Nasza Loteria NaM - pasek na kartach artykułów

"Dziady" w całości w Teatrze Polskim we Wrocławiu (ZDJĘCIA)

Katarzyna Kaczorowska
14 godzinny spektakl Dziadów w Teatrze Polskim we Wrocławiu
14 godzinny spektakl Dziadów w Teatrze Polskim we Wrocławiu Tomasz Hołod / Polska Press
20 lutego na scenie Teatru Polskiego we Wrocławiu wystawiono "Dziady" w całości. Przedstawienie zakończyło się 10-minutową owacją na stojąco - widzowie dziękowali aktorom i twórcom, zaś aktorzy widzom za wytrwałość.

Do tej pory mieliśmy jedno historyczne przedstawienie „Dziadów” Adama Mickiewicza – to zrealizowane w 1967 roku, które po proteście ambasadora Związku Radzieckiego w Polsce zostało zdjęte ze sceny w marcu 1968. Cenzura polityczna wywołała zamieszki studenckie, a po ich stłumieniu niewyobrażalną antysemicką nagonkę, podsycaną przez władze.

W nocy z soboty na niedzielę o godzinie 2.30 nad ranem po raz drugi przedstawienie „Dziadów” przeszło do historii teatru przez duże „T” – 10-minutową owacją na stojąco dziękowano aktorom i twórcom całej realizacji z reżyserem Michałem Zadarą na czele. I dla jasności: aktorzy dziękowali widowni, która wytrzymała ten niezwykły maraton.

„Dziady”, które Mickiewicz pisał w różnych okresach czasu – część II i IV powstały w 1823 roku, III w 1832 po powstaniu listopadowym, z tego też powodu uchodzi za rodzaj alibi poety, który w tym powstaniu nie walczył – uchodzą za dzieło niesceniczne, wymagające skrótów. Tymczasem trzy lata temu we Wrocławiu zrodził się pomysł, by to fundamentalne dla polskiego romantyzmu, ale też i dla pojęcia polityczności narodu i jego samoświadomości dzieło wystawić w całości. Z Objaśnieniami i Ustępem w III części. Widzowie dostawali je po kawałku. Najpierw Część II i IV, potem III. W nocy z soboty na niedzielę zobaczyli całość i dopiero teraz widać pełny rozmach interpretacji, na jaką się poważył Zadara.

W jego podejściu na Mickiewicza, będącym próbą połączenia nowoczesnego spojrzenia na tekst i jego społeczne konteksty, oraz respektu dla historii z ironią wobec tej historii jest z jednej strony postmodernistyczna dekonstrukcja narodowych mitów, uniesień, wzmożeń i egzaltacji, ale z drugiej współczesność, która nie istnieje bez przeszłości, więc odnosi się do niej na swój, właściwy danemu pokoleniu, sposób.

Części II, IV i III zrecenzowano już na wszelkie możliwe sposoby (ja przyznam, że kiedy pierwszy raz oglądałam Wielką Improwizację w wykonaniu Bartosza Porczyka miałam ochotę wyjść i naprawdę wszystko się we mnie gotowało z wściekłości), mnie zostało więc spojrzenie na „Dziadów” Część III Ustęp i Objaśnienia. I proszę mi wierzyć – tutaj i Zadarze, i całemu zespołowi aktorskiemu należą się wielkie brawa.

Mickiewicz opisujący drogę do Rosji, pomnik Piotra I, Petersburg, wreszcie plac, na którym codziennie odbywa się musztra wojskowa dla cara to geniusz poezji, który fenomenalnie operuje słowem, tworząc obrazy dosłownie rodzące się przed oczami. Zadara dla tych wierszy znalazł zaskakująca formę – sięgnął po multimedia (tekstowi towarzyszą obrazki układane jak puzzle i zarazem projekty architektoniczne na stołach kreślarskich) i po muzykę. Kiedy patrzyłam na wiersze grane – aktorzy stworzyli na scenie zespół muzyczny – odgrywane i recytowane, przypomniała mi się utworzona w 1968 roku w urodziny Malcolma X na wschodnim Harlemie w Nowym Jorku grupa poetycko-muzyczna Last Poets, która odwoływała się do afroamerykańskiego czarnego nacjonalizmu. Nazwę zaczerpnięto z wiersza autorstwa rewolucjonistycznego pisarza z RPA – Kerorapetse Kgositsile, którzy wierzył, iż żyje w ostatnim pokoleniu poezji zanim przemoc przejmie władzę. U Last Poets muzyka jest integralną częścią zaangażowanej rewolucyjnie poezji. Zadara wraz z aktorami udowodnił, że u Mickiewicza też.

Trudno mi tutaj wymieniać wszystkich, ale naprawdę wielkie brawa należą się i Dariuszowi Majowy, i Monice Bolly, która jak Fidel Castro głosiła (wydawało się, że wieczność całą) słowo z mównicy, i Annie Ilczuk, która poruszająco mówiła słynny wiersz „Do przyjaciół Moskali”, na który przyjaciel Mickiewicza z jego petersburskiej zsyłki, Aleksander Puszkin odpowiedział szowinistycznym „Oszczercom Rosji”.

14 godzin z „Dziadami” było oczywiście wydarzeniem nie tylko artystycznym, ale i towarzyskim. Na spektakl przyjechali Edwin Bendyk z „Polityki”, Kamil Dąbrowa, były szef radiowej Jedynki, Sławomir Sierakowski z Krytyki Politycznej. Byli Jacek Ossowski, przewodniczący rady miejskiej, malarz Lech Twardowski, Dorota Monkiewicz – dyrektor Muzeum Współczesne Wrocław, Olga Tokarczuk, Michał Litwiniec, Krzysztof Skarbek, Czesław Cyrul, czy rzeczniczka wojewody Sylwia Jurgiel. Nie było marszałka województwa (był za to Dominik Kłosowski z Urzędu Marszałkowskiego), nikogo z ministerstwa kultury. Brak patronatu prezydenta RP Andrzeja Dudy skomentowano ze sceny – w Salonie Warszawskim Kamerjunkier (w tej roli Adam Cywka) po francusku powiedział, że oto jesteśmy świadkami epokowego wydarzenia teatralnego, które nie wzbudziło zainteresowania pana prezydenta, co zresztą wywołało oklaski widowni.

Takich inteligentnych zabaw z widownią było zresztą więcej. Każda skojarzenie z godziną, upływem czasu czy snem budziło niekłamaną radość publiczności. A gdy w ostatniej, IV części, z ust Księdza, czyli Wiesława Cichego ku uciesze widowni padło krótkie „14 godzin” – było już jasne, że Stało Się. I aktorzy, i widzowie, i reżyser, i cały zespół Teatru Polskiego we Wrocławiu na czele z dyrektorem Krzysztofem Mieszkowskim, dokonali tego, że co przez prawie 200 lat wydawało się niewykonalne. „Dziady” wystawione w całości po raz pierwszy w historii stały się faktem.

emisja bez ograniczeń wiekowych
Wideo

Jak działają oszuści - fałszywe SMS "od najbliższych"

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!

Polecane oferty

Materiały promocyjne partnera
Wróć na wroclaw.naszemiasto.pl Nasze Miasto