Dwa światy

To co się działo w piątkowe popołudnie w Spodku, gdzie odbyło się zebranie zarządu GKS Katowice z hokeistami tego klubu, trudno opisać. Z jednej strony grupa zrozpaczonych, czekających na jakieś konkrety i zaległe pieniądze zawodników, a z drugiej prezes Tadeusz Burzyński, który twierdzi, że wszystko jest w porządku.

- Wstępnie dogadaliśmy kontrakty - podsumował efekt spotkania z zawodnikami prezes. - Jest trudno, ale robimy wszystko, żeby drużyna przystąpiła do rozgrywek. Jesteśmy w trakcie rozmów ze sponsorami i być może pozyskamy sponsora strategicznego. Mamy już nawet podpisany list intencyjny. Nawiązaliśmy współpracę z firmą profesjonalnie zajmującą się szukaniem sponsorów. Są trzy oferty od trenerów, którzy chcą pracować w GKS. Miasto nam poszło na rękę i będziemy w sezonie 2003/2004 płacić tylko 5 złotych za godzinę treningu na lodzie i 100 złotych za godzinę podczas meczu. Zaproponowaliśmy zawodnikom dobre kontrakty jak na polskie warunki. Damy se radę.

Prawda jest natomiast taka, że wszystkie inne zespoły już trenują od dawna na lodzie, a GKS Katowice dopiero 4 sierpnia ma zamiar zacząć zajęcia na sucho, a tydzień później hokeiści wjadą na lód. Kto będzie ich prowadził? W sobotę ma się odbyć rozmowa z Rudolfem Rohaczkiem. W poniedziałek oczekiwany jest w klubie Andrzej Schubert, niedawno jeszcze grający w GKS. Ofertę pracy z katowicką drużyną jako trener złożył też jeszcze jeden były gracz GKS. Być może trener będzie więc już wkrótce, ale czy będzie miał kogo szkolić? Ostatnia grupa doświadczonych zawodników już była w tym tygodniu na zgrupowaniu Orlika Opole. Grobarczyk, Słodczyk, Labryga, Sobała, Strzempek, Włodarczyk, Bułka, a nawet grający tylko przez rok w pierwszej drużynie Mirocha i Plutecki, przymierzający się do gry w lidze szwedzkiej, mają wyjście awaryjne. Dlatego po rozmowach z prezesem wspomaganym przez wiceprezesa Janusza Waląga i dyrektor klubu Martę Szymkowską wychodzili kręcąc głowami.

- Obiecują nam kontrakt, w którym do każdej wypłaty dodadzą taką samą kwotę jako ratę spłaty długu, który sięga kilkunastu pensji - mówią zawodnicy. - A przez całe lato chodziliśmy codziennie do klubu pytając o pieniądze, żeby mieć na rodzinny urlop i nie dostaliśmy ani grosza. Nie chcą też powiedzieć skąd będą te obiecywane pieniądze. Czy można im wierzyć? Żyjemy z zasiłku dla bezrobotnych. A w Orliku trenowaliśmy jak w prawdziwym klubie. Było zgrupowanie z trzema posiłkami, porannym rozruchem i dwoma treningami na lodzie. A w Katowicach tylko te same, na okrągło powtarzane słowa, obietnice, a raczej obiecanki. W dodatku mówią nam, że jeżeli do listopada nie będzie pieniędzy to będziemy mogli odejść bez problemów. To znaczy, że po pierwsze tych pieniędzy może nie być, a gdzie my wtedy znajdziemy sobie klub w trakcie sezonu. A po drugie teraz klub będzie robił problemy. To znaczy, że przez kilkanaście miesięcy w ciągu dwóch ostatnich sezonów działacze mogli nam nie płacić, ale i tak będą nam przeszkadzać, gdy będziemy chcieli odejść do innego klubu. Przemyślimy jeszcze to wszystko i w poniedziałek przyjedziemy do klubu bez sprzętu na trening. Jeżeli nie otrzymamy pieniędzy o jakie się upomnieliśmy, to w większości wyjedziemy do Opola.

I kto wtedy zostanie w GKS Katowice? Oprócz prezesa, wiceprezesa i pani dyrektor oraz kierownika zespołu będą juniorzy, którzy pojawili się na piątkowym zebraniu: tyszanie Cichoń, Diaków, janowianie bracia Elżbieciakowie, katowiczanie: Roman i Sebastian Fonfarowie, Marcin Trybuś, Copa i Marznica. Ale oni ligi dla Katowic nie uratują.