Nasza Loteria NaM - pasek na kartach artykułów

"Chętnych nie brakuje, ale warunki pracy są straszne". Trudny los polskich pielęgniarek. 7 czerwca zaczynają strajk!

Jolanta Gromadzka-Anzelewicz
Jolanta Gromadzka-Anzelewicz
123RF
Chętnych do zawodu pielęgniarki nie brakuje. O jedno miejsce na studiach ubiega się, w zależności od roku, od 2,5 do 5 osób. Problem w tym, że młodzi ludzie kończą potem studia, są bardzo dobrze przygotowani do zawodu, po czym idą do szpitali, a tam, po pierwsze - mało zarabiają, po drugie - warunki pracy, które się im oferuje, są straszne. Dwie pielęgniarki przypadają na 40 pacjentów. Kto to wytrzyma? W efekcie spora część absolwentów tego kierunku już po kilku miesiącach z takiej pracy rezygnuje - tłumaczy dr hab. n. o zdr. Aleksandra Gaworska-Krzemińska, dyrektor Instytutu Pielęgniarstwa i Położnictwa Gdańskiego Uniwersytetu Medycznego.

Na 7 czerwca pielęgniarki zapowiedziały protest. Mimo sprzeciwu środowiska Sejm znowelizował kilka dni temu tzw. ustawę o najniższym wynagrodzeniu niektórych pracowników zatrudnionych w podmiotach leczniczych. Jako grupa zawodowa pielęgniarki nie są już monolitem. Różni je poziom wykształcenia oraz zdobyte uprawnienia. Ustawa jeszcze bardziej je podzieliła, części pielęgniarek przyznała znaczące podwyżki, części nie podwyższyła wynagrodzeń ani o złotówkę. Jej beneficjentami zostały pielęgniarki i położne z tytułem magistra i specjalizacją. To elita, do której należy w Polsce niecałe 12 tysięcy pielęgniarek...

To najlepiej wykształcone pielęgniarki, które natychmiast i to na bardzo dobrych warunkach, zatrudniłyby najlepsze ośrodki medyczne na świecie, a chodzi przecież o to, by zostały w Polsce. Cieszy to, że z roku na rok mamy ich coraz więcej. Większość, bo około 60 proc. polskich pielęgniarek, ma już ukończone wyższe studia, do których zalicza się również licencjat. Od 20 lat nie ma już średnich szkół medycznych - aby zostać pielęgniarką, trzeba pójść na studia. Jednak, aby wykonywać zawód pielęgniarki, nie trzeba kończyć studiów magisterskich, wystarczy ukończyć studia licencjackie.

Natomiast studia magisterskie znacząco poszerzają zarówno jej wiedzę, jak i kompetencje. Dla przykładu pielęgniarka, która kończy studia magisterskie, automatycznie zyskuje uprawnienia do samodzielnej ordynacji wybranej grupy leków oraz wypisywania recept, np. na antybiotyki czy leki przeciwbólowe. Nie musi robić kursu podyplomowego, by te uprawnienia zdobyć. Natomiast po studiach licencjackich może ona tylko kontynuować wypisywanie recept na leki wcześniej zlecone już przez lekarza. Pielęgniarka po studiach magisterskich może samodzielnie zlecać również badania diagnostyczne, np. rentgenowskie i laboratoryjne, stawiać diagnozę i zlecać wybrane rodzaje terapii.

Jolanta Gromadzka-Anzelewicz: Gdzie pracują takie kompetentne i samodzielne pielęgniarki?

Aleksandra Gaworska-Krzemińska: Głównie w podstawowej opiece zdrowotnej, bo tam mogą najlepiej się „wykazać”. Przynajmniej teoretycznie, bo w praktyce bywa różnie. Bardzo dobrze sprawdzają się one w opiece paliatywnej, prowadzą pacjentów w hospicjum domowym oraz osoby chore przewlekle w tzw. opiece długoterminowej.

Czy pracując w przychodni POZ czy opiece paliatywnej, są one w stanie zarobić godziwie i adekwatnie do swoich kompetencji?

Z tego, co mówią, wynika, że wynagrodzenie, które dostają, nie uwzględnia ich wiedzy i umiejętności. Bardzo długo nasze środowisko walczyło, by Narodowy Fundusz Zdrowia kontraktował nie tylko porady lekarskie, ale również porady pielęgniarskie. W końcu NFZ się na to zgodził, ale porady te są dużo niżej wycenione niż świadczenia lekarskie. Pomysł, by wprowadzić do naszego systemu porady pielęgniarskie, wziął się stąd, że na świecie takie uprawnienia mają już pielęgniarki w kilkunastu krajach i ich śladem idą kolejne. Liczne badania naukowe wykazały bowiem, że jest to bardzo korzystne dla systemu ochrony zdrowia. Pacjenci chorzy przewlekle nie muszą już czekać w długiej kolejce do lekarza rodzinnego, bo pielęgniarki przejmują nad nimi opiekę i świetnie sobie z tym radzą. Często poświęcają więcej czasu, niż lekarz, na ocenę stanu pacjenta i wytłumaczenie mu, jak ma przyjmować zlecone leki. To rozszerzenie kompetencji pielęgniarek ma jeden cel: odciążyć lekarzy i system opieki zdrowotnej. Absolwentki po studiach magisterskich, często ze specjalizacją, która daje im jeszcze większe uprawnienia, są świetnie przygotowane do tego, by szereg medycznych czynności wykonywać samodzielnie. Natomiast nasz rząd za tym, co zmienia się w zawodzie pielęgniarki w sensie rozwiązań systemowych, czyli tego, co kontraktuje NFZ, po prostu nie nadąża.

Prawdę mówiąc, byłam przekonana, że tych najlepiej wykształconych pielęgniarek potrzebują przede wszystkim wysokospecjalistyczne kliniki, w których przeszczepia się narządy czy stosuje skomplikowane procedury medyczne. W takich ośrodkach pielęgniarka jest w jednym teamie z lekarzem.

To prawda, w klinikach specjalistycznych również pracują pielęgniarki z tytułem magistra i specjalizacją i doskonale się tam realizują, ale największe pole do popisu mają w poradniach lekarzy rodzinnych, gdzie pomocy szuka wielu pacjentów. W szpitalu nie będą np. wypisywać chorym recept, bo zrobi to lekarz prowadzący. Natomiast w podstawowej opiece zdrowotnej, jako tzw. „pielęgniarki rodzinne”, zyskują większą samodzielność; mogą nie tylko przepisać lek pacjentowi, ale również przeprowadzić tzw. badanie fizykalne, postawić diagnozę i zlecić badania oraz tzw. podstawową terapię. Podkreślam - podstawową, bo mogą działać tylko w obszarze, do którego zostały uprawnione. Lista badań, leków i środków zaopatrzenia medycznego, które ma prawo zlecić pielęgniarka po studiach wyższych lub ze specjalizacją, została określona w odrębnym rozporządzeniu ministra zdrowia.

Na takie właśnie pielęgniarki - doskonale przygotowane do zawodu, z tytułem magistra i specjalizacją - czekają atrakcyjne oferty pracy za granicą.

O nie pracodawcy się biją. Chcą mieć tak wykształcone pielęgniarki, ponieważ one przejmują część zadań lekarzy, których również nam brakuje.

Użyła pani sformułowania, że Ministerstwo Zdrowia za pielęgniarkami nie nadąża. Jak to rozumieć?

Rozszerzony na uczelniach program kształcenia daje dziś pielęgniarkom o wiele więcej uprawnień i możliwości samodzielnego podejmowania decyzji niż dawniej, natomiast w praktyce Ministerstwo Zdrowia nie stworzyło im warunków, by mogły je wykorzystywać w codziennej pracy. Dla przykładu - każda pielęgniarka od dawna uczy się szczepień i oceny stanu zdrowia pacjenta, a dopiero pandemia spowodowała, że pozwolono im kwalifikować osoby, które chcą się zaszczepić. Tymczasem w innych krajach UE robią to one już od dawna. Polskie Towarzystwo Pielęgniarskie razem z Naczelną Radą PiP i związkami zawodowymi przygotowały pismo do ministra zdrowia, w którym domagają się formalnego poszerzenia kompetencji pielęgniarek i położnych przede wszystkim w podstawowej opiece zdrowotnej, m.in. o takie czynności, jak leczenie ran, prowadzenie pacjentów z chorobami przewlekłymi, np. cukrzycą, badanie USG, czy wypisywanie zwolnień przy prowadzeniu ciąży fizjologicznej. Mało kto wie, że położna potrafi zrobić badanie USG. Przecież lekarz, który jest superspecjalistą, nie musi się zajmować podstawowymi sprawami. Pielęgniarki chętnie go w tym wyręczą, muszą jednak za to otrzymywać adekwatne wynagrodzenie. Wiele też zależy od tego, jak w danym miejscu układa się współpraca między pracodawcą, lekarzami a pielęgniarkami. Tam, gdzie układa się ona dobrze, pielęgniarki mogą wykorzystywać swoje kompetencje w większym zakresie.

A jak reagują pacjenci, gdy zamiast lekarza bada ich pielęgniarka? Lub gdy bierze się za wypisywanie recepty?

Bywa, że początkowo są zdziwieni, bo nie wiedzieli, że pielęgniarki potrafią np. zdjąć szwy po operacji. Potem z reguły są zadowoleni. Opinie pacjentów, które do nas docierają, są bardzo pozytywne. NFZ kontroluje recepty, m.in. te wystawiane przez pielęgniarki, i też nie ma do nich żadnych zastrzeżeń. Istotne jest również to, jak traktowana jest pielęgniarka przez swojego pracodawcę.

Mam wrażenie, że w innych krajach UE traktowane są z większym szacunkiem, a ich zawód cieszy się większym prestiżem.

To prawda. Być może są to zaszłości i część pracodawców nie zdaje sobie sprawy, jak zmieniło się kształcenie pielęgniarki, które trwa w sumie 7 lat i jest bardzo intensywne, i jakie w związku z tym mają one teraz kompetencje.

Skąd jednak pacjent ma to wiedzieć? Pielęgniarka pielęgniarce nierówna.

Dlatego uważam, że potrzebna jest kampania społeczna, która pokazałaby te różnice. Pielęgniarki mogą wystawiać recepty już od 2016 roku, a w telewizji nie było o tym ani słowa. Podobnie we wszystkich programach telewizyjnych pielęgniarki pokazywane są zazwyczaj jako nieme wykonawczynie poleceń lekarskich. Tymczasem pacjenci w przychodni POZ powinni wiedzieć, że zamiast do lekarza mogą udać się do pielęgniarki i szybciej tam zyskają pomoc.

Czy taka wykształcona pielęgniarka pracująca w szpitalu może też pochylić się nad chorym i potrzymać go za rękę?

Ależ oczywiście, że może, a nawet powinna. Okazywanie wsparcia choremu to również jej zadanie. Natomiast takie czynności jak mycie chorego, zmiana pościeli itd., karmienie, powinna wykonywać opiekunka medyczna.

Spotkałam ostatnio starszego pana, który mówił, że od czasu, jak zrugano go za to, że zwrócił się do pielęgniarki per siostro, panicznie boi się iść do szpitala. Pielęgniarka była zawsze dla niego kimś, kto w trudnych chwilach na pewno potrzyma go za rękę, doda otuchy, lekarza traktował z dystansem.

Tak jest, niestety, w każdym zawodzie. Są ludzie potrafiący się zachować właściwie i tacy, którzy tego nie potrafią. Podczas studiów uczymy studentów: Jeśli chory powie do ciebie „siostro”, nie obrażaj się, bo jest to pewna tradycja. Jest w tym słowie szacunek i sympatia. Możesz co najwyżej delikatnie dać pacjentowi do zrozumienia, że wolałabyś, by zwracał się do ciebie per pani czy pani Kasiu. Kiedy jednak „siostro” mówi do ciebie lekarz czy np. dziennikarz, masz prawo zaprotestować i powiedzieć, że sobie nie życzysz, bo nie jesteś jego siostrą.

Ile uczelni w Polsce kształci dzisiaj pielęgniarki?

Aktualnie ponad 70, w tym 12 uniwersytetów medycznych oraz wyższe szkoły zawodowe.

Wynika z tego, że miejsc do studiowania pielęgniarstwa jest bardzo dużo. To może kandydatów do tego zawodu jest za mało?

Nie mamy problemów z naborem młodych ludzi na studia pielęgniarskie, bo każdy, kto je ukończy, będzie miał pracę. Średnio o jedno miejsce ubiega się 2,5-5 kandydatów. Pod koniec maja, odbyło się w naszej uczelni spotkanie z pracodawcami, które zresztą organizujemy corocznie. Jeden z pracodawców, ale nie jedyny, zaproponował ufundowanie stypendiów dla studentów tego kierunku. Student, który zadeklaruje, że w przyszłości przepracuje u niego trzy lata, będzie w ramach stypendium co miesiąc otrzymywał 500 zł. Takie umowy stypendialne już są u nas podpisywane. W Gdańskim Uniwersytecie Medycznym prowadzimy również studia pielęgniarskie w języku angielskim. Aktualnie o jedno miejsce ubiega się tam 6 kandydatów. Są to studenci zagraniczni, którzy często wracają potem do swoich krajów i pracują na wyższych stanowiskach.

Jeżeli aż tylu jest chętnych, to dlaczego w Polsce brakuje pielęgniarek?

Problem polega na tym, że ci młodzi ludzie kończą studia, są bardzo dobrze przygotowani do zawodu, po czym idą do szpitali, a tam - po pierwsze - mało zarabiają, po drugie - warunki pracy, które się im oferuje, są straszne. Dwie pielęgniarki przypadają na 40 pacjentów. Kto to wytrzyma? W efekcie spora część absolwentów tego kierunku po kilku miesiącach z takiej pracy rezygnuje.

Jak podaje GUS - 30 tys. pielęgniarek w wieku przedemerytalnym nie pracuje w swoim zawodzie. To samo dotyczy sporej części pielęgniarskiej młodzieży. Tylko w ubiegłym roku spośród około 5600 absolwentów uczelni z zarejestrowanym prawem wykonywania zawodu tylko niecałe 2,5 tysiąca podjęło pracę w ochronie zdrowia.

Nie ulega kwestii, że największym problemem - obok niskich płac - i powodem protestu pielęgniarek, są warunki pracy. Pracodawcy nie przestrzegają norm zatrudnienia. W czasie pandemii minister zdrowia w ogóle zawiesił rozporządzenie o normach zatrudnienia. Konsultanci wojewódzcy nie mogli nawet kontrolować pod tym kątem szpitali. Jestem w stanie to zrozumieć, bo sytuacja jest wyjątkowa, ale z drugiej strony obciążenie pracą personelu medycznego w tym pielęgniarek, jest tak wysokie, że po prostu pada on ze zmęczenia. Wystarczy popatrzeć, jak bardzo wzrosły wskaźniki zachorowań na nowotwory wśród pielęgniarek, ile dodatkowych pieniędzy gdańska Izba PiP przeznaczyła na zapomogi socjalne dla pielęgniarek, potrzebne im ze względów zdrowotnych. Pielęgniarki nam chorują, średnia wieku w tej grupie zawodowej w szpitalach to 53 lata, a w podstawowej opiece zdrowotnej - 54. To nie są młode osoby. A jeszcze przy takim obciążeniu, jak przez ten ostatni rok, kiedy pielęgniarki pracują „na okrągło”, ich stan zdrowia jeszcze się pogorszy. Jak bardzo, to okaże się dopiero za jakiś czas. Gdyby poprawiły się warunki pracy, na pewno mniej pielęgniarek odchodziłoby z zawodu. Wielu ludzi nie dostrzega różnicy i uważa, że praca pielęgniarki i ratownika medycznego to to samo. To nieprawda. Ratownik medyczny wykonuje określone czynności i przekazuje pacjenta np. do oddziału, a pielęgniarka jest przy nim non stop i wykonuje dużo więcej czynności. Nie może więc zarabiać tyle samo co ratownik. Część opinii publicznej tego nie rozumie, bo nie wie, jak bardzo nasz zawód się zmienił.

W Polskim Ładzie, w części „Plan na zdrowie” jest zapis, który mówi o konieczności wprowadzenia szybkiej ścieżki wejścia do zawodu dla pielęgniarek, które mają kwalifikacje, a nie pracują w zawodzie. Czy to wystarczy, by nie doszło do sytuacji, w której z powodu braku pielęgniarek trzeba będzie zamykać oddziały szpitalne?

Takie osoby wracały do zawodu, wracają i będą wracały, ale nigdy nie będą to ilości znaczące dla systemu. Problem niedoboru pielęgniarek uda się rozwiązać, jeśli zaczną funkcjonować rozwiązania systemowe, a więc: poprawią się warunki pracy i przestrzegane będą normy zatrudnienia, wynagrodzenia będą na odpowiednim poziomie i pielęgniarki będą miały możliwość wykorzystania w pełni swoich kompetencji zawodowych. Ich rola w systemie musi być zgodna z ich wykształceniem, bo tylko tym sposobem można zbudować tożsamość zawodową. Jeżeli pielęgniarka nie może robić tego, co potrafi, to praca nie daje jej żadnej satysfakcji. A wówczas zaczyna szukać sobie innego miejsca.

emisja bez ograniczeń wiekowych
Wideo

Te produkty powodują cukrzycę u Polaków

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!

Polecane oferty

Materiały promocyjne partnera

Materiał oryginalny: "Chętnych nie brakuje, ale warunki pracy są straszne". Trudny los polskich pielęgniarek. 7 czerwca zaczynają strajk! - Dziennik Bałtycki

Wróć na naszemiasto.pl Nasze Miasto