Nasza Loteria NaM - pasek na kartach artykułów

Franciszkanin z Panewnik: Naszym ołtarzem jest łóżko chorego. Cytuje "Gladiatora", był pielęgniarzem, jest instrumentariuszem

Agata Pustułka
Agata Pustułka
Prof. Edward Wylęgała (z lewej) i brat Konrad

Zobacz kolejne zdjęcia. Przesuwaj zdjęcia w prawo - naciśnij strzałkę lub przycisk NASTĘPNE
Prof. Edward Wylęgała (z lewej) i brat Konrad Zobacz kolejne zdjęcia. Przesuwaj zdjęcia w prawo - naciśnij strzałkę lub przycisk NASTĘPNE Marzena Bugała
Katowice. Brat Konrad, zakonnik, franciszkanin z Panewnik, w życiu trzyma się motta, które zapadło mu w pamięci po obejrzeniu filmu „Gladiator”: Nasze czyny za życia brzmią echem w wieczności. Do serca wziął sobie też słowa znajomej siostry Marceliny Służebniczki, zajmującej się pacjentami: Naszym ołtarzem jest łóżko chorego. Każdego dnia brat Konrad spędza przy tym „ołtarzu” długie godziny. 

Przyjechał z Podlasia, i wciąż czasami tęskni za jego ciszą, ale stał się też pełnoprawnym Ślązakiem, choć początki w Zakonie i Katowicach łatwe nie były.

Od kucharki w jednym z pierwszych dni usłyszał: Synek ty weź tyn kibiel i wyciep go na hasiok.

Musiał prosić o tłumaczenie. Potem było już tylko lepiej. 

- Lubię Ślązaków za otwartość i szczerość do bólu. Nie ma owijania w bawełnę. To region ciężkiej pracy, która bardzo odbiła się na osobowości i religijności mieszkańców - ocenia.

 

Brat Konrad w niczym nie jest zwykłym zakonnikiem. Mimo habitu i pasującej do niego brody, od kilku lat jako instrumentariusz uczestniczy w operacjach światowej sławy okulisty prof. Edwarda Wylęgały. (Okręgowy Szpital Kolejowy i Zakon dzieli ulica).

Wcześniej był wolontariuszem w Centralnym Szpitalu Klinicznym w Katowicach na oddziale neurochirurgii, jednym z najcięższych, gdzie życie wciąż mija się ze śmiercią, cierpieniem, ale też nadzieją sukcesem jakim jest każdy uratowany pacjent. Dla współbraci założył kilkułóżkowy oddział - infirmerię, by tam mogli w spokoju i modlitwie dotrzeć do swojego kresu chorzy na demencję, Alzheimera, nowotwory, a także pod czujną opieką wyzdrowieć.  

Osobiste spotkanie z wiecznością
Opiekując się współbraćmi przeżył „spotkanie z wiecznością”, utwierdziło go w wyborze życiowej drogi. 

Jeden z braci postulatów miał od dwu miesięcy postępujące problemy z bólem biodra i chodzeniem. Po krótkiej diagnostyce lekarze ustalili, że przyczyną wszystkich dolegliwości był rozsiany proces nowotworowy. Z guza pobrano wycinki, a chorego odesłano do domu czyli klasztoru w Kobylinie. Bracia byli bezradni.

- Nie zastanawiając się wiele, poprosiłem o przesłanie dokumentacji medycznej i przywiezienie Piotra do Panewnik. Zostało mu co najwyżej kilka tygodni życia – wspomina brat Konrad.    

Spodziewał się załamanego człowieka, a chory przywitał go uśmiechem, wręcz ufnością, że uda mu się chorobę pokonać.  

- Wieczorem, kiedy już zostałem sam po raz pierwszy od niepamiętnych czasów rozpłakałem się jak dziecko – były to łzy bezsilności. Nie miałem żadnej koncepcji, jak pomóc temu młodemu człowiekowi. Pozostała modlitwa i cierpliwe towarzyszenie na krzyżowej drodze – opowiada brat Konrad. 

Trzy dni po swoim przybyciu do Panewnik Piotr świętował swoje 30. urodziny. Była Msza Święta w jego intencji i skromny urodzinowy tort. Jego największym marzeniem było zostać bratem mniejszym. Choroba nie pozwoliłaby mu ich odbyć w wyznaczonym terminie.

Cudem udało się uzyskać w Rzymie udzielenie dyspensy i zgody na rozpoczęcie nowicjatu dla Piotra. Otrzymał habit franciszkański i przyjął imię zakonne Tymon. Habit włożył trzy razy. Był świadomy odejścia. W chwili śmierci, poprosił by podtrzymać mu głowę, a prawą rękę unieść w górę.  

- Spojrzałem na jego twarz: szeroko otwarte oczy były utkwione gdzieś wysoko w górze. Chwilę później oddał ostatnie tchnienie… W swoim życiu towarzyszyłem wielu umierającym, ale po raz pierwszy wydarzenie to miało charakter niemalże mistyczny – opowiada brat Konrad i dodaje: - Przez krótki czas mogłem towarzyszyć człowiekowi, który w mojej opinii osiągnął świętość. Gdybym dzisiaj miał po raz kolejny podjąć decyzję o wstąpieniu do Zakonu to dzięki historii Piotra bez wahania wybrałbym ponownie tak samo.  I mam cichą nadzieję, że w godzinie mojej własnej śmierci Tymon będzie mi towarzyszył w tej drodze. 

Sam szuka tych, którym może pomóc
Codzienne spotkanie się z cierpieniem i coraz większymi możliwościami medycyny, która pozwala wyjść chorym z krańcowych opresji ukształtowało brata Konrada. Nigdy nie odmawia pomocy, sam szuka tych, którym może pomóc. 

Gdy pojawił się koronawirus i w Kolejowym powstały łóżka dla zakażonych wirusem natychmiast się zgłosił, by pomóc.

- Nie wyobrażałem sobie jaka to ciężka choroba. Trzeba ją znosić w samotności, bo personelu mało, a ten który jest pracuje w ekstremalnych warunkach, w wielkim zmęczeniu - opowiada.  

Też się zaraził, trzy dni leżał potwornie osłabiony, ale ma już za sobą poważny zawał i kilka zdrowotnych zakrętów.

– Zawał miałem rok temu właściwie sam go u siebie zdiagnozowałem. Poprosiłem jednego z braci o podwiezienie do szpitala – wspomina. 

Ciągle bierze sobie jednak na plecy nowe zadania. Tak jakby pokutę paru osób chciał odbyć na ziemi. 

- Nie traktuję tego jak pokuty. To sens mojego życia - wyjaśnia.

W sumie jego losy dość nieoczekiwanie związały się z medycyną, bo w dzieciństwie panicznie bał się lekarzy, zastrzyków i krwi. Bał się związanymi z nimi cierpienia. Jednak zawsze chciał być zakonnikiem, ale nie widział się w roli tylko osoby rozmodlonej. Jako młody chłopak, jeszcze w małej podlaskiej wiosce, nosił cegły na budowę Kościoła.

Kiedyś przyśnił mu się św. Maksymilian z wyciągniętą do niego ręką. Odebrał to jak znak, choć już wcześniej, myśląc o przyszłości, chciał wstąpić do Franciszkanów. Reguła Zakonu, jego zasady, wszystko mu odpowiadało. W domu zostawił mamę, trzy siostry i ruszył w świat. Droga poprowadziła go do Panewnik.  

Najpierw skończył liceum (ze Skłodowskiej-Curie przeniósł się do Ligonia), następnie skończył Pomaturalne Studium Medyczne. Potem były studia teologiczne. Temat pracy magisterskiej " Troska o braci chorych w świetle reguły św. Franciszka, nie była dopełnieniem medycznej edukacji. Brat Konrad żartuje, że jest wiecznym studentem. 

- W maju 2019 zdałem egzamin specjalizacyjny z pielęgniarstwa operacyjnego, natomiast od października tego roku studiuję w Wyższej Szkole Medycznej w Sosnowcu – pielęgniarstwo pomostowe - wyjaśnia. 

Prawie jak w filmie
Z prawdziwym życiem i medycyną zetknął się, gdy powierzono mu opiekę nad chorującym na Alzheimera jednym z braci.  To był skok na głęboką wodę. Pewnego dnia ojciec Stefan, jego podopieczny, zakrztusił się kawałkiem bułki.

- Od mojej reakcji zależało, czy przeżyje. Nagle przypomniałem sobie scenę z filmu Pani Doubtfire, w którym Robin Williams, bezrobotny i rozwiedziony aktor, by być bliżej dzieci, przebiera się kobietę i zatrudnia jako ich niania. W jednej ze scen ratuje krztuszącego się człowieka. - Postąpiłem jak w filmie - uśmiecha się brat Konrad.  

Do Centralnego Szpitala Klinicznego w Katowicach - Ligocie zgłosił się jako ochotnik. W roli pielęgniarza wolontariusza spędzał przy chorych miesięcznie po 160 - 180 godzin. Oczywiście "w cywilu".

Gdy docierał do swojego łóżka padał ze zmęczenia. To były trzy lata nieustannej pracy, rozmów, trzymania za rękę, ale też przekładania z boku na bok, czuwania. Pacjenci go uwielbiali za optymizm, umiejętność pocieszenia. Gdy pewnego dnia, w zastępstwie, wziął udział w nabożeństwie odbywającym się w szpitalu  i rozdawał komunię świętą, jedna z pacjentek uklękła z wrażenia.

 

Zawsze, gdy opiekująca się zakonnikami lekarka rodzinna poprosi, brat Konrad poszedł do jakiejś rodziny z okolicy i zmienił opatrunek choremu, sprawdził, co się dzieje, albo tylko trochę z nim pobył to idzie bez wahania. Nie lubi bezczynności.  

Zrządzeniem losu było spotkanie z prof. Edwardem Wylęgałą, światowej sławy okulistą, który przeszczepia pacjentom rogówki w sąsiadującym z Franciszkanami Okręgowym Szpitalu Klinicznym. Profesor musiał błyskawicznie skompletować ekipę do pobrania rogówki. Był wieczór. Spotkali się w drzwiach zakonnego budynku i od słowa do słowa brat Konrad z CSK pojechał z ekipą na pobranie, a wreszcie trafił na blok operacyjny u profesora. 

- Poza niezwykłą skrupulatnością, fachowością to fantastyczny człowiek. Wnosi na blok spokój. Jest trochę naszym Aniołem Stróżem - uśmiecha się prof. Wylęgała. 

Wychowany na Tolkienie
Dla brata Konrada świat bloku operacyjnego był zupełnie obcy, ale od początku fascynujący, także ze względu na operowany narząd. Oko to przecież m.in. symbol wszystkowiedzącego Boga. On sam wychował się na Tolkienie, który pokazuje, że dobro ostatecznie wygrywa.

- Mimo pozornych przewag zła, w boskim planie tylko dobro może zwyciężyć  – wyjaśnia brat Konrad.  

Niewiele brakowało, by przyjął imię Azariasz. Śmieje się, że uchroniła go od tego, koleżanka, której sekret zdradził podczas studniówki. Rodzice na chrzcie dali mu Marek.

– Gdy patrzę wstecz, nawet nie wiem jak minęło te 25 lat od nowicjatu – przyznaje.

Gdy patrzy w przyszłość znów widzi się na szlaku Jakubowym, słynnej pielgrzymce św. Jakuba do Santiago de Compostela, którą odbywa się w pojedynkę lub małych grupkach, by skupić się przede wszystkim na swoim celu, swoich przemyśleniach. Wiele szlaków prowadzi do grobu św. Jakuba Starszego – jednego z Apostołów Jezusa. 

- Rok 2021 jest rokiem Jakubowym, a więc może, gdy skończy się pandemia i czas pozwoli... – mówi brat Konrad.  

od 12 lat
Wideo

Wybory samorządowe 2024 - II tura

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!

Polecane oferty

Materiały promocyjne partnera
Wróć na katowice.naszemiasto.pl Nasze Miasto