Nasza Loteria NaM - pasek na kartach artykułów

Ile zarabiają pielęgniarki i lekarze? Raport dziennika

Barbara Biała, wsp. Aldona Minorczyk-Cichy
Jeszcze zanim raport o zarobkach lekarzy trafił na biurko premiera Donalda Tuska, dziennikarze naszej gazety w całym kraju sprawdzili ich dochody - począwszy od specjalistów najmłodszych stażem po najbardziej ...

Jeszcze zanim raport o zarobkach lekarzy trafił na biurko premiera Donalda Tuska, dziennikarze naszej gazety w całym kraju sprawdzili ich dochody - począwszy od specjalistów najmłodszych stażem po najbardziej doświadczonych i zajmujących wysokie stanowiska. Zapytaliśmy o ich zarobki lekarzy z małych i większych przychodni, specjalistów ze szpitali i klinik, ordynatorów i rezydentów, a także pielęgniarki - u progu kariery i z dużym stażem.

Wyniki naszego raportu są zaskakujące. Rozbieżności między zarobkami lekarzy są gigantyczne i zależą nie tylko od specjalizacji czy stażu pracy, ale także od miejsca zamieszkania. Na tym samym stanowisku różnice w płacach sięgają nawet 4o procent.

Dysproporcje są również w przypadku rezydentów. Tylko nielicznym udało się wywalczyć podwyżki do poziomu zbliżonego do średniej krajowej (ok. 2,5 tys. zł brutto). Reszta dostaje na rękę ledwie 1,2 tys. zł. To za mało, by utrzymać rodzinę, biorą więc dodatkowe, mordercze, 16-godzinne dyżury. Cierpią na tym i oni , i pacjenci. Przemęczeni pracą ponad miarę lekarze często nie są w stanie zapewnić pacjentom takiej opieki, jakiej by oczekiwali. To przeważnie ci lekarze - a jest ich zdecydowana większość - domagają się poprawy płac. Nieliczni, ordynatorzy, specjaliści z dużym stażem i posiadający praktykę prywatną zarabiają miesięcznie nawet po kilkanaście tys. zł i nie są tak zmotywowani do protestów.

A w szpitalach w całej Polsce wciąż wrze. Od środy nie będą przyjmować w przychodniach lekarze zrzeszeni w Porozumieniu Zielonogórskim. Będzie to oznaczać problemy z dostaniem się do lekarza dla 70 proc. pacjentów w Polsce.

Ewa Kopacz chce łatać dziury, jakimi uciekają pieniądze, lekarze wolą podwyższać nam składkę zdrowotną.

- Nie ma zgody na dolewanie pieniędzy do nieszczelnego systemu. Najpierw trzeba go naprawić - przekonywała w weekend minister zdrowia Ewa Kopacz na nadzwyczajnym zjeździe lekarzy. W ten sposób odniosła się do postulatów podniesienia składki na ubezpieczenie zdrowotne i zwiększenia nakładów na leczenie Polaków z budżetu państwa.

O jakie nieszczelności chodzi? Zdaniem ekspertów lista dziur, przez które wypływają nasze pieniądze wpompowywane do służby zdrowia, jest niemała. Większość wiąże się ze sposobem zarządzania szpitalami. Według wiceministra zdrowia Andrzeja Włodarczyka już sam fakt braku ujednoliconych sposobów wyceny świadczeń pozostawia wiele do życzenia.

- Każdy szpital liczy koszty po swojemu i trudno cokolwiek skontrolować i porównać - tłumaczy wiceminister. - Dzisiaj mamy sytuację, że na przykład torakotomia [otwarcie klatki piersiowej - red.] w jednym kosztuje 2 tys. zł, a w innym 8 tys. zł. Pytanie: do kogo mam wysłać prokuratora? Bo albo niegospodarny jest jeden dyrektor szpitala, albo kradnie drugi - podsumowuje.

Gdyby ujednolicić system wyceny, zarówno dyrektor, jak i NFZ wiedzieliby, ile co kosztuje i nie byłoby sytuacji, kiedy jedna placówka traktowana jest gorzej od drugiej, a pieniądze przeznaczane na leczenie byłyby bardziej adekwatne do rzeczywistych potrzeb. Niewykluczone, że część wycen jest dziś, wbrew temu, co mówią lekarze, zawyżona i można by tu poszukać sporych oszczędności.

Innym miejscem, gdzie według wiceministra można by znaleźć pieniądze, jest stosowana powszechnie praktyka przerzucania kosztów. Chodzi o sytuację, kiedy medycy podstawowej opieki zdrowotnej, mimo że w środkach przekazywanych przez NFZ mają opłacone badania dla pacjentów, posyłają chorych na badania do szpitali. W ten sposób NFZ dwa razy płaci za to samo.

Kolejne dziury pokazuje Michał Kamiński, ekspert do spraw zdrowia Konfederacji Pracodawców Polskich. - Problemy są w sposobie zarządzania i organizacji formalnoprawnej szpitali, oraz w geografii zakupów medycznych - diagnozuje problem polskiej służby zdrowia ekspert.

O co chodzi? Dziś dyrektor, który wpędził placówkę w długi, nie ponosi za to jakiejkolwiek odpowiedzialności, a jego wybór na stanowisko często jest efektem lokalnych układów politycznych, przez co staje się on narzędziem w rękach polityków. - Jest uzależniony od nich, zarówno jeśli chodzi o decyzje personalne, jak i gospodarowanie mieniem - tłumaczy dr Michał Kamiński. Podejmuje więc nieracjonalne decyzje, które z dobrą praktyką menedżerską nie mają nic wspólnego. Wynika to z niesprawnej formy organizacyjno-prawnej, w oparciu o którą obecnie działają szpitale.

Rozwiązaniem mogą być nowelizacja ustawy o ZOZ-ach i ustawa o ubezpieczeniach dodatkowych, przygotowane przez minister Ewę Kopacz. Ta pierwsza pozwoli przekształcać szpitale w spółki prawa handlowego, co zwiększy odpowiedzialność dyrektorów za kondycję kierowanych przez nich placówek i umożliwi efektywne gospodarowanie mieniem. A jeśli do tego dojdą dodatkowe ubezpieczenia zdrowotne, to pojawi się konkurencja na rynku i pacjenci będą wybierać lepszych lekarzy i lepsze kliniki.

Lekarze sceptycznie podchodzą jednak do pomysłu minister zdrowia uszczelnienia systemu jako lekarstwa na bolączki służby zdrowia. Ich zdaniem źródłem kłopotów są przede wszystkim rażąco niskie stawki, jakie narzuca NFZ za usługi medyczne. Upierają się przy tym, że jedynym rozwiązaniem obecnej sytuacji jest zwiększenie nakładów z budżetu państwa na leczenie oraz stopniowe podwyższanie płaconej przez nas składki zdrowotnej z 9 proc. do nawet 13 proc.


Ofiarą sporu padnie 27 milionów Polaków

Od najbliższej środy lekarze podstawowej opieki zdrowotnej zrzeszeni w Porozumieniu Zielonogórskim nie będą przyjmować chorych w przychodniach. Oznacza to problem dla ponad 70 proc. mieszkańców Polski (27 mln), bo tylu pacjentów obsługuje 14 tys. lekarzy skupionych w Porozumieniu.

Medycy do tej pory nie podpisali kontraktów na 2008 rok. Zamykając przychodnie, chcą zaprotestować przeciwko rozbudowanej sprawozdawczości, jakiej wymaga od nich Narodowy Fundusz Zdrowia. Jak twierdzą, zgodnie z nowym zarządzeniem prezesa NFZ każda czynność (badanie, zastrzyk wykonany przez pielęgniarkę) musi być teraz szczegółowo opisana. Tymczasem brakuje ludzi do spełnienia tych zaleceń.

Drugim problemem jest "przymuszanie" - jak twierdzą lekarze pierwszego kontaktu - do zakupu nowych systemów informatycznych, niezbędnych do rozliczania się z Funduszem. Dlatego Porozumienie nie chce zakontraktować świadczeń do końca 2008 roku, tylko do kwietnia, żeby dać czas na wypracowanie nowych rozwiązań zarówno w kwestii dokumentacji, jak i problemów z oprogramowaniem.

Zdaniem wiceministra zdrowia Marka Twardowskiego, byłego lidera Porozumienia, problem uda się rozwiązać. Na początku tego tygodnia ma dojść do spotkania przedstawicieli NFZ z lekarzami z Porozumienia Zielonogórskiego.

To nie pierwszy raz, kiedy lekarze podstawowej opieki zdrowotnej stawiają pacjentów pod ścianą. Już dwa lata temu nie chcieli podpisać umów i grozili, że nie otworzą gabinetów w nowym roku. Ale do zmasowanego protestu w końcu wtedy nie doszło.


Jesteśmy skazani na wegetację...

Rozmowa z Dorotą Mazurek, lekarzem rezydentem ze szpitala psychiatrycznego w Warszawie:

Ile Pani zarabia?
Po podwyżkach, jakie udało nam się wywalczyć w szpitalu, dostaję miesięcznie 2,8 tys. zł brutto. Czyli na rękę 2 tys. zł. Pracuję jako młodszy asystent, ale zdarza mi się za zgodą ordynatora prowadzić oddział. Jestem w gronie około 200 lekarzy rezydentów w Polsce z zarobkami na poziomie średniej krajowej, na 7,5 tys. kolegów, którzy za swoją pracę dostają 1757 zł brutto (ok. 1200 zł netto). Za takie pieniądze naprawdę niełatwo się utrzymać.

Bierze Pani dodatkowe dyżury?
Ze względu na sytuację osobistą nie. Ale wielu moich kolegów nie ma wyjścia. Biorą nawet po siedem dodatkowych 16-godzinnych dyżurów miesięcznie, dzięki czemu mogą dorobić od 1 do 1,5 tys. zł. Pracują również w pogotowiu, przyjmują w przychodniach. Moi znajomi są lekarzami. Mają po 32 lata i dwoje dzieci i razem zarabiają 2,4 tys. zł. A czasami trzeba kupić dziecku buty czy ubranie. Tylko z czego?

Minister zdrowia zapowiada, że stawia na młodych.
Brakuje 30 tys. specjalistów, a średnia wieku lekarzy to 49 lat. Kiedy w Sejmie była dyskusja o zarobkach minimalnych lekarzy rezydentów, to PO zdecydowała, że będziemy dostawać tylko 70 proc. średniej krajowej.

24 tys. zł - profesor zatrudniony w klinice i dwóch prywatnych ZOZ-ach
2,1 tys. zł - dostaje za miesiąc pracy lekarz rezydent w Mysłowicach
14 mld zł - potrzeba, aby zaspokoić roszczenia płacowe lekarzy
13 proc. - podniesienia składki zdrowotnej do takiej wysokości chcą lekarze

od 12 lat
Wideo

Wybory samorządowe 2024 - II tura

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!

Polecane oferty

Materiały promocyjne partnera
Wróć na wisla.naszemiasto.pl Nasze Miasto