała barmanka.

Pijani ludzie dużo krzyczą, kichają, wycierają się o byle co, a my później tego dotykamy, zbieramy kufle...

Zamknięte kluby, puste ulice i autobusy. Tak wygląda świat w obliczu pandemii

Postanowiłem spróbować jeszcze szczęścia w Pomarańczy. Katowicki rynek był pusty jak na plakacie filmu "Jestem legendą" z Willem Smithem w roli głównej. W koło jeździły tylko tramwaje. Na samym środku stał radiowóz. Podszedłem do windy, nacisnąłem guzik, ale ta nie przyjechała. Zauważyłem kartkę, na której było napisane, że Pomarańcza została zamknięta do odwołania. Podobnie stało się w przypadku Spiżu, Energy i innych dużych klubów.

Poszedłem na przystanek. Wsiadłem do autobusu. Byłem jedynym pasażerem. Po wyjściu poszedłem w stronę domu. Minąłem ławkę, na której w każdy piątek siedziało kilku stałych osiedlowych bywalców. Dzisiaj nawet oni zostali w domach. Ulice opustoszały w obliczu pandemii koronawirusa.

emisja bez ograniczeń wiekowych
Wideo

Dziennik Zachodni / Wielki Piątek

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!

Polecane oferty

Materiały promocyjne partnera
Wróć na katowice.naszemiasto.pl Nasze Miasto