Nasza Loteria NaM - pasek na kartach artykułów

Ginekolog, tanio!

Paweł Włodarek
Aborcyjni pośrednicy kazali czekać naszej reporterce na katowickim dworcu PKP.  Trzyma w ręku zwiniętą w rulon gazetę - znak rozpoznawczy... Fot. Jan Kłos
Aborcyjni pośrednicy kazali czekać naszej reporterce na katowickim dworcu PKP. Trzyma w ręku zwiniętą w rulon gazetę - znak rozpoznawczy... Fot. Jan Kłos
W oczekiwaniu na swój proces szajka aborcyjna nadal działa! Sprawdziliśmy to na własnej skórze. - Medycyna poszła do przodu, minęły czasy niebezpiecznych skrobanek - krzyczał na naszą reporterkę aborcyjny pośrednik.

W oczekiwaniu na swój proces szajka aborcyjna nadal działa! Sprawdziliśmy to na własnej skórze. - Medycyna poszła do przodu, minęły czasy niebezpiecznych skrobanek - krzyczał
na naszą reporterkę aborcyjny pośrednik.

Lada dzień rusza proces przeciwko grupie dokonującej aborcje na wielką skalę. Nasi reporterzy ustalili, że ludzie, którzy zasiądą na ławie oskarżonych nadal działają. Mało tego, nawet nie zmienili metod procederu! Dwoje naszych dziennikarzy wcieliło się w role męża i żony i umówiło się na zabieg.

- Dzień dobry, ja w sprawie żony, chodzi o zabieg.... - dzwonimy pod jeden z numerów anonsu "Ginekolog, tanio", zamieszczonego w gazecie. - Nie ma problemu. 1200 złotych. Pani po dwóch godzinach wyjdzie o własnych siłach. To co, zapisać? - rozmowa jest bardzo konkretna. - Aha i który to tydzień, bo jak powyżej 12., to będzie trudno. No i wzrosną koszty.

Umawiamy się następnego dnia na katowickim dworcu PKP. Pośrednik ustala, że znakiem rozpoznawczym będzie zwinięta w rulon gazeta, trzymana przez kobietę. - Żona ma nic nie jeść ani nie pić tego dnia. Dla pewności proszę zabrać kilka podpasek - podaje ostatnie instrukcje.

Pośrednik bez trudu znajduje nas na dworcu. Jest zdenerwowany, rozgląda się na boki. Ma chyba ze cztery telefony komórkowe. Tłumaczy, że miał już nieprzyjemności z policją. Dwa lata temu robiła obławy na gabinety, które obsługiwał. Dlatego chce zabrać tylko kobietę. - Żadnych osób towarzyszących! - czego się pan boi, za dwie godziny przywiozę żonę!

Po dłuższych negocjacjach zgadza się zabrać oboje. Podjeżdżamy jego samochodem na jedno z katowickich blokowisk. Po kilkunastu minutach i niezliczonej liczbie telefonów (każdy z innego aparatu), pośrednik wszystko ustala. - Przepraszam, musiałem wezwać lekarza z dyżuru.
Kiedy żona jest już w środku, mężczyzna opowiada: - My to robimy od lat, mamy doświadczenie. Niestety, policja nam depcze po piętach. Przesłuchała chyba ze 300 pacjentek. Jedna taka miała nierówno pod sufitem i potem oskarżała nas, że zrobiliśmy aborcje bez jej zgody. Dlatego zmieniamy często mieszkania - tłumaczy.

Ci sami!

Sprawdziliśmy. Pośrednik, który nas wiózł, jest jednym z oskarżonych w procesie, który ma ruszyć przed katowickim Sądem Okręgowym. Prokuratura przedstawiła zarzuty kilkunastu osobom. Ma dowody, że trzech ginekologów dokonało co najmniej 180 aborcji. Na ławie oskarżonych zasiądzie też dwoje anestezjologów; jeden z nich też wykonał ok. 50 aborcji w tym usunął 24-tygodniową ciążę.

Oskarżono również kilku pośredników. Wśród nich jest córka oskarżonego ginekologa, która dla potrzeb procederu użyczała zaplecza apteki i pokoiku w swoim domu. Grupa była świetnie zorganizowana. Pośrednicy dawali ogłoszenia w regionalnych gazetach, sygnowane "ginekolog, zabiegi". Potem, najczęściej w publicznym miejscu, umawiali się z kobietami. - Czasem był to dworzec kolejowy, czasem hipermarket - mówi osoba związana ze śledztwem. - Jako znak rozpoznawczy kobieta miała np. trzymać reklamówkę, czytać gazetę, jak w filmie szpiegowskim. Potem zawozili pacjentki do gabinetu. To pośrednicy zajmowali się całą logistyką. Decydowali, która kobieta trafi do konkretnego lekarza, organizowali terminy i miejsca zabiegów.

Zaczęło się od Danusi

Policja na trop szajki wpadła przypadkiem. Do Komendy Miejskiej w Katowicach wpłynęło zawiadomienie o podejrzeniu aborcji. Młoda dziewczyna trafiła do szpitala z powikłaniami po usunięciu ciąży. Ku zdumieniu lekarzy powiedziała, że aborcji dokonano wbrew jej woli. Okazało się, że do przerwania ciąży zmusiła ją matka. Użyła podstępu - powiedziała, że jadą do lekarza na badania.

Zanim Danusia zdążyła się zorientować, było po wszystkim. Jak ustalili policjanci, zabiegu dokonano w aptece w Dąbrowie Górniczej. Kiedy po jakimś czasie wkroczyli tam funkcjonariusze, zastali ginekologa, anestezjologa i pacjentkę z mężem. Nie było wątpliwości, że za chwilę lekarz miał dokonać aborcji.

Pikanterii całej sprawie dodaje fakt, że zabiegów dokonywali nie tylko ginekolodzy, ale również anestezjolog. Prokuratura ma dowody, że dr Marek M. dokonał ponad 50 nielegalnych zabiegów. Najpoważniejszy zarzut dotyczy usunięcia 24-tygodniowej ciąży, co w myśl prawa stanowi zagrożenie dla życia. Tylko za to grozi mu do ośmiu lat więzienia.

Proces miał zacząć się w zeszłym tygodniu. Jeden z ginekologów przysłał jednak zwolnienie lekarskie. Teraz sąd wystąpi o opinię biegłego, czy stan zdrowia lekarza, rzeczywiście nie pozwala mu na udział w rozprawach.

W cztery oczy

14.00 Pośrednik chce porozmawiać ze mną w cztery oczy. Pyta, czy jestem pewna, czy nikt mnie do tego nie zmusza? Potem już jedziemy. Następuje szybki instruktaż - kompletne znieczulenie, czas zabiegu to 10, 15 minut. Wszystko bezpiecznie, w przyszłości będę mogła mieć dzieci. Po zabiegu nie przemęczać się, nie palić, nie nadużywać alkoholu, przez miesiąc nie współżyć.

14.20 Pośrednik gada jak katarynka. Jak twierdzi, zdaje sobie sprawę, że to trudna decyzja, ale o wszystkim się przecież zapomina. Na pytanie "czy nic się nie stanie", odpowiada: "A co niby ma się stać?! Medycyna poszła do przodu, minęły czasy niebezpiecznych skrobanek" - krzyczy. Po chwili jednak dodaje, że zawsze mogę się wycofać i nie będzie sprawy.

14.40 Dojeżdżamy na miejsce. Pośrednik wkurza się po raz kolejny, kiedy mąż chce mnie odprowadzić do gabinetu. "Nie ma mowy. Albo się zdecydowaliście, albo będziecie urządzać szopki!"

14.45 Idę sama. W ręku gazeta zwinięta w rulonik - znak rozpoznawczy i gryps, mała karteczka, którą mam, przekazać. Pan Doktor czeka na mnie już przy windzie. Jedziemy na siódme piętro. Gabinet to kawalerka, właściwie nie umeblowana. Pustkę podkreślają zaciągnięte czerwone story, materac na podłodze i małe półki z jakimiś słoikami. Pan doktor zamyka drzwi na wszystkie spusty. Jesteśmy sami. Zaczynam się trochę bać.

14.50 W czerwonym półmroku dostrzegam w głębi pokoju wnękę do kolejnego pomieszczenia. Tam widzę fotel ginekologiczny "Szybko, szybko" - ponagla pan doktor. "Proszę się rozbierać".

14.55 Mówię, że chciałabym jeszcze porozmawiać. Lekarz pyta: "A niby o czym? " Mówię, że bardzo się boję i może jeszcze powinnam się nad tym zastanowić. Pan doktor nie ukrywa niezadowolenia. "Myślałem, że jest już pani zdecydowana. To na co ja tracę swój czas i pieniądze na paliwo! Jechałem tutaj aż z Bytomia".

15.00 Wycofuję się, ale lekarz nie otwiera. Kilka minut chodzi nerwowo po pokoju. Nie wiem, co zrobi. Po kilku minutach nerwowego spaceru po pokoju otwiera w końcu drzwi.

15.30 Pośrednik jest zdenerwowany, ale nie krzyczy. Odwozi nas na miejsce spotkania. "To jest pani decyzja. Musi pani sobie to jeszcze raz przemyśleć" - mówi. "Tylko proszę pamiętać dziesiąty tydzień to już ostatni dzwonek!"

PS. Numer telefonu podany w ogłoszeniu, numer telefonu komórkowego podany nam przez aborcyjnego pośrednika, numer rejestracyjny samochodu, którym nasi reporterzy jechali na "zabieg", oraz dokładny adres "gabinetu" do wiadomości redakcji. Ustalenie powyższych faktów było tak proste, że nie chce nam się wierzyć, iż policja i prokuratura mogłyby nie znać tych danych...

Tomasz Tadla, rzecznik Prokuratury Okręgowej w Katowicach:

Śledztwo w tej sprawie było bardzo czasochłonne. W sumie przesłuchaliśmy kilka tysięcy świadków, w tym wiele kobiet, które poddały się zabiegowi. W mieszkaniach i gabinetach zabezpieczyliśmy wiele dowodów: m.in. przedmioty, które kobiety oddawały w zastaw za zabieg. Ważnym dowodem są też billingi rozmów prowadzonych przez pośredników i lekarzy. Za nielegalne dokonywanie aborcji grozi do 3 lat więzienia. W tym przypadku, jeśli przestępstwo miało charakter ciągły i podejrzani uczynili sobie z niego stałe źródło dochodu, kara może być zwiększona o połowę.

emisja bez ograniczeń wiekowych
Wideo

Jak globalne ocieplenie zmienia wakacyjne trendy?

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!

Polecane oferty

Materiały promocyjne partnera
Wróć na katowice.naszemiasto.pl Nasze Miasto