Nasza Loteria NaM - pasek na kartach artykułów

Kasia Hubińska – 10 lat na wybiegu

Agata Maksymiuk
Projektuje, szyje, wykłada socjologię mody na uczelni wyższej, pracuje przy sesjach zdjęciowych oraz jako personal shopper, ale też prowadzi warsztaty oraz kursy kroju i szycia. Od momentu jej pierwszego pokazu w Szczecinie chyba nie ma osoby, która nie kojarzy tej burzy rudych włosów. Kasia Hubińska – pytanie czy 10 lat szybko jej minęło, to tylko formalność.

Tekst: Agata Maksymiuk / Foto: Miguel Gaudencio

Czyli co, szybko minęło?
- I tak i nie. Z jednej strony zdaję sobie sprawę, że mój pierwszy pokaz był dość dawno, jednak wszystkie rzeczy jakie się po nim wydarzyły, wzbudzają we mnie poczucie, jakby czas uciekł szybko. Z drugiej strony, z perspektywy miejsca zawodowego, w którym jestem i porównując się do innych, 10 lat minęło strasznie powoli. Czasami mam wrażenie, że stoję w miejscu, że powinnam być już znacznie dalej.

Ale tak naprawdę, to chyba już dużo wcześniej projektowałaś i szyłaś?
- Oczywiście! Od dziecka. Jak miałam 8 lat, mama nauczyła mnie robótek ręcznych. Sama dziergałam sobie czapki, szaliki , sweterki, bluzeczki. Szyć zaczęłam ciut później, dokładnie jak już dosięgałam do pedała maszyny do szycia (śmiech). Razem z mamą szyłyśmy dosłownie wszystko, nawet stroje kąpielowe, chyba tylko bielizny nie. Weź pod uwagę, że w tamtych czasach niczego nie było w sklepach albo trzeba było stać w kilometrowych kolejkach do Mody Polskiej, żeby zdobyć cokolwiek. Miałam to szczęście, że rodzina mamy mieszkała we Francji, więc wiadomo co mama przywoziła stamtąd: materiały, buty i fantastyczne, kolorowe ubrania! Dzięki temu zawsze wyglądałam inaczej niż moi rówieśnicy. Nie zapomnę jak się stroiłam na wojskowym obozie połączonym z pracą, na który wysłał mnie tato. Cudownie wkomponowałam się w warunki namiotów wojskowych i pola buraków cukrowych (śmiech).

Ale to chyba nie na obozie wojskowym nabrałaś fachu?
- Nie, nie. Rodzice pokierowali mnie do Technikum Odzieżowego i chociaż trochę się wstydziłam, że nie idę do liceum jak inne dzieciaki, to poszłam, bo chciałam się uczyć szyć, konstruować, rysować, poznawać techniki i materiały. Czułam, że to coś dla mnie. Uwielbiałam przedmioty zawodowe. W szkole wszystkie szyłyśmy sobie same ubrania. Panowała między nami swego rodzaju rywalizacja. Chwaliłyśmy się, która uszyła i z czego. Pamiętam jak z płaszcza prochowca uszyłam spodnie. Zrobiłam to dosłownie z kilkudziesięciu części, że też mi się chciało! Do tego należy wspomnieć, że nasze technikum współpracowało z ówczesną Daną i Odrą. Byłyśmy nawet modelkami na pokazach dla kontrahentów i oczywiście miałyśmy praktyki w tych zakładach.

Dawniej w sklepach był mały wybór. Dziś mamy wszystko, nawet za dużo. Jak Twoim zdaniem ten przesyt wpływa na odbiór mody przez ludzi? Stajemy się bardziej jednolici, a może właśnie szukamy tego czegoś?
- Paradoksalnie, mając tak ogromny wybór konfekcji w sklepach, ulica wygląda podobnie jak kiedyś, kiedy nie było nic. Myślę, że większość ludzi nie lubi się wyróżniać, że nie każdy ma w sobie odwagę i kreatywność, choć dookoła jest tyle inspiracji - magazyny modowe, portale społecznościowe, blogi. Z moich doświadczeń wynika też, że ludzie uwielbiają kopiować innych. Zobaczą kogoś znanego lub po prostu czyjeś zdjęcie w Internecie i chcą tak wyglądać, mieć dokładnie takie ubranie. Nie do końca to rozumiem. Przecież można korzystać z podpowiedzi, jakie zostawia nam otoczenie i stworzyć coś własnego, szczególnie gdy przychodzi się do projektanta, stylisty czy krawca. Tak więc, odpowiadając na twoje pytanie... niby dziś szukamy czegoś wyjątkowego, ale chcemy wyglądać i mieć to, co inni. Niezrozumiałe prawda?

A jak to jest z inspiracjami, kiedy jest się projektantką? Z jednej strony unika się bieżącej mody i nowinek, by nie kopiować. Z drugiej - trzeba być na bieżąco, do tego warto znać historię mody.
- Wszystko zależy od celu projektowania. Czy będzie to kreacja na zadany temat, czy może cała kolekcja, która musi mieć wspólny haczyk. Jeśli jest to pojedynczy projekt, na zlecenie klienta, należy odpowiedzieć sobie na pytania: po co? dla kogo? jakie funkcje ma spełniać? jaką osobowość wyrażać? jaki typ sylwetki prezentować? I kiedy znajdzie się wszystkie odpowiedzi, kiedy odkryje się to „coś”, w wyobraźni powstaje pierwsza wizualizacja. Im więcej wiesz, masz większą orientację w modzie, tym więcej znajdziesz inspiracji i tym oryginalniejszy projekt powstanie.

Dziś hasło „projektant” brzmi dość patetycznie, jednak można być projektantem i zupełnie nie zajmować się szyciem. Myślisz, że funkcja projektantki i umiejętności krawcowej powinny być nierozerwalną parą?
- Na pewno umiejętność szycia i świadomość istnienia technik oraz konstrukcji daje projektantowi więcej możliwości i szersze spojrzenie na projekt. Dla przykładu - jeśli gotujesz i z przypraw znasz tylko pieprz, sól i rozmaryn, to jak bogate smakowo potrawy ugotujesz? Rozumiesz o co mi chodzi? Właśnie dlatego, gdy otrzymałam propozycję współpracy z Akademią Sztuki w Szczecinie, przy tworzeniu specjalności Projektowanie Odzieży i Laboratorium Fashion Design przy Centrum Przemysłów Kreatywnych, to miałam konkretny plan na to, co powinno pojawić się na zajęciach. Słyszałam, że w Polsce wielu absolwentów projektowania ubioru nie potrafi szyć albo robi to bardzo słabo. Stworzenie Laboratorium w Akademii Sztuki było w moim przekonaniu absolutnie niezbędne, tak samo jak trzy przedmioty nauczania: materiałoznawstwo, technologia i warsztaty. Myślę, że nasza uczelnia ma w tym względzie dużą przewagę nad innymi w Polsce i z roku na rok będzie miała coraz wyższe notowania. Więc tak, dla mnie projektant powinien potrafić szyć. Z kolei jeśli krawiec potrafi też projektować, to ewidentnie ma prawdziwy talent.

Kiedy ktoś rzuca hasła „moda" czy „wybieg", wiele osób myślami ucieka w stronę pokazów haute couture, ale w Polsce raczej na palcach jednej ręki można policzyć projektantów, którzy aspirują do szycia w tym duchu. A jak jest z Twoimi projektami, chciałabyś tworzyć w tym zamyśle? Czy może nie jest Ci to potrzebne?
- Oj tak! Bardzo. Najbardziej uskrzydla mnie właśnie taka praca, kiedy rzecz jest zrobiona ręcznie od początku do końca, kiedy trzeba ją dopieścić i poświęcić jej całe mnóstwo czasu. I do tego ta świadomość, że jest to jedyna taka rzecz na świecie i właściwie nie do powtórzenia, że to dzieło sztuki. W przyszłości chciałabym mieć komfort realizowania takich prac, bez potrzeby skupiania się na tak przyziemnych aspektach, jak finanse. Powiem ci, że kiedyś już zrobiłam tak unikatową kolekcję, jednak szybko musiałam zejść na ziemię. Nie każdy rozumie cenę takiej pracy. Na sukni nie jest napisane, że była robiona miesiąc po osiem godzin dziennie przez jedną parę rąk. Ale mam marzenia i cel, a marzenia się przecież spełniają.

W którym momencie procesu projektowania wiesz, że to co robisz, to właśnie „to"?
- Hmm trudne pytanie... Czasami czuję to już na samym początku. Innym razem na samym końcu pracy stwierdzam, że jednak to nie to, że nie czuję tego, nie widzę.

Czyli zdarza ci się, że czasem coś nie wyjdzie? Co wtedy robisz?
- (śmiech) Jeśli projekt da się uratować, to go ratuję. Jeśli nie, to z impetem „wyrzucam go do kosza”, czyli magazynuje. Wyobraź sobie, że takie projekty często wracają na warsztat lub też wracają, bo nagle okazuje się, że właśnie przyszedł ich czas. No ale to zdecydowanie rzadkie przypadki.

Nie czujesz presji ze strony młodych? Coraz głośniej mówi się o projektach Walerii Tokarzewskiej Karaszewicz, Piotra Popiołka czy Agnieszki Rogozińskiej.
- Nie. I prawdę mówiąc nie zastanawiam się nad tym, nie mam na to czasu. Może to nieładne z mojej strony, ale praca i rodzina pochłaniają mnie bez reszty, choć ta druga (nad czym ubolewam) cierpi ostatnio na mój niedobór. Od kilku miesięcy pracowałam nad kolekcją Stinger na pokaz, który odbył się pod koniec maja w Polmotorze. Do tego cały czasy dochodzi praca dla indywidualnych klientek, bo przecież trzeba płacić rachunki i mieć na waciki (śmiech). Ponadto prowadzę rubrykę modową w lifestylowm magazynie, pracuję przy sesjach zdjęciowych, oraz jako personal shopper, prowadzę warsztaty oraz kursy kroju i szycia. A jakby tego było mało, to w weekendy wykładam socjologię mody na WSH TWP. Kontakt z fantastycznymi ludźmi, których tam spotykam, daje mi całą masę satysfakcji i przyjemności. I wiesz co, przyznam ci się, że zawsze broniłam się przed byciem nauczycielką, a okazuje się, że to bardzo rozwijające, kto by pomyślał... (śmiech).

No dobrze, ale skoro świętujemy twój jubileusz, to powiedz mi, czego byś sobie życzyła na kolejne lata pracy?
- Szczerze? Sukcesu. Docenienia. Wyrozumiałości. Świadomości społeczeństwa (tak jak już mówiłam), że jak się tworzy jedną, indywidualną, niepowtarzalną rzecz i potrzeba na to sporo czasu, to to kosztuje i nie może kosztować tyle co w sklepie sieciowym, bo tam rzeczy są wyprodukowane w dziesiątkach tysięcy sztuk i rozdystrybuowane na cały świat. Zrozumienia, że tą rzecz zrobiła jedna para rąk dla jednej jedynej osoby na całym świecie. A kiedy to się spełni, to jeszcze życzyłabym sobie spokoju, komfortu pracy, pomysłów, klientek, może też klientów i szczerych, bezinteresownych ludzi w moim otoczeniu. No i jeszcze wiary, wiary , wiary i siły, siły, siły!

emisja bez ograniczeń wiekowych
Wideo

Wielki Piątek u Ewangelików. Opowiada bp Marcin Hintz

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!

Polecane oferty

Materiały promocyjne partnera
Wróć na szczecin.naszemiasto.pl Nasze Miasto