18+

Treść tylko dla pełnoletnich

Kolejna strona może zawierać treści nieodpowiednie dla osób niepełnoletnich. Jeśli chcesz do niej dotrzeć, wybierz niżej odpowiedni przycisk!

Nasza Loteria NaM - pasek na kartach artykułów

Katowice: Wystawa Jacquesa Lizène'a REMAKES w Galerii BWA

mat.prasowe
Wystawa monograficzna jednego z najciekawszych belgijskich artystów powojennych Jacquesa Lizène'a (ur. 1946 roku w Ougrée, Belgia). Patronat medialny nad wystawą objął serwis NaszeMiasto.pl

Jacques Lizéne REMAKES

Artysta, zgodnie z założeniami nurtu fluxus, znosi granice między tradycyjnie pojmowaną sztuką, a prozą życia tworząc równolegle rysunki, collage, fotografie i wideo. Zespala happeningi, malarstwo, eksperymentalną poezję i muzykę. Uznaje w działaniach sztuki czynnik przypadku, spontaniczności, poczucia humoru. Jego akcje przypominają dadaistyczne gry (zabawa w sztukę, zabawa sztuką, sztuka zabawy), które przy olbrzymiej dozie dystansu okazują się ważnym głosem w dyskusji o miejscu i roli artysty w społeczeństwie). Lizène odgrywa przed publicznością rolę magika, szamana, klowna ironicznie tłumaczącego rzeczywistość, prawa fizjologii, meandry tożsamości.

Wystawa będzie wydarzeniem o dużej randze, owocem współpracy Ministerstw Polski i Wspólnoty Francuskiej Belgii, Atelier 340 Muzeum z Brukseli oraz Museum van Hedendaagse Kunst Antwerpen, gdzie odbyła się w 2009 roku ostatnia monograficzna wystawa artysty.

„(…)Opętany krąży, rusza się, gada byle co, śmieje się do rozpuku, upija się na śmierć, całymi nocami łazi po ulicach, prześpi się godzinę czy dwie, ochlapie się i znowu się bawi, wygłupia, błaznuje, celebruje spotkania z przyjaciółmi (ma ich wielu, niezawodnych), co minutę opowiada nowy żart, co kwadrans przedstawia jakąś farsę, teoretyzuje na stronie, nigdy nie skarżąc się, że czegoś mu brak, potem znowu pije i zdaje się niczego nie brać poważnie, za wyjątkiem samego braku powagi. Jest na zmianę ironiczny, zachwycony, entuzjastyczny, kiepski lub genialny, szokujący lub delikatny (zwłaszcza kiedy idzie tańczyć tango lub pasodoble), dokładny lub rozlazły, uważny, nieszczęsny, trywialny, elegancki, ekstrawagancki, nieustannie obracający wszystko w żart i do pewnego stopnia uparty.
Guy Scarpetta „Opętany” (fragment)

Kuratorzy wystawy: Jacques Lizène, Nadia Vilenne, Jean-Michel Botquin

Koordynacja: Wodek

Artystę będzie można spotkać na wernisażu 23 września (w piątek) o godz. 18.00 i zobaczyć specjalnie na tę okazję przygotowywany happening.


Marta Lisok
JACQUES LIZÈNE JAKO MAŁY MISTRZ BAŁAGANU

„Jest prawdopodobne, że gdyby kino nie istniało, gdybym nie poznał Rosselliniego i gdyby cyrk nadal żył swoim życiem i nadal był widowiskiem, zostałbym dyrektorem wielkiego cyrku”.
Federico Fellini

Jako chłopiec Jacques Lizène chciał zostać akrobatą. Zachwycały go poklask i pełne podziwu spojrzenia publiczności przysługujące cyrkowcom. Ich chwilowa władza nad tłumem, nadzwyczajne umiejętności, triki, przebieranki i maskarady stwarzały wrażenie wyjątkowości. Zapowiadały przygody wielkiego świata stojącego otworem przed każdym, kto ma odwagę i coś do zaprezentowania.

Pewnego dnia rodzice zabrali kilkuletniego Lizène’a do cyrku, gdzie dowiedział się, że wymarzony zawód wymaga żmudnych ćwiczeń i poświęceń. Z wielokrotnie powracającej w jego historii, przemożnej woli lenistwa porzucił ten pomysł i pod wpływem starszego brata zainteresował się sztuką. Jednak w jego dojrzałej twórczości pozostało coś z cyrkowej anarchii, dążenia do przekraczania norm i zasad dobrego wychowania. Lizène zrezygnował z trzymania się bezpiecznych ram tego, co przystoi dorosłemu. Oddał się zabawie, która, jak się okazało, nie była dla niego tożsama z tym, co szampańskie i beztroskie. Przynosiła raczej niezbędne zatracenie. Wchodzenie w rolę clowna stało się u niego powrotem do krainy dzieciństwa, lekarstwem na brak sensu.

Jacques Lizène malował obrazy swoimi odchodami, zgodnie z ideą, że jest własną tubką farby. W sztuce odmawiał uznawania jakichkolwiek stref tabu. Drwił z seksualności, bez zażenowania dokonując na swoim członku mniej lub bardziej obscenicznych działań.

Bez względu na to, czy coś sklejał, nagrywał, czy po prostu błaznował, ciało i jego kłopotliwa fizjologia pozostały głównymi tematami jego sztuki. Było badane, uwieczniane i drażnione przy użyciu różnych mediów. Jego najbardziej błahe czynności i wydzieliny stały się dla Lizène’a tematem równie wartym podjęcia jak pejzaż, martwa natura czy scena historyczna. Malowanie ekskrementami było swoistym zapisem codzienności. Sposobem uwiecznienia zdrowo funkcjonującego organizmu. Ten brak hierarchii wzbudza u widza poczucie zaniepokojenia i zażenowania. Obrzydzenie. Odwracamy oczy, nie chcąc wpatrywać się w zaschnięte odchody. Przewidywania i przypuszczenia, co do tego, co może być pokazywane w galerii okazują się chybione. Lizène odwraca nasz świat do góry nogami. Pokazuje jego mięsistą, brudną podszewkę, o której chcemy zapomnieć, zatracając się w bezpiecznym pięknie.

Jem, trawię, wydalam, maluję, sprzedaję swoje obrazy, żeby móc jeść. Rytm pracy i życia w nowoczesnym społeczeństwie okazuje się dla artysty formą zniewolenia. Powoduje u niego poczucie wyobcowania, utraty więzi z ludźmi odnajdującymi się w tym systemie wartości. Ten bunt przeciwko własnemu urzeczowieniu pociąga za sobą chęć wyrwania się z trybów maszynerii społecznej. Ciała w historii kultury zawsze podlegały dyscyplinowaniu i tresowaniu. Rygor pracy, armii, szkoły, szpitala czy więzienia dostosowywał je do ściśle wytyczonych godzin, o których miały być budzone, myte, ubierane, nieruchome bądź aktywne. Ubrania i układy pomieszczeń również narzucały swoje zasady formując ich miękkość i płynność. Ograniczone ramami krzeseł, ławek, łóżek musiały mieścić się w wyznaczonych dla nich przegródkach. Maszerować, stać prosto albo siedzieć z rękami położonymi nieruchomo na udach. Poruszać się spokojnie w rytmie procesji, kolejek, spacerów. Te przewidywalne układy ciał są łatwe do obserwacji, podlegają kontroli, poddają się panowaniu. Służą głównie pracy i wychowaniu potomstwa. Czas odpoczynku również ulega zaprogramowaniu: ilość dopuszczalnych rozrywek można wyznaczyć i promować. Taki model gwarantuje prawidłowe funkcjonowanie społeczeństwa. Jeśli ktoś próbuje wykonywać ruchy niesklasyfikowane bądź niestosowne, jest ścigany i karany bądź zamykany w miejscu, które ogranicza jego niezdrową aktywność. Lizène chce zaburzyć ten sztywny, alienujący porządek. W swojej sztuce stara się przywrócić pierwotny stan wspólnoty i harmonii świata. Utopijną swobodę i płynność ról.

„Zdawało mi się, że napełniono mnie limfą albo letnim mlekiem”.


Jako nastolatek Lizène bardzo cenił sobie „Mdłości” Jean-Paula Sartre’a. Nie bez powodu poprosił też wtedy miejscowego bibliotekarza, o przygotowanie dla niego listy autorów, którzy popełnili samobójstwo. Stała się ona drogowskazem wytyczającym szlak jego lektur na najbliższe lata. Być może właśnie przez nią Lizène w swej twórczości pozostaje obcy wobec społeczeństwa, ale i siebie. Poprzez swoje akcje i prace jest nieposłuszny rytmowi codzienności. Rozchwiewa ją. Neguje przyjęty system wartości i przeświadczeń. Zdaje się na tkwiące w jego ciele potrzeby i bezwiedne odruchy, ale te szczere, spontaniczne, nie wytresowane. Pozornie naturalne sytuacje zmuszają go do głębokiego namysłu. Przestają być oczywistościami, które akceptuje się z miejsca. Śmierdzę, wydalam, jestem seksualny, mam ciało, które jest kruche i którego nie chcę rozmnażać. Lizène nie godzi się na to. Zgłasza protest. Samo istnienie wywołuje u niego odruch buntu i łączy się z przerażeniem. Jest bezcelowe, zbyteczne, bezzasadne. Wolność z nim skojarzona jawi się jako coś dwuznacznego, jako potrzeba i udręka, związana z wypełnianiem ciężkiego zadania. W artystycznych wypowiedziach Lizène’a pojawia się francuska skłonność do abstrakcji, filozofii, lekkości myślenia. Surrealistyczne korzenie i egzystencjalne lektury to backstage twórczości Jacquesa Lizène’a. Jego sztuka konstruowana jest w oparciu o zasadę obcości i absurdu.

Sposoby spędzania czasu i tożsama z nimi sztuka to dla Lizène’a sposób tracenia czasu do śmierci. Dzień bez wykonania autoportretu jest dniem straconym. Mozolne konstruowanie spójnego obrazu siebie wydaje się być najistotniejsze w jego sztuce. Eksperymenty z rożnymi mediami w centrum mają zawsze postać człowieka, który zaklina kamerę, aparat czy kartkę papieru. Jak fakir czy czarodziej próbuje nim rządzić, opanować go i ujarzmić przez zapełnienie – zapisanie. Lizène bawiąc się medium, podejmuje rozpaczliwe a zarazem ujmujące próby zwrócenie na siebie uwagi. Zmusza kamerę, żeby podążała za nim jak mały piesek. Próbuje zwrócić na siebie jej uwagę. Prowadzi ją na sznurku. Rozpycha swoim ciałem krawędzie fotografii. Ze wszystkich sił chce być widoczny. Zauważony, istniejący. Zachowany na zawsze na kliszy. Uwięziony i zakonserwowany.

Na początku swoich studiów na Akademii Sztuk Pięknych Lizène chciał robić rzeźby, ale to okazało się dla niego zbyt męczące, więc zdecydował się na kolaże. Później sam potraktuje się jako żywą rzeźbę. Większości podejmowanych przez niego działań dokleja etykietkę „bezwartościowe”. Wydaje się to słusznym posunięciem. Z drugiej strony: czy sztuka jest wymierna? Jaką skalą mamy ocenić jej wartość? Lizène klasyfikuje, swoje na pół zrealizowane i te pozostające tylko w sferze pomysłu, prace w kategoriach: za trudne, za drogie, za słabe. Określa swoją twórczość francuskim słowem mediocrite, czyli byle jaką, uśrednioną, mierną. Zawsze można w tym odnaleźć dozę nijakości, nudy, dyletantyzmu. W jego na pół-udanej i na pół-sensownej sztuce odbija się dynamika życia: jego powtarzalność, monotonia, bylejakość.

Instytut sztuki głupiej, który powołał do życia, balansuje na granicy pomiędzy burleską a smutkiem. Strategie, które stosuje artysta można by ułożyć w system. W tej wizualno-dźwiękowej gramatyce znalazłoby się: krzyżowanie, zapętlenie, autokopiowanie, wymazywanie, uzupełnianie, przepisywanie. Przy pierwszym spotkaniu z jego sztuką można odnieść wrażenie, że jest hermetycznym rebusem. Po wgłębieniu się w jej meandry i powracające zagrania i tematy, okazuje się, ku zaskoczeniu widza, spójnym smutnym kosmosem. Powracające pojęcia – klucze ze słownika sztuki Lizène’a to fabryki, cegła, kominy, sex, genetyka, gra z medium, malarstwo naskalne. Rytmiczność podejmowanych działań przynosi łatwo wyczuwalne, pierwotne tempo sztuki podejmowanej ze szczerej potrzeby. W śpiewie, grymasach, ruchach i innych zachowaniach dokamerowych Lizène’a powracają znajome refreny. Przyjrzyjmy się fragmentom tej rozsypanej układanki.

Życie sześćdziesięcioletniego artysty, który nie przepadał za podróżowaniem, upłynęło w przemysłowym mieście na południu Belgii. Artysta utrzymuje, że pierwszą rzeczą jaką zobaczył wynoszony w ramionach matki z porodówki był ceglany mur. Tę ścianę przez całe życie w swojej twórczości próbuje rozbić, przekroczyć. W większości jego prac można odnaleźć piętno porażek, niezrealizowanie, rozczarowanie i brak, który rozpaczliwie próbuje zostać zapełniony.
Na rysunkach, w instalacjach, na wideo powraca scena okaleczenia krzesła. Krzesło jako ciało zostaje naruszone, rozbite, uszkodzone. Niepełne i posklejane dręczy wyobraźnię Lizène’a. W 1970 r. artysta decyduje się poddać nieodwracalnemu zabiegowi wazektomii – przecięciu i podwiązaniu nasieniowodów. Akcja wydaje się zbliżona do działań akcjonistów, ale bardziej ironiczna. 
Wewnętrzna rzeźba, Lizène stawia opór pędowi życia i rozmnażania. Sytuuje go na granicy pomiędzy byciem mężczyzną a kobietą, poza kulturą i naturą jednocześnie. Poza systemem narzuconych kodów przypisanych do danej płci. W opozycji do wymagań i oczekiwań skierowanych pod jej adresem.
W swojej najbardziej rozpoznawalnej akcji Jacques wycina otwór w tekturze. Wprowadza do niego swojego zwiotczałego penisa, którego animuje pociągając za przywiązany do niego sznureczek. Po obu stronach tej niewielkiej sceny wiszą czerwone kotary. Praca nosi tytuł „Sexe Marrionnet”. „Sex jest nudny i smutny, a ja próbuje się na siłę rozweselić” – powtarza w rozmowie Lizène. „Muszę się wygłupiać i błaznować, żeby nie wpaść w depresję” – dodaje.
Burleskowy wymiar towarzyszy wielu jego filmom, w których pojawiają się atrakcyjne kobiety, dwuznaczne aluzje i nastrój podejrzanego show o pornograficznej proweniencji.

„Kiedy byłem mały, ciotka powtarzała: >>Jak będziesz za długo patrzył w lustro zobaczysz małpę<<”.

Większość działań w obrębie jego sztuki wydaje się intuicyjna, naturalna, spontaniczna. Artysta domalowywał w grotach swoje nowe – malarstwo – prehistoryczne. Powracał tym gestem do początków historii sztuki. Próbował zacząć od nowa. Od punktu zero. Wchodził w rolę szamana – pośrednika między światami. Malarstwo naskalne przywoływane przez Lizène’a jest tęsknotą za mentalnością, gdzie człowiek mógł zostać nawiedzony przez bóstwo czy zwierzę, skrzyżować się z nim, przekroczyć własną kondycję i status. Wyrasta z nostalgii za czasami, gdzie groza takiej wymiany była akceptowana i naturalna.

„Przybliżam twarz do lustra, tak że aż go dotykam. Oczy, nos i usta znikają: nie ma już nic ludzkiego. Brązowe rowki z każdej strony nabrzmiałych gorączką warg, zapadliny, kretowiska. Jedwabisty biały puch pokrywa wielkie zbocza policzków, dwa włosy wychodzą z nozdrzy: to plastyczna mapa geologiczna. Ale mimo wszystko, ten księżycowy krajobraz jest mi bliski” 4.

Przenikanie się to czynność, na której często bazuje Lizène. Stoi ona za tysiącami wersji rzeźby genetycznej. Bez względu na to czy są to serie fotografii, rzeźby czy kolaże powstają zawsze przez uzupełnienie twarzy jednej osoby fragmentem twarzy kogoś innego. Artysta podejmuje w ten sposób próbę skonstruowania atlasu człowieczeństwa. Na jego obsesyjne kolekcjonowanie hybrydycznych i drapieżnych wizerunków, rodem ze średniowiecznego bestiariusza, niewątpliwie ma wpływ znaleziona podczas studiów na akademii, egzotyczna kolekcja rzeźby. Do kopii starożytnych rzeźb Lizène dodaje kawałki topornych rzeźb afrykańskich. Tworzy w ten sposób nową całość, gdzie gość jest jednocześnie oczekiwanym przyjacielem, darczyńcą, jak i wrogiem, pasożytem, intruzem. Granice cięcia, w którym wizerunki zapożyczone z różnych porządków, kultur i czasów są sitem, przenikalną ścianką, która łączy i gmatwa to, co wewnętrzne, z tym, co na zewnątrz, pozwalając temu, co zewnętrzne, wkroczyć do środka, a wnętrzu wyjść na zewnątrz. Lizène dzieląc je, jednocześnie tworzy między nimi zagadkową sferę pośrednią.

Artysta przygotowuje dla widza zmianę punktu widzenia, zaglądanie za dekoracje, opatrzone scenografie, na tle których rozgrywa się codzienność. Proponuje odwracanie porządku świata na lewą stronę. Jako clown udziela sobie prawa do obśmiewania tego, co ważne i poważne. Uprawia sztukę, która bombarduje odbiorcę pytaniami. Jest niewygodna, niejasna, trudno przyswajalna, oporna w odbiorze, zakamuflowana. Transgresyjne wyłączenie z codzienności i użyteczności wpisane w szamańskie tańce przy ognisku, które przywołuje w analizie swoich prac artysta, mają swój początek i cel. Służą podtrzymaniu porządku społeczności, jej integracji z rytmem wszechświata.

Działania Lizène’a są niepotrzebne. Właściwie mógłby ich zaniechać. Czy jednak ich lekkość i niewymuszony charakter nie są fascynujące jak leniwy piknik w cieniu rozłożystego drzewa? Jak taniec? Czy śmiech?

Śmiech jest wywrotowy. W „Imieniu róży” zostaje zakazany, niesie przewrotność, brak powagi, a co za tym idzie anarchię, brak władzy i niemożność panowania, jakiejkolwiek kontroli i przewidywalności, czyli niebezpieczeństwo dla systemu. Wiedzą o tym przywołani przez Umberto Eco, mnisi, którzy zabraniają czytania „Poetyki” Arystotelesa. Śmiech zabija strach, a bez strachu nie ma wiary. Jest za to wolność i chaos, w które odważnie zanurza się Lizène.

Podczas wielu akcji zaczesuje rzadkie, dłuższe włosy w charakterystyczny czubek na głowie, co upodobnia go do ryby albo plemnika. Stylizuje się na clowna, szamana. Jest źródłem, wertykalnym miejscem sacrum. Właściwie jego cyrkowe triki przed kamerą i zapętlone do granic możliwości wideo-instalacje ani nie są śmieszne, ani mu nie wychodzą. Nie prowadzą do niczego. Są jak urokliwe plucie w obiektyw kamery, które artysta również praktykował. Być może są jedynie poszukiwaniem rytmu świata i własnej w nim obecności.

„Trzecia godzina. Trzecia to zawsze za późno, albo za wcześnie na to, co chce się zrobić. Dziwna pora popołudnia”5.


Liège, maj 2011
Marta Lisok rozmawiała z Jacques’em Lizène’em, 
Nadją Vilenne i Jean-Michelem Botquinem

Termin wystawy: 23.09.2011 - 23.11.2011

od 7 lat
Wideo

Jak czytać kolory szlaków turystycznych?

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!

Polecane oferty

Materiały promocyjne partnera

Materiał oryginalny: Katowice: Wystawa Jacquesa Liz&amp;#232;ne'a REMAKES w Galerii BWA - Katowice Nasze Miasto

Wróć na katowice.naszemiasto.pl Nasze Miasto