MKTG NaM - pasek na kartach artykułów

Kolekcja Gerarda Trefonia trafi do specjalnej galerii w Nakle Śląskim

Marek Twaróg
Gerard Trefoń mógł sprzedać swoją kolekcję. Chciał jednak, żeby jego obrazy zostały na Śląsku. Zdjęcia: Arkadiusz Gola
Gerard Trefoń mógł sprzedać swoją kolekcję. Chciał jednak, żeby jego obrazy zostały na Śląsku. Zdjęcia: Arkadiusz Gola
Dzięki Trefoniowi, który od lat zbierał te obrazy, starostwu tarnogórskiemu, które zainteresowało się kolekcją i Dziennikowi Zachodniemu, który od roku walczył o godne miejsce dla zbiorów, nasz region zyskuje atrakcję ...

Dzięki Trefoniowi, który od lat zbierał te obrazy, starostwu tarnogórskiemu, które zainteresowało się kolekcją i Dziennikowi Zachodniemu, który od roku walczył o godne miejsce dla zbiorów, nasz region zyskuje atrakcję turystyczną o wielkiej wartości artystycznej i historycznej.

Kolekcja z pracami twórców ze słynnej grupy janowskiej - Teofila Ociepki, Erwina Sówki czy Pawła Wróbla zostaną umieszczone w specjalnej galerii w Nakle Śląskim.

Gerard Trefoń z Rudy Śląskiej zebrał dzieła ponad 250 autorów nieprofesjonalnych. Perełkami w kolekcji są śląscy naiwiści, doceniani na świecie, kupowani za spore pieniądze. Po 50 latach zbierania dzieł i upychania ich w coraz ciaśniejszym domu, Trefoń postanowił przekazać zbory tam, gdzie zostaną godnie zaprezentowane.- Nie chcę, by to wszystko poszło na marne - mówił nam, gdy w marcu odwiedziliśmy go w domu.

Podczas następnej wizyty zdradził, że zbiorami interesuje się kolekcjoner z Kanady. - Jestem rozdarty - zwierzał się nam. - Gdzie ja to przekażę? Za ocean? Dlaczego to nie może zostać na Śląsku? Nasze dzieci, młodzież - kto to zobaczy? Niewielu chciało mu pomóc. Prezydenci czy burmistrzowie kolejnych miast, które odwiedzał, kończyli rozmowę "oddzwonimy jutro". Tylko Józef Korpak, starosta tarnogórski, pomógł: po naszych tekstach ściągnął Trefonia i jego kolekcję do zamku w Nakle Śląskim.

W Barbórkę o godz. 15. w zamku w Nakle Śląskim otwarcie galerii, a do tego promocja książki Grażyny Herich i Mariana Grzegorza Gerlicha: "Stanisław Gerard Trefoń - przyjaciel malarzy gołębiego serca".


Gdy odwiedziliśmy go pierwszy raz w jego domu w Rudzie Śląskiej i zadaliśmy idiotyczne pytanie: "Panie Gerardzie, no i gdzie te obrazy?", zaprosił nas do... łazienki. - Proszę, tutaj wisi Duda-Gracz, a tam grafiki Pawła Stellera - powiedział patrząc badawczo, czy robi to na nas odpowiednie wrażenie. Zrobiło, ale przecież szukaliśmy największej kolekcji śląskiej sztuki nieprofesjonalnej - dzieł Teofila Ociepki, Erwina Sówki, braci Wróblów, Ewalda Gawlika...

Gdzie Gerard Trefoń miał te dzieła? Wszędzie. Wielkie regały w pokojach uginały się od obrazów, które były tam umieszczone jak książki (z widocznymi tylko grzbietami). Na szafach dzieła leżały jak stare gazety, które w przeciętnym domu składuje się, bo "może się jeszcze przydadzą". Na stole obrazy czekały niczym czerstwe ciasteczka, których na ogół nie wyrzuca się zaraz po przyjęciu. I te ściany - pełne obrazów. Nawet na drzwiach szafki Władysław Luciński namalował Trefoniowi swoje słynne ludziki. Tu poszukiwane na świecie dzieła Sówki, tam obrazy twórcy jednego z najciekawszych nurtów w polskiej sztuce naiwnej Teofila Ociepki, z drugiej strony mieni się kolorami rzadki Paweł Wróbel albo czuć ciężką atmosferę pracy u Ewalda Gawlika. Dom Trefonia to galeria śląskiej sztuki nieprofesjonalnej, zwłaszcza sztuki spod znaku prymitywistów ze słynnej grupy janowskiej.

W 1952 roku w Krynicy kupił pierwszy obrazek Nikifora. Potem przez lata przemierzał kraj wzdłuż i wszerz w poszukiwaniu samorodnych talentów. Najbardziej interesował go jednak Śląsk. Poznał osobiście wielu twórców, których obrazy dziś osiągają na aukcjach zawrotne ceny. Pomagał im, zamawiał u nich obrazy. Dlatego dziś o postaciach, które mają swe miejsce w encyklopediach sztuki, mówi jak o kolegach - bez nabożeństwa. Ale wie, jak wielką wartość przedstawiają ich obrazy - wartość kulturową, historyczną. Dlatego po 50 latach zbierania postanowił poszukać dla tych dzieł godnego miejsca. Ale dusza artysty z duszą urzędnika nie znajdzie zrozumienia, więc próżno odwiedzał setki instytucji w poszukiwaniu wsparcia. Już pogodził się z myślą, że cenne śląskie dzieła znajdują uznanie wszędzie tylko nie w domu. Aż doczekał się telefonu z Tarnowskich Gór. I wkrótce otworzy prawdziwą galerię.

Ale zanim piękne śląskie pejzaże czy scenki z życia górników znajdą się w galerii, Gerard Trefoń wybrał pięć spośród 2 tysięcy dzieł, z którymi związał się najbardziej. I poszliśmy z nimi tam, gdzie ich piękno widać najlepiej.

 

Zdjęcie 1
Nikisz to ich miejsce. Może nie byłoby grupy janowskiej, gdyby nie atmosfera Nikisza? Może nie widzieliby tej śląskości, gdyby mieszkali gdzie indziej? Ale może i nie zafascynowaliby się Orientem? Kto wie? Święta Barbara po Nikiszowcu musiała chodzić. Tyle że widzieli ją tylko ci, którzy potrafili zobaczyć. Którzy z wielu barw potrafili poskładać śląski pejzaż, którzy z odcieni szarości budowali klimat kopalnianej cechowni. Barbórkę zobaczył w tym miejscu Sówka – ten, któremu w zielonych oknach familoków stawiała się niekiedy nawet sama indyjska bogini. – Pewnie, że znam – mówi Hania, która wracając z mamą ze sklepu, dała się namówić na udział w naszej zabawie z rekonstrukcją sytuacji z obrazu „Święta Barbara”. No tak, to takie oczywiste, że mieszkając na Nikiszowcu, w Janowie czy Giszowcu, wie się, kim jest Sówka. On, Wróbel, jednoręki Jaromin – pokazują bądź pokazywali to miejsce na nowo. Nie jako robotniczą dzielnicę, ale osiedle, ulicami którego chadzali święci.

Zdjęcie 2
– Z Pawłem Wróblem robiłem na grubie – rzuca Henryk Cechelius, gdy zauważa, że przyglądamy się mu, jak studiuje „Kulig” Sówki. Przyszliśmy z obrazem w miejsce, które Sówce stanęło przed oczami, gdy zasiadł do szkiców. Nie wszystko się zgadza, widać, że puścił wodze fantazji. A może po prostu drobne zmiany mu pasowały, by dzieło nabrało dobrej kompozycji. – Na grubie robiłem, ale i w sieni obok Wróbla mieszkałem – dodaje Henryk. Mieszka w Nikiszowcu od urodzenia, kogo tutaj nie znał? – Szkoda, ale nigdy w domu u Wróbla nie byłem – dodaje Henryk Cechelius. – Ja też nie – zasępia się Gerard Trefoń.

Zdjęcie 3
Erwinowi Sówce ten widok stawał przed oczami codziennie. Szyb Pułaski jego kopalni „Wieczorek” widział Sówkę, gdy ten leciał jak na skrzydłach z roboty, by zaraz potem siąść do malowania. Ale widział go pewnie też, gdy Erwin wkurzony na cały świat, wyklinał, że dał się uwieść sztuce. – Ten obraz kupiłem bezpośrednio u Sówki – mówi Gerard Trefoń. – O ile pamiętam, malował go dla jakiegoś muzeum, ale ostatecznie muzeum się wycofało. Wziąłem go bez zastanowienia. Trefoń twórczość Sówki ukochał, ma około 30 jego dzieł. – Lubię tę jego dbałość o detale, dobre rzemiosło – wyznaje Trefoń, gdy tak patrzy na obraz „Szyb Pułaski”. Piotr Frączak, górnik z „Wieczorka” przystaje, bo rzadki to widok – kolorowy obraz przed szarą kopalnią. – Tu widać tzw. Balkan Express – zwraca uwagę na kolejkę z zielonymi wagonikami, która jest na obrazie, a która dawno temu z górnikami jeździła między Giszowcem a Szopienicami. – Balkan Express to tytuł innego obrazu Sówki – rzuca Trefoń. – Też ładny.

Zdjęcie 4
Ach ten Gawlik! Są tacy, którzy kochają go najbardziej spośród wszystkich twórców z nurtu janowskiego. Malował szerokim pędzlem, odważnymi pociągnięciami. Artysta prawdziwy. – I ten kolor – zwraca uwagę Gerard Trefoń. – Proszę zauważyć, jak ładnie utrzymuje ton, gdy ze ścian przechodzi w chodnik. „Obchód” z 1972 roku to górnicy z dozoru, którzy idą kopalnianym chodnikiem. Gawlik próbował uchwycić niezwykłe światło, jakie panuje na dole. Chciał oddać coś z górniczej tajemnicy, ale zauważył też sztajgrowski porządek. Stanisław Paradowski f, górnik przodowy z „Wieczorka”, nie spodziewał się, że ledwo wyjedzie z dołu, zaraz w lampowni znów zobaczy obchód. – Ładne – mówi. – Ten Gawlik u nas pracował? – Tak, pracował – odpowiadamy. Gdy Paradowski podziwiał, Gerard Trefoń poszedł na chwilę z górnikami w stronę szoli. Kopalnie zna tylko z obrazów. Ciekawe, że tak ukochał dzieła górników, choć nigdy górnikiem nie był.

Zdjęcie 5
Uderza ten Wróbel kolorami, tak jak na obrazie „Wiadukt” z 1981 roku. Czy biedny Pawełek umiał sobie wyobrazić, jak miasto będzie wyglądało za kilkadziesiąt lat? U niego to hałdy, kominy fabryczne, wiadukt, pociąg i ludzie, którzy zdążają do kolorowych domków. Bije jakaś zadziwiająca radość. – Świetnie umiał posługiwać się kolorami – zauważa Gerard Trefoń . – Te Wróblowe barwy, a do tego niezwykłego stylu ludzie, których umieszczał na swych dziełach, czynią z niego jednego z najbardziej oryginalnych twórców janowskich. Dziwne były jego losy – sprzedawał obrazy za grosze, bo nie miał z czego żyć. A dziś, po ponad dwudziestu latach jego dzieła to rarytasy. – Ale zawsze też pamiętam o Leopoldzie, jego bracie, który był wielkiej klasy twórcą, za granicą nawet bardziej cenionym – dodaje Trefoń. Ale to miasto Pawła aż śmiało się do smutnych kierowców, którzy pędzili przez sam środek Katowic. A oni pukali się tylko w czoło, widząc obraz na torowisku.

emisja bez ograniczeń wiekowych
Wideo

Lady Pank: rocznica debiutanckiej płyty

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!

Polecane oferty

Materiały promocyjne partnera
Wróć na katowice.naszemiasto.pl Nasze Miasto