Nasza Loteria NaM - pasek na kartach artykułów

Dworzec w Katowicach dziś i w PRL. "To był pępek Katowic", do którego ściągał element z całej Polski

Justyna Przybytek
Dawny dworzec w Katowicach
Dawny dworzec w Katowicach
20 lat temu na dworcu organizowano wigilie dla bezdomnych. -My ją zabezpieczaliśmy, aby za dużo wina zamiast karpia nie poszło - wspominają policjanci z komisariatu kolejowego. Wysłuchała ich Justyna Przybytek

Nowa hala dworca działa raptem dwa miesiące. Na razie wszelkiej maści wandale, jeśli do niej wpadają, to rzadko. To całkiem inaczej niż w starej hali dworca, gdzie nie było dnia bez policyjnej interwencji.

Dworzec, ten, który otwarto w 1972, był z policją związany przez całe lata. Przy ul. Dworcowej działał komisariat kolejowy, a w hali były pomieszczenia dla policjantów. Komisariat był specjalny, wyłącznie do zadań związanych z dworcem i zdarzeniami na szlaku kolejowym w Katowicach. Był konieczny, bo to na Śląsk zjeżdżał, jak wspominają policjanci, "element" z całego kraju.

- Jak kogoś łapano w pociągu gdzieś w Polsce, to go wieźli przez cały kraj do nas, bo wiadomo było, że ktoś będzie - relacjonują policjanci. - Pytałem raz jednego bezdomnego, dlaczego przyjechał akurat na nasz dworzec. On na to, że Katowice mają atmosferę. Odpowiadam: jedź do Warszawy, Wrocławia. A ten: nie, bo Katowice mu się podobają - dodaje drugi.

O tym, jaki był stary dworzec i jak bardzo był niepodobny do nowego, opowiedzieli nam policjanci z komisariatu kolejowego. Dziś urzędują przy ul. Stawowej. Wspominają, że spokoju nigdy nie było. - To był pępek Katowic, czynny non stop i na dodatek ciepły - mówią. Pępek, do którego przestępcy ciągnęli jak pszczoły do miodu. Przez dworzec w PRL przewijało się dziesięć razy więcej ludzi niż dziś. Były kolonie i wyjazdy na wczasy. Policjanci wiedzieli, gdzie i kiedy pociąg wyjeżdża i wraca.

- Najbardziej zagrożone były m.in. te na trasie Wrocław-Przemyśl, a latem do Kołobrzegu, na Szczecin i Gdynię. Tam wsiadali nasi turyści, a za nimi ci, których zadaniem było pozbawienie ich wszystkiego przed dojazdem na morze - wspominają. Na łowy do Katowic wpadały m.in. grupy z Radomia i Kielc. Do przestępstw dochodziło tu prawie codziennie, najczęściej do pospolitych. Zabójstwa nie było. - Były zgony, i to dużo: przy wypadkach w komunikacji, naturalnych, z wycieńczenia i wychłodzenia - wspominają. Słynne były kradzieże w tunelach. - Panienki zaciągały panów skuszonych seksualną propozycją do pustostanów, a tam czekali już wspólnicy. Taki gość zostawał goły i nie do końca wesoły - dodają.

Był też dworzec centrum handlu i przemytu. Szmuglowano alkohol, papierosy, słomę makową i dolary. W latach 90. gmach opanowali imigranci, głównie Romowie. Zamieszkali między peronem 1 a budynkiem dworca. Tam koczowali, suszyli pranie, palili ogniska, ale naprawdę zimne dni spędzali na dworcu. - Pozwozili tu całe rodziny, było ich kilkudziesięciu. I to był widok, jak rano w holu głównym trzepali pierzyny i myli się - wspominają policjanci. Nikt ich nie wyganiał. Nie było polecenia.

Zdarzały się też dworcowe bomby. A ewakuacja starego dworca, to było przedsięwzięcie! - Nie dość, że trzeba było wyprowadzić ludzi, to stawał cały ruch kolejowy na stacji. Wszystko zamknięte. Ludzie się denerwują. Pamiętam alarm w Sylwestra. Podróżni mieli po zabawie, uziemieni w Katowicach, a przeszukiwanie trwało kilka godzin - wspomina policjant z 27-letnim stażem.

Funkcjonariusze pamiętają też dworcowe restauracje. Po dłuższej dyskusji ustaliliśmy: był barek piwny, bar szybkiej obsługi i restauracja i kawiarnia. - Bar samoobsługowy to była największa mordownia w Polsce - konkluduje jeden z funkcjonariuszy.

Głównie w latach 90. katowicki dworzec został opanowany przez bezdomnych. - Przyjeżdżali z całej Polski za pracą, żeby ułożyć sobie życie, jak się nie udało, trafiali na dworzec - wspominają. Bezdomnych na dworcu pomieszkiwało od 50 do 100.

- Nie byli wyrzucani, dopóki nie rozrabiali, do noclegowni nie chcieli, bo im się ten dworzec podobał. Był jak Disneyland. Było ciepło i mieli towarzystwo. Policjanci poznawali ich historie.

- Pamiętam Romana. Fajny chłopak, wesoły. Trafił na dworzec krańcowo wycieńczony alkoholem i kobietami. W końcu przyszło otrzeźwienie, zabrał się i rok go nie było. Nagle odwiedza nas na dworcu facet: porcelanowe zęby, płaszcz z wielbłąda, patrzymy… Roman! Wrócił, jak się okazało, z Niemiec, gdzie zajął się budowlanką, dobrze mu się wiodło. Wpadł wtedy w odwiedziny. Potem znów wrócił, i znów jako bezdomny, bo poznał nie taką kobietę jak trzeba i go oskubała. I na dworcu już umarł - opowiada funkcjonariusz z 22-letnim stażem.

Bywały też chwile w hali wyjątkowo spokojne. Zwłaszcza w dni świąteczne.MOPS organizował w holu ogromną wigilię dla bezdomnych, a policja ją zabezpieczała, aby za dużo wina zamiast karpia nie poszło.

od 7 lat
Wideo

Konto Amazon zagrożone? Pismak przeciwko oszustom

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!

Polecane oferty

Materiały promocyjne partnera

Materiał oryginalny: Dworzec w Katowicach dziś i w PRL. "To był pępek Katowic", do którego ściągał element z całej Polski - Katowice Nasze Miasto

Wróć na katowice.naszemiasto.pl Nasze Miasto