MKTG NaM - pasek na kartach artykułów

Czarne życie na dole

Jacek Bombor
Edward Gierek (sam był górnikiem), nie żałował orderów przodownikom pracy. Fot. Władysław Morawski
Edward Gierek (sam był górnikiem), nie żałował orderów przodownikom pracy. Fot. Władysław Morawski
Kiedyś zawód górnika był powszechnie szanowany w całej Polsce. Dziś traci na znaczeniu, a chętnych do zjazdu na dół jest coraz mniej Górnik to krezus.

Kiedyś zawód górnika był powszechnie szanowany w całej Polsce. Dziś traci na znaczeniu, a chętnych do zjazdu na dół jest coraz mniej

Górnik to krezus. Mnóstwo zarabia, dostaje węgiel za darmo, dwie dodatkowe wypłaty w roku - "barbórkę" i "czternastkę". A po 25 latach idzie na emeryturę i żyje jak król. A jak chce podwyżek, to jedzie po nie walczyć do Warszawy. To krzywdzący stereotyp, funkcjonujący od kilkunastu lat na temat tego zawodu poza Śląskiem.

- A strażnicy graniczni, policjanci, żołnierze. Oni mogą już po 15 latach iść na emeryturę i jakoś nikt o tym nie mówi. A im nikt nie każe zjeżdżać tysiąc metrów w dół i narażać życie za kawałek czarnego kamienia - mówi Marek Gaik, od 2005 roku na emeryturze.

W bytomskiej kopalni Bobrek pracował od 1971 roku. Wtedy były to złote czasy. Górnika szanowali wszyscy. Gaik, mieszkaniec Radomska, jak tysiące innych młodych mężczyzn, pojechał na Śląsk za chlebem i lepszym jutrem. Pamięta pierwszą wypłatę.

- 2100 złotych. A mój ojciec, który był kierownikiem magazynu w GS-ie z kilkunastoletnim stażem, dostawał 1100 złotych. Więc pieniądze były - wspomina.

- Z jednej wypłaty można było utrzymać rodzinę. I tak wtedy się przyjmowało, że to mężczyzna powinien utrzymać żonę i dzieci - przypomina.

Tym na dole zawsze przeszkadzało, że władza postanowiła zrobić z górnika swojego pupila, wykorzystując tradycję tego zawodu i społeczne zaufanie. A szara rzeczywistość każdej kopalni była całkiem inna.

- Na dole słyszałem od nadzoru, że jestem bydlęciem, osłem, maszyną do fedrowania węgla. A w telewizji oglądaliśmy pokazówki z Barbórek, z wręczaniem medali i szabelek - wspomina dziś Henryk Misiak, były pracownik kopalni Moszczenica.

58-letni Czesław Łęczek (w latach 1966-94 pracownik kopalni Kleofas) wspomina, że w latach 70. też były strajki, tylko władza robiła wszystko, by je szybko zdławić. Do mediów oczywiście nic się nie przedostawało.

- W grudniu 1978 roku, jakoś przed świętami, nagle dostaliśmy wypłaty mniejsze o jakiejś 40 procent. Okradli nas bez słowa wyjaśnienia. Zebrałem ludzi z oddziału i powiedzieliśmy, że nie będziemy fedrować. Spontaniczny strajk trwał dwa dni, chcieliśmy jechać nawet autokarami do ministerstwa po kasę. Ostatecznie nam nadpłacili - wspomina.

Wystawne Barbórki także nie były przeznaczone dla wszystkich. - Bawili się zazwyczaj ci na górze, a nam jakieś ochłapy spadały - wspomina.

Na niektórych kopalniach były wówczas chlewy, w których hodowano świnie. Właśnie na potrzeby m.in. imprez barbórkowych je zbijano. - U nas było zazwyczaj 200 świń. A na Barbórce uraczono nas golonkiem, kawałkiem krupnioka i salcesonu, dwoma kuflami piwa. Tak naprawdę nikt nie wiedział, gdzie to mięso trafia - wspomina Łęczek.

W zamian za nieludzką harówkę, władza mamiła górników namiastką lepszego życia, dodając przywileje. Na kopalniach były talony na "towary luksusowe", których nigdzie nie można było dostać. Pralki, telewizory, a nawet samochody: małe i duże fiaty.

W latach 80. najbardziej kuły w oczy specjalne sklepy "G", w których mogli kupować jedynie pracownicy kopalń. Górnicy byli pierwszymi, którzy dzięki temu w domach mieli pierwsze magnetowidy i magnetofony dwukasetowe Sanyo i meblościanki z NRD, radzieckie pralki automatyczne "Wiatka", czy rowery "Romet". Jednak te luksusy były dostępne dla tych górników, którzy godzili się pracować w dni wolne od pracy.

- Tylko kiedy moi sąsiedzi siedzieli w weekend przy obiadku, ja z kolegami byłem na dole. Świątek, piątek, czy niedziela, robota trwała na okrągło. A co do tych towarów, jak jechałem do rodziny, takie same trafiały się w GS-ach, czasami nawet po niższych cenach - wspomina Marek Gaik. Najgorsze czasy przyszły w latach 90. Hiperinflacja, ręczne sterowanie ceną węgla, przerosty w zatrudnieniu - to powodowało, że górnictwo przynosiło kolosalne straty. Łączne straty poniesione przez górnictwo w latach 1990-2000 wyniosły 18 miliardów złotych!

Wszystkiego było za dużo: i węgla, i górników. Trzeba było się pozbyć i jednego, i drugiego. W ostatnich 15 latach z górnictwa odeszło 240 tysięcy ludzi, zlikwidowano 34 kopalnie. W latach 1998-2001 ze słynnego Górniczego Pakietu Socjalnego skorzystało 100 tysięcy ludzi, zlikwidowano wtedy też niemal wszystkie szkoły górnicze w regionie.

- Było ciężko dla wszystkich. Bo myśmy się znaleźli w całym tym zamieszaniu bez naszej winy. Przecież nie górnik rządził kopalnią, a zarządy spółek. Myśmy tylko chcieli nadal pracować i godnie żyć. Do dziś mam kolegów, którzy wzięli odprawy, spłacili długi, a dzisiaj wegetują - mówi gorzko Gaik.

W ostatnich latach pozycja zawodu górnika znów nieco zyskała na znaczeniu. A wszystko przez trwającą od kilku lat znakomitą koniunkturę na węgiel.

Ustawa o górnictwie z grudnia 2003 roku niemal całkowicie oddłużyła branżę, a to pozwoliło odetchnąć kopalniom. Od tej chwili spółki węglowe próbują odkładać pieniądze na potrzebne inwestycje. Na nowo na Śląsku otwierane są szkoły górnicze, a górnikom rokrocznie podwyższane są wynagrodzenia. Dziś tradycyjna rodzina górnicza utrzymuje się z jednej wypłaty w wysokości 4,5 tysiąca złotych brutto, czyli ok. 2300 złotych na rękę.

To jednak wciąż za mało do przekonania młodych ludzi, by zjechali na dół i z tym zawodem wiązali swoją przyszłość. W ostatnim naborze do szkół górniczych było 800 miejsc. Zgłosiło się zaledwie 400 chętnych.

Ile zarabiali...

W latach 70. górnik zarabiał ok. 2-2,5 tys. ówczesnych złotych.
Na tamte czasy były to duże pieniądze. Marek Gaik, obecnie emeryt górniczy, w bytomskiej kopalni Bobrek pracował od 1971 roku. Za chlebem na Śląsk przyjechał z Radomska. - Pierwsza wypłata wyniosła 2100 złotych. W tym czasie kilogram pomidorów kosztował 1,5 złotego, ale już butelka wódki 49 złotych.- Wychodziło znacznie drożej niż dzisiaj. Ale za to ubrania, żywność, wszystko kosztowało grosze. Z jednej wypłaty można było utrzymać całą rodzinę - wspomina. W 1987, po 16 latach pracy, górnik kupił małego fiata za 47 tysięcy złotych, przy wypłacie rzędu 3 tysięcy.

Zarobki górników dołowych (na rękę)

Polska- 2,5 tys. zł
Czechy - 3-4 tys. zł
Anglia - 14-20 tys. zł

od 7 lat
Wideo

Plan na budowę Tarczy Wschód – minister podał szczegóły

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!

Polecane oferty

Materiały promocyjne partnera
Wróć na katowice.naszemiasto.pl Nasze Miasto