Nasza Loteria NaM - pasek na kartach artykułów

Gdzie jest pilot?

Irena Bazan Zaborowicz
zdjęcia: Irena Bazan Zaborowicz
zdjęcia: Irena Bazan Zaborowicz
To był anonimowy telefon. Jakiś mężczyzna mówił o katastrofie małego samolotu we wsi Libidza pod Kłobuckiem. Mówił o ciężko rannym pasażerze. Zapytany o swoje nazwisko, natychmiast się rozłączył - opowiadają policjanci ...

To był anonimowy telefon. Jakiś mężczyzna mówił o katastrofie małego samolotu we wsi Libidza pod Kłobuckiem. Mówił o ciężko rannym pasażerze. Zapytany o swoje nazwisko, natychmiast się rozłączył - opowiadają policjanci z Kłobucka. Na miejscu policjanci i pogotowie znaleźli rozbitą awionetkę i martwego mężczyznę. Pilot zniknął...

Ofiarą wypadku, który wydarzył się w czwartek po południu okazał się 38-letni mieszkaniec Kamyka, Jan S. Osierocił dwoje dzieci. Od kilku dni widywano go razem z pilotem amatorem. Był zainteresowany jego maszyną i lotami. Feralnego dnia po raz pierwszy skorzystał z zaproszenia do lotu...

Tajemniczy telefon

- O wypadku dowiedzieliśmy się około godziny 15.30 - mówi komisarz Maciej Szyszka, oficer prasowy Komendy Powiatowej Policji w Kłobucku.
Telefonującym mógł być albo naoczny świadek tragedii, albo nawet sam pilot. Mężczyzna mówił, że pasażer maszyny jest w ciężkim stanie. Kiedy jednak na miejscu pojawiło się pogotowie i policja, pasażer już nie żył. Uszkodzona maszyna leżała do góry kołami w zbożu. Złamane przednie koło oraz trawa nakręcona na podwozie świadczą, że po upadku samolot koziołkował.

Kiedyś latał w aeroklubie

Do wczorajszego wieczora nie było wiadomo, co stało się z pilotem Robertem K. Wiadomo, że nie dotarł do domu w Częstochowie. Również jego znajomi nie wiedzieli, gdzie jest. Policjanci przypuszczają, że pilot uciekł w obawie przed konsekwencjami. Nie wykluczają jednak, że również on mógł odnieść obrażenia w czasie upadku samolotu i nadal jest w szoku. Kilkakrotnie przeczesano więc teren wokół miejsca, gdzie rozbiła się maszyna. W okolicy nikogo jednak nie odnaleziono.

Pilot Robert K. należał kiedyś do aeroklubu częstochowskiego, ale od kilku lat nie był już jego członkiem. Wraz z maszyną przeniósł się na rozległe pola pomiędzy Libidzą i Kamykiem.
40 złotych za lot

Maszynę, jak i samego pilota znało wielu okolicznych mieszkańców. Z ich relacji wynika, że mężczyzna kręcił się po okolicy od wiosny.

- Często latał tą maszyną - opowiada jeden z mieszkańców Libidzy. - Ona była charakterystyczna nie tylko ze względu na kolory. Jej motor słychać było już z daleka. Ten człowiek przebywał bardzo często w Kamyku, widziałem wiele razy jak gdzieś telefonował z miejscowej budki.

Jak twierdzą świadkowie, częstochowianin często był widywany pijany. Niektórzy z gapiów, którzy przyszli zobaczyć wypadek, twierdzili, że jeszcze dzień wcześniej pilot pił, i to ostro.
- Zabierał turystów tym swoim samolotem - mówi Jan Siebura, mieszkaniec Kamyka. - Podobno za dziesięciominutowy lot brał 40 złotych. Dziwię się ludziom, że chcieli z nim latać. Ja bym na takie coś nie wsiadł za żadne skarby. Strach. Przecież to wygląda tak, jakby się miało zaraz rozlecieć.

Mieli nawet
pas startowy

Okazuje się, że takich maszyn lata dużo w tej okolicy. Najwięcej w soboty i niedziele. Mieszkańcy Libidzy mówią, że jak jest pogoda, to w powietrzu krążą po trzy, cztery amatorskie konstrukcje. Pomiędzy Libidzą i Kamykiem powietrzni piraci zrobili sobie nawet pas startowy na łące. - Wielu z nich pochodzi z pobliskiego Kłobucka, sporo jest także z Częstochowy - mówią mieszkańcy. Zdaniem świadków, większość z nich lata na maszynach przypominających bardziej motolotnie niż samoloty.

- Wiele razy już się zdarzyło, że musieli awaryjnie lądować na polu - twierdzi Jan Siebura. - Dotąd jakoś to się udawało. Pierwszy raz zdarzyła się taka tragedia. Taka szkoda, przecież ten człowiek zostawił dwoje małych dzieci.

To nie pierwsza kraksa

Rozbitą maszynę oraz ślady wokół miejsca wypadku w czwartek zabezpieczyła policja. Przez całą noc z czwartku na piątek terenu pilnowali funkcjonariusze, bowiem dopiero w piątek przed południem na miejscu pojawili się specjaliści z warszawskiej komisji badań wypadków lotniczych. Jak ustalili wczoraj eksperci, rozbita maszyna, to ultralekki samolot wzorowany na amerykańskiej konstrukcji. Na razie nie wiadomo, dlaczego się rozbił.

To najtragiczniejszy wypadek na tym terenie, ale nie jedyny. Odnotowano już trzy podobne upadki latających maszyn. Tamte jednak dla amatorów lotów nie skończyły się tak tragicznie. Raz lecący motolotnią mężczyzna, spadając na pole złamał rękę.

od 7 lat
Wideo

META nie da ci zarobić bez pracy - nowe oszustwo

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!

Polecane oferty

Materiały promocyjne partnera
Wróć na katowice.naszemiasto.pl Nasze Miasto