- W ten sposób nie wykorzystujemy mnóstwa terenów. Część z nich może ponadto zagrażać zdrowiu ludzi. Nawet zresztą pozornie bezpieczne hałdy wskutek erozji czy dzikiej eksploatacji mogą ponownie stać się źródłem emisji niebezpiecznych substancji - mówi dr Marek Korcz z Instytutu Ekologii Terenów Uprzemysłowionych.
W ramach unijnego programu "Infrastruktura i Środowisko" na działania, związane z rekultywacją terenów zdegradowanych na cele przyrodnicze i krajobrazowe było do wzięcia 200 milionów euro. Jedna piąta tej kwoty już została rozdysponowana, resztę trzeba wydać i rozliczyć do roku 2015. Nie ma sztywnego podziału tej puli między województwa. Obowiązuje zasada: kto pierwszy, ten lepszy. O dotacje ubiegać mogą się samorządy oraz przedsiębiorstwa państwowe. Warunkiem jest, by nie były one sprawcami zniszczeń, które chcą usunąć i by wartość projektu nie była niższa od 20 mln złotych. W razie przyznania dotacji pokrywa ona 85 procent kosztów inwestycji, resztę wnioskujący musi wyłożyć z własnej kieszeni.
Na razie dzielące tymi środkami Ministerstwo Ochrony Środowiska przeprowadziło cztery konkursy (jeszcze w tym roku odbędzie się kolejny). Z województwa śląskiego nie napłynął na żaden z nich ani jeden wniosek. Tymczasem wedle pochodzących z 2006 r. (i prawie na pewno zaniżonych) danych łączna powierzchnia poprzemysłowych gruntów w naszym regionie przekracza 11 tysięcy hektarów. Ile z tych gruntów zostało od tego czasu zrekultywowanych? Urząd Marszałkowski dopiero aktualizuje te informacje. Gabriela Lenartowicz, prezes Wojewódzkiego Funduszu Ochrony Środowiska i Gospodarki Wodnej w Katowicach nie ma jednak wątpliwości, że rekultywacji nie było na tyle dużo, aby nie było z czym występować o unijne dofinansowanie.
- Wciąż mamy najwięcej terenów poprzemysłowych w Polsce, a prace ziemne są drogie! Jeśli żaden samorząd się nie ruszy i pieniądze przejdą nam koło nosa, to będzie wstyd dla całego regionu! - przestrzega. Dlaczego samorządy nie chcą za stosunkowo niewielkie pieniądze pozbyć się hałd? Być może wyjaśnieniem tej zagadki jest brak prawa własności do tych terenów (według szacunków Urzędu Marszałkowskiego niespełna 8 procent poprzemysłowych gruntów należy do samorządów). Tak właśnie jest w Chorzowie. Straszący w centrum miasta zdegradowany teren po byłej stalowni huty "Kościuszko" otrzymał od skarbu państwa (właściciela nieruchomości) w użytkowanie wieczyste City Bank Handlowy. Również żaden z pozostałych, pohutniczych gruntów nie należy do gminy. Od lat pojawiają się coraz to nowe pomysły ich zagospodarowania. W ubiegłym roku podpisano w tej sprawie list intencyjny z firmą Trigranit. Na działce miało stanąć centrum handlowe, hotele i biurowce.
- Kiedy jednak prywatny inwestor podliczył koszty oczyszczenia terenu, to zrezygnował z inwestycji - przyznaje Aleksandra Siembiga z chorzowskiego Urzędu Miasta.
Sytuacja jest zatem patowa - pieniędzy na rekultywację nie mogą dostać ani ich prywatni właściciele, ani gminy na terenie których te działki się znajdują. Dlatego też wiceminister rozwoju regionalnego, Adam Zdziebło, zapowiada zmiany w przepisach.
- Trzeba jakoś pomóc samorządom. Albo zmienimy na przyszłość warunki konkursów, albo będziemy występować o jakieś szersze zmiany legislacyjne - mówi wiceminister Zdziebło.
Strefa Biznesu: Uwaga na chińskie platformy zakupowe
Dołącz do nas na Facebooku!
Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!
Kontakt z redakcją
Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?